Nie mam wielu ulubieńców w tym miesiącu, ale te które pokazuję świetnie się sprawdziły:)
Hydrolat z nasion marchwi z ECOSpa. Dobrze łagodzi zmarzniętą skórę, spryskiwałam nim całą twarz, dodawałam do maseczek i peelingów. Ma przyjemny zapach. Dla mnie najważniejsze było to, że rewelacyjnie sprawdził się przy mojej naczynkowej cerze.
Balsam do ciała Burt's Bees, Masło Shea i witamina E. Powoli kończą mi się olejki do ciała, dla odmiany sięgnęłam po balsam. Lubię kosmetyki Burt's Bees, ten balsam też się sprawdził. Jest gęsty, wydajny i dobrze nawilża skórę. Jedynie zapach nie jest przyjemny, nie odrzuca ale spodziewałam się czegoś lepszego. W składzie oprócz masła shea i witaminy E znajdziemy wiele innych olejów i ekstraktów wszystkie naturalne.
Krem nawilżający- Mus Egzotyczny, Femi. Używam go już od kilku tygodni, jest rewelacyjny. Na pewno zasługuje na oddzielną recenzję, którą niebawem zmieszczę. Pachnie obłędnie:) Nawilża i chroni przed zimnem. Idealny na jesienno- zimową pogodę.
Olej tamanu, to olej pozyskiwany z drzewa tamanu, ma wiele dobroczynnych właściwości. Jeśli go nie znacie to polecam, warto mieć go w domu, wiele razy uratował mi skórę. Działa przeciwbakteryjnie, przeciwzapalne, przeciwbólowo, przeciwwirusowo, antyoksydacyjnie, intensywnie regeneruje skórę i redukuje blizny. Pomaga pozbyć się świeżych blizn, goi je nie pozostawiając po nich śladu. Oczywiście można też próbować używać go na starsze blizny, ale nie będzie aż tak spektakularnych efektów.
Dobrze radzi sobie ze śladami po zajadach czy opryszczce, szybko je łagodzi.
Czasem dodaję też kroplę oleju do kremu, czy maseczki.
Podobno dobrze sprawdza się w zwalczaniu rozstępów.
Na koniec szczotka, zaczęłam szczotkować skórę codziennie rano i nie zamierzam przestawać, już widzę efekty:) Wcześniej szczotkowałam skórę najwyżej do 2 - 3 dzień. Warto kupić dobrą, twardą i gęstą szczotkę. Skóra lepiej wygląda, jest napięta, ma zdrowy ładny kolor. Zachęcam Was do szczotkowania!
Mam nadzieję, że co Was zaciekawi, jestem ciekawa Waszych ulubieńców.
Pozdrawiam:)
Zdrowe odżywianie
▼
piątek, 30 listopada 2012
niedziela, 25 listopada 2012
Nowe cudeńka z Lily Lolo :)
W piątek wieczorem czekała na mnie w domu miła niespodzianka :) Szybko otworzyłam małe pudełeczko i oto co znalazłam:
Wszystko podwójnie:) Róże, cienie i pomadki. Z tych ostatnich cieszę się najbardziej, bo nie miałam wcześniej okazji ich używać. Reszty kosmetyków jeszcze nie próbowałam, ale pomadki od razu musiałam przetestować. Pozostałe kosmetyki na pewno zrecenzuję niebawem.
Dostałam pomadki w odcieniu Romantic Rose (z lewej) ma kolor intensywnego różu, i Love Affair - jasny brąz z domieszką brudnego różu.
Pomadki delikatnie podkreślają usta. Są naturalne i dobrze nawilżają. Zawierają olejek jojoba. Ponadto witaminę E i ekstrakt z rozmarynu, dwa silne antyoksydanty. Nie mają w składzie dodatków zapachowych.
Jak się sprawdziły?
Świetnie się je nakłada, szminki są mokre i gładko rozprowadzają się na ustach. Lily Lolo to moja ulubiona marka mineralna i nie zawiodłam się po raz kolejny. Nie trzeba nakładać balsamu pod pomadkę, usta są dobrze nawilżone i odżywione. Mają delikatny kolor i połysk. Pomadki nie zbierają się z kącikach. Do wyboru jest sześć odcieni, każda może znaleźć coś dla siebie.
Szminki nie są bardzo trwałe, ale można zastosować różne triki makijażowe i wtedy trzymają się zdecydowanie dłużej. Najlepiej odbić pierwszą warstwę przy pomocy chusteczki, a potem delikatnie przypudrować usta przed kolejną aplikacją.
Rozczarowało mnie jedynie plastikowe opakowanie, na szczęście wzór jest bardzo ładny.
Mam ochotę na odcień Denure, ma ładny brzoskwiniowo -beżowy kolor. Może się skuszę kiedy będę zamawiała coś ze strony Costasy.
Miałyście okazję używać kosmetyków Lily Lolo? Jak się u Was sprawdziły?
Udanej niedzieli!
Pozdrawiam:)
Dostałam pomadki w odcieniu Romantic Rose (z lewej) ma kolor intensywnego różu, i Love Affair - jasny brąz z domieszką brudnego różu.
Tak prezentują się na ustach:
Pomadki delikatnie podkreślają usta. Są naturalne i dobrze nawilżają. Zawierają olejek jojoba. Ponadto witaminę E i ekstrakt z rozmarynu, dwa silne antyoksydanty. Nie mają w składzie dodatków zapachowych.
Jak się sprawdziły?
Świetnie się je nakłada, szminki są mokre i gładko rozprowadzają się na ustach. Lily Lolo to moja ulubiona marka mineralna i nie zawiodłam się po raz kolejny. Nie trzeba nakładać balsamu pod pomadkę, usta są dobrze nawilżone i odżywione. Mają delikatny kolor i połysk. Pomadki nie zbierają się z kącikach. Do wyboru jest sześć odcieni, każda może znaleźć coś dla siebie.
Szminki nie są bardzo trwałe, ale można zastosować różne triki makijażowe i wtedy trzymają się zdecydowanie dłużej. Najlepiej odbić pierwszą warstwę przy pomocy chusteczki, a potem delikatnie przypudrować usta przed kolejną aplikacją.
Rozczarowało mnie jedynie plastikowe opakowanie, na szczęście wzór jest bardzo ładny.
Mam ochotę na odcień Denure, ma ładny brzoskwiniowo -beżowy kolor. Może się skuszę kiedy będę zamawiała coś ze strony Costasy.
Miałyście okazję używać kosmetyków Lily Lolo? Jak się u Was sprawdziły?
Udanej niedzieli!
Pozdrawiam:)
sobota, 24 listopada 2012
Peeling do ust- Lush
Długo czekałam na wolny weekend :) Miałam kolejny bardzo zajęty tydzień i w niektóre dni w ogóle nie włączałam komputera. Może teraz będzie chociaż trochę lepiej. Liczę, że tak będzie.
Na zewnątrz nie jest jeszcze bardzo zimno, ale coraz częściej mam spierzchnięte usta. Sięgam wtedy po peeling do ust. Teraz mam akurat ten z Lush'a - Sweet Lips, ale bardzo łatwo można wykonać taki kosmetyk w domu. Warto, bo zwłaszcza teraz kiedy nasz ust są narażone na niskie temperatury przyda im się dodatkowa pielęgnacja.
Ważne, żeby do cukrowego peelingu dodać dobrej jakości olej. Lush dodaje olej jojoba, a do tego ekstrakt z wanilii i kakao. Pachnie słodko i przyjemnie. Wystarczy niewielka ilość i krótki masaż, żeby poczuć efekt.
Delikatnie złuszcza i wygładza skórę, do tego dobrze nawilża.
Dzięki niemu usta powinny być w dobrej kondycji przez całą zimę, robię go regularnie wieczorem co 2-3 dni. Następnie nakładam grubszą warstwę balsamu do ust na noc. Najchętniej Figs& Rouge.
Peeling jest bardzo smaczny, nic się nie stanie nawet jeśli go zliżemy :)
Polecam Wam taką pielęgnację, kiedy go wykorzystam na pewno kolejny zrobię sama. Robicie peelingi ust? A może macie inne sposoby na pielęgnację ust zimą?
Na zewnątrz nie jest jeszcze bardzo zimno, ale coraz częściej mam spierzchnięte usta. Sięgam wtedy po peeling do ust. Teraz mam akurat ten z Lush'a - Sweet Lips, ale bardzo łatwo można wykonać taki kosmetyk w domu. Warto, bo zwłaszcza teraz kiedy nasz ust są narażone na niskie temperatury przyda im się dodatkowa pielęgnacja.
Ważne, żeby do cukrowego peelingu dodać dobrej jakości olej. Lush dodaje olej jojoba, a do tego ekstrakt z wanilii i kakao. Pachnie słodko i przyjemnie. Wystarczy niewielka ilość i krótki masaż, żeby poczuć efekt.
Delikatnie złuszcza i wygładza skórę, do tego dobrze nawilża.
Dzięki niemu usta powinny być w dobrej kondycji przez całą zimę, robię go regularnie wieczorem co 2-3 dni. Następnie nakładam grubszą warstwę balsamu do ust na noc. Najchętniej Figs& Rouge.
Peeling jest bardzo smaczny, nic się nie stanie nawet jeśli go zliżemy :)
Polecam Wam taką pielęgnację, kiedy go wykorzystam na pewno kolejny zrobię sama. Robicie peelingi ust? A może macie inne sposoby na pielęgnację ust zimą?
poniedziałek, 19 listopada 2012
Okulary Firmoo
Kilka tygodni temu dostałam zupełnie niespodziewanego maila od marki Firmoo z zapytaniem czy byłabym zainteresowana współpracą. Rozglądałam się za dobrymi okularami przeciwsłonecznymi, bo w tym raku moje oczy stały się jeszcze bardziej wrażliwe na słońce. Propozycja mnie ucieszyła :)
Po tygodniu przyszła do mnie przesyłka z wybranymi okularami.
Kształt bardzo mi odpowiada, pasuje do mojej twarzy. Oprawki są bardzo solidnie wykonane. Dla mnie najważniejsze, że szkła są dobrej jakości i mają wysoki filtr UV.
W zestawia dostałam dwa opakowania na okulary, ściereczkę oraz śrubokręt i 4 zapasowe śrubki.
Lubię duże okulary, dobrze się w nich czuję. Marka Firmoo ma w ofercie również okulary korekcyjne. Sporo informacji można znaleźć też na facebooku.
Firma jest godna zaufania, przesyłka ze Stanów przyszła do mnie w tydzień. Obsługa sklepu jest profesjonalna, przed złożeniem zamówienia wypełniamy szczegółową ankietę.
Miałam obawy czy okulary zamówione przez internet, bez mierzenia będą pasowały. Mile się zaskoczyłam kiedy je założyłam.
Jeśli ktoś szuka okularów polecam zapoznać się z promocją, druga para gratis. Można również skorzystać z darmowej wysyłki, składając zamówienie powyżej 39 dolarów.
Biorąc pod uwagę ceny w dobrych okularów, te nie są wygórowane. Niestety oferta nie jest zbyt duża, spodziewałam się większego wyboru oprawek.
Mam nadzieję, że dobrze sprawdzą się w pełnym słońcu. Kiedy spadnie śnieg też mogą się przydać, oby uratowały moje oczy przed łzawieniem.
Pozdrawiam :)
Po tygodniu przyszła do mnie przesyłka z wybranymi okularami.
Kształt bardzo mi odpowiada, pasuje do mojej twarzy. Oprawki są bardzo solidnie wykonane. Dla mnie najważniejsze, że szkła są dobrej jakości i mają wysoki filtr UV.
W zestawia dostałam dwa opakowania na okulary, ściereczkę oraz śrubokręt i 4 zapasowe śrubki.
Lubię duże okulary, dobrze się w nich czuję. Marka Firmoo ma w ofercie również okulary korekcyjne. Sporo informacji można znaleźć też na facebooku.
Firma jest godna zaufania, przesyłka ze Stanów przyszła do mnie w tydzień. Obsługa sklepu jest profesjonalna, przed złożeniem zamówienia wypełniamy szczegółową ankietę.
Miałam obawy czy okulary zamówione przez internet, bez mierzenia będą pasowały. Mile się zaskoczyłam kiedy je założyłam.
Jeśli ktoś szuka okularów polecam zapoznać się z promocją, druga para gratis. Można również skorzystać z darmowej wysyłki, składając zamówienie powyżej 39 dolarów.
Biorąc pod uwagę ceny w dobrych okularów, te nie są wygórowane. Niestety oferta nie jest zbyt duża, spodziewałam się większego wyboru oprawek.
Mam nadzieję, że dobrze sprawdzą się w pełnym słońcu. Kiedy spadnie śnieg też mogą się przydać, oby uratowały moje oczy przed łzawieniem.
Pozdrawiam :)
niedziela, 18 listopada 2012
Raw Gaia- maska czekoladowa do twarzy
Pachnie cudownie:) Nie mogę sobie teraz pozwalać na desery. Na szczęście mogę używać smakowitych kosmetyków, zwłaszcza zupełnie naturalnych, żywych i organicznych :)
Czekoladowa maska świetnie sprawdza się w domowym spa, stosuję ją nawet kilka razy w tygodniu.
Dobrze, że na nią trafiłam:)
Skład jest prosty:
Ekologiczne kakao, mielone na zimno. Kakao ma o wiele więcej antyoksydantów niż czerwone wino czy zielona herbata. Dzięki pozyskiwaniu kakao na zimno, zachowuje wszystkie enzymy, witaminy i przeciwutleniacze. W jednej łyżeczce surowego kakao znajduje się aż 25,200 antyoksydantów!!
Skutecznie spowalnia procesy starzenia. Dodatkowo po nałożeniu pięknie pachnie i działa aromaterapeutycznie i zdecydowanie poprawia nastrój :)
Kakao poprawia też zdolności obronne skóry przed UV.
Suszona na słońcu czerwona glinka. Ten składnik działa bardzo dobrze na moja skórę, lubię ją solo i w połączeniu z innymi składnikami. W tej kompozycji też dobrze się sprawdza, nadaje się do skóry naczynkowej, ale też tłustej czy mieszanej. Poprawia krążenie, działa odżywczo, absorbuje toksyny ze skóry i ściąga pory.
Ekologiczny proszek z korzenia kurkumy. Do tej pory kurkumę zostawiałam w kuchni, muszę znaleźć jakieś przepisy i zacząć dodawać ją do kosmetyków:) Hinduskie kobiety smarują twarze kurkumą i mlekiem, żeby pięknie wyglądać. Podobno dobrze się sprawdza w pielęgnacji skóry trądzikowej. Oczyszcza skórę i opóźnia procesy starzenia.
Ekologiczny proszek z owoców amla. Drzewo amla rośnie w Indiach. Ajurveda uważa te owoce za najlepszy środek odmładzający. Zawierają one bardzo dużo witaminy C, tanin i polifenoli. Napary i maceraty owocu amli są powszechnie stosowane w Indiach dla poprawy kondycji skóry, włosów i paznokci. Wzmacniają strukturę skóry i działają przeciwzmarszczkowo.
Jak ją stosuję?
Łyżeczkę proszku mieszam z odrobiną hydrolatu, gotową maskę nakładam na oczyszczoną twarz. Odczekuję około 15 minut i zmywam ją.
Skóra wygląda świeżo, jest oczyszczona. Kiedy mam zaczerwienioną skórę, maska dobrze ją koi. Jeśli chcemy można zrobić od razu delikatny peeling wmasowując maskę w skórę twarzy, ma delikatne drobinki.
Pięknie pachnie i dobrze wpływa na samopoczucie:)
Polecam:)
Stosowałyście kiedyś kosmetyki z kakao?
Czekoladowa maska świetnie sprawdza się w domowym spa, stosuję ją nawet kilka razy w tygodniu.
Dobrze, że na nią trafiłam:)
Skład jest prosty:
Ekologiczne kakao, mielone na zimno. Kakao ma o wiele więcej antyoksydantów niż czerwone wino czy zielona herbata. Dzięki pozyskiwaniu kakao na zimno, zachowuje wszystkie enzymy, witaminy i przeciwutleniacze. W jednej łyżeczce surowego kakao znajduje się aż 25,200 antyoksydantów!!
Skutecznie spowalnia procesy starzenia. Dodatkowo po nałożeniu pięknie pachnie i działa aromaterapeutycznie i zdecydowanie poprawia nastrój :)
Kakao poprawia też zdolności obronne skóry przed UV.
Suszona na słońcu czerwona glinka. Ten składnik działa bardzo dobrze na moja skórę, lubię ją solo i w połączeniu z innymi składnikami. W tej kompozycji też dobrze się sprawdza, nadaje się do skóry naczynkowej, ale też tłustej czy mieszanej. Poprawia krążenie, działa odżywczo, absorbuje toksyny ze skóry i ściąga pory.
Ekologiczny proszek z korzenia kurkumy. Do tej pory kurkumę zostawiałam w kuchni, muszę znaleźć jakieś przepisy i zacząć dodawać ją do kosmetyków:) Hinduskie kobiety smarują twarze kurkumą i mlekiem, żeby pięknie wyglądać. Podobno dobrze się sprawdza w pielęgnacji skóry trądzikowej. Oczyszcza skórę i opóźnia procesy starzenia.
Ekologiczny proszek z owoców amla. Drzewo amla rośnie w Indiach. Ajurveda uważa te owoce za najlepszy środek odmładzający. Zawierają one bardzo dużo witaminy C, tanin i polifenoli. Napary i maceraty owocu amli są powszechnie stosowane w Indiach dla poprawy kondycji skóry, włosów i paznokci. Wzmacniają strukturę skóry i działają przeciwzmarszczkowo.
Jak ją stosuję?
Łyżeczkę proszku mieszam z odrobiną hydrolatu, gotową maskę nakładam na oczyszczoną twarz. Odczekuję około 15 minut i zmywam ją.
Skóra wygląda świeżo, jest oczyszczona. Kiedy mam zaczerwienioną skórę, maska dobrze ją koi. Jeśli chcemy można zrobić od razu delikatny peeling wmasowując maskę w skórę twarzy, ma delikatne drobinki.
Pięknie pachnie i dobrze wpływa na samopoczucie:)
Polecam:)
Stosowałyście kiedyś kosmetyki z kakao?
sobota, 17 listopada 2012
Spóźniona relacja w wykładu i dieta dr Ewy Dąbrowskiej
Po wtorkowym wykładzie wróciłam późno, bo spotkanie trochę się przedłużyło,byłam śpiąca i nie zrobiłam wpisu od razu. Potem miałam dni zajęte od rana do wieczora. Ciężko było z warzywną dietą, musiałam wszystko przygotować rano i potem nosić cały dzień ciężką torbę z prowiantem, ale jak do tej pory się udaje:) Uczucie głodu jest już coraz mniejsze, 3 pierwsze dni były pod tym względem najgorsze, ciągle ssało mnie w żołądku. Do tego ból głowy, który pojawia się prawie codziennie. To mój jedyny objaw detoksu, myślałam że cera się pogorszy, jak do tej pory jest bez zmian. Zobaczę co będzie w kolejnym tygodniu.
Bardzo Was przepraszam, że nie dzieliłam się przepisami, postaram się poprawić z kolejnym tygodniu diety.
Rano przygotowywałam sobie surówki i sałatki, wszystko pakowałam i brałam ze sobą. Do tego bardzo dużo jabłek i trochę mniej grejpfrutów. Rano obowiązkowo szczotkowanie i woda z cytryną na czczo.
Piłam też świeżo wyciskane soki z marchwi, jabłek lub buraków.
Dzisiaj ugotowałam zupę jarzynową. Miała być dyniowa, ale spóźniłam się i już nie było żadnej dyni w moim warzywniaku. Wzięłam co było:)
Bardzo prosta zupa, cukinia, marchewka, pietruszka i cebula. Doprawiłam ją naturalna przyprawą "jarzynka". Będzie też na jutrzejszy obiad. W ciągu tygodnia robiłam proste rzeczy, mieszałam zwykle dwa składniki. Chrupałam też same marchewki i jabłuszka.
Służy mi ten detox, czuję się lekka, mam sporo energii. Nie jestem wzdęta.
Problem mam jedynie z treningami, lubię się porządnie zmęczyć, a teraz nie mam dobrej wytrzymałości. Po 40 minutach ćwiczeń umieram z głodu.. Tęsknię za pysznym, tłustym avokado i za orzechami, których mam akurat mnóstwo w domu. Poczekam jeszcze tydzień i wprowadzę je do jadłospisu. Póki co zostaję przy spokojniejszym treningu.
Wtorkowy wykład trochę mnie rozczarował, będziecie mogli go obejrzeć na stronie mantra.pl, niebawem powinien się tam pojawić. Teraz jest dostępny bardzo podobny wykład z Koszalina TUTAJ.
Owszem wykład zaczął się od krótkiej wyciszającej medytacji, ale potem nie było o niej mowy. Generalnie niczego nowego się nie dowiedziałam. Było sporo osób, momentami było śmiesznie, bo tłumaczka przekręcała wiele zwrotów, albo wymyślała nowe słowa, np. typu otylstwo (?). Liczyłam na coś więcej. Siedziałam i pilnie słuchałam z notatnikiem, ale nic nie zapisałam. Mimo to nie żałuję, że tam poszłam. Na koniec również była krótka medytacja, tym razem śpiewana mantra. Po niej seria pytań, która trwała dość długo. Może kolejne tego typu wydarzenia będą ciekawsze.
Na koniec, jeszcze informacja o konkursie, w którym można wygrać kubeczek Mooucup u EkoKobiety.
Szczegóły znajdziecie TUTAJ. Powodzenia!
Pozdrawiam :*
Bardzo Was przepraszam, że nie dzieliłam się przepisami, postaram się poprawić z kolejnym tygodniu diety.
Rano przygotowywałam sobie surówki i sałatki, wszystko pakowałam i brałam ze sobą. Do tego bardzo dużo jabłek i trochę mniej grejpfrutów. Rano obowiązkowo szczotkowanie i woda z cytryną na czczo.
Piłam też świeżo wyciskane soki z marchwi, jabłek lub buraków.
Dzisiaj ugotowałam zupę jarzynową. Miała być dyniowa, ale spóźniłam się i już nie było żadnej dyni w moim warzywniaku. Wzięłam co było:)
Bardzo prosta zupa, cukinia, marchewka, pietruszka i cebula. Doprawiłam ją naturalna przyprawą "jarzynka". Będzie też na jutrzejszy obiad. W ciągu tygodnia robiłam proste rzeczy, mieszałam zwykle dwa składniki. Chrupałam też same marchewki i jabłuszka.
Służy mi ten detox, czuję się lekka, mam sporo energii. Nie jestem wzdęta.
Problem mam jedynie z treningami, lubię się porządnie zmęczyć, a teraz nie mam dobrej wytrzymałości. Po 40 minutach ćwiczeń umieram z głodu.. Tęsknię za pysznym, tłustym avokado i za orzechami, których mam akurat mnóstwo w domu. Poczekam jeszcze tydzień i wprowadzę je do jadłospisu. Póki co zostaję przy spokojniejszym treningu.
Wtorkowy wykład trochę mnie rozczarował, będziecie mogli go obejrzeć na stronie mantra.pl, niebawem powinien się tam pojawić. Teraz jest dostępny bardzo podobny wykład z Koszalina TUTAJ.
Owszem wykład zaczął się od krótkiej wyciszającej medytacji, ale potem nie było o niej mowy. Generalnie niczego nowego się nie dowiedziałam. Było sporo osób, momentami było śmiesznie, bo tłumaczka przekręcała wiele zwrotów, albo wymyślała nowe słowa, np. typu otylstwo (?). Liczyłam na coś więcej. Siedziałam i pilnie słuchałam z notatnikiem, ale nic nie zapisałam. Mimo to nie żałuję, że tam poszłam. Na koniec również była krótka medytacja, tym razem śpiewana mantra. Po niej seria pytań, która trwała dość długo. Może kolejne tego typu wydarzenia będą ciekawsze.
Na koniec, jeszcze informacja o konkursie, w którym można wygrać kubeczek Mooucup u EkoKobiety.
Szczegóły znajdziecie TUTAJ. Powodzenia!
Pozdrawiam :*
wtorek, 13 listopada 2012
Joga , zdrowie i harmonia. Wykład we Wrocławiu już dziś:)
Witam:)
Wybieram się dziś wieczorem na wykład i jestem bardzo ciekawa tego spotkania :) Balakhilya od ponad 40 lat podróżuje po całym świece prowadząc wykłady i seminaria. Inspiruje do podjęcia praktyk medytacyjnych. Od dawna próbuję medytować, ale z różnym skutkiem. Ciężko mi usiedzieć w miejscu,
5 minut uznaję za sukces, ale jest już lepiej niż kiedyś. W połączeniu z jogą jest o wiele łatwiej. Liczę, że dowiem się czegoś ciekawego.
Wykład jest bezpłatny, nie trzeba się wcześniej zapisywać.
Może ktoś się wybiera?
Wybieram się dziś wieczorem na wykład i jestem bardzo ciekawa tego spotkania :) Balakhilya od ponad 40 lat podróżuje po całym świece prowadząc wykłady i seminaria. Inspiruje do podjęcia praktyk medytacyjnych. Od dawna próbuję medytować, ale z różnym skutkiem. Ciężko mi usiedzieć w miejscu,
5 minut uznaję za sukces, ale jest już lepiej niż kiedyś. W połączeniu z jogą jest o wiele łatwiej. Liczę, że dowiem się czegoś ciekawego.
Wykład jest bezpłatny, nie trzeba się wcześniej zapisywać.
Może ktoś się wybiera?
poniedziałek, 12 listopada 2012
Od dziś detox
Przez najbliższe dwa tygodnie mam zamiar oczyścić mój organizm. Wierzę, że taka dieta jest dobra dla ciała i ducha. Zamierzam stosować dietę doktor Ewy Dąbrowskiej, ostatni raz robiłam ją chyba dwa lata temu. Wtedy było mi ciężko. Od tego czasu mój sposób odżywiania znacznie się zmienił, nie wiem jak będzie tym razem.
Cel to 2 tygodnie. Dieta wyklucza prawie wszystkie owoce, ale jakoś przetrwam. Sezon jest odpowiedni. Będę miksować zupy i robić sałatki. Pewnie pojawi się kryzys, postaram się być silna.
Zakazany jest wszelkiego rodzaju tłuszcz.
Owoce i warzywa, które można spożywać na diecie:
korzeniowe: marchew, seler, pietruszka, chrzan, burak, rzodkiew, rzepa
liściaste: sałata, seler naciowy, zielona pietruszka, jarmuż, rzeżucha, koper, zioła
cebulowe: cebula, por, czosnek
psiankowate: pomidor, papryka
kapustne: kapusta biała, czerwona, włoska, pekińska, kalafior, kalarepa
dyniowate: dynia, kabaczek, cukinia, ogórki
Do tego dużo wody, ziół i zielonej herbaty.
Dodatkowo będę codziennie rano szczotkować ciało na sucho, jest to właściwie konieczne w procesie oczyszczania. Szczotkowanie ułatwia usuwanie toksyn z organizmu.
Potem ćwiczenia, kardio, ćwiczenia z taśmą, rozciąganie, może jeszcze kręcenie na hula-hop.
Pozytywne nastawienie, spacery, słuchanie dobrej muzyki, spędzanie jak najmniejszej ilości czasu przed komputerem.
W czasie kuracji nasz organizm nie powinien mieć kontaktu z chemią, nie kładźmy na ciało niczego co nie jest naturalne.
W czasie kuracji nasz organizm nie powinien mieć kontaktu z chemią, nie kładźmy na ciało niczego co nie jest naturalne.
Mam w głowie sporo przepisów, będę korzystać też z przepisów z książek dr Ewy Dąbrowskiej. Ania z cudownych diet już prawie skończyła swój detox i na pewno będę przeglądać jej wpisy.
Jestem przygotowana na objawy oczyszczania, chcę żeby wszystkie toksyny uciekły z mojego ciała. 14 dni jakoś przetrzymam, zresztą ciężkie chwile będę oznaczały, że detox działa:)
Jestem przygotowana na objawy oczyszczania, chcę żeby wszystkie toksyny uciekły z mojego ciała. 14 dni jakoś przetrzymam, zresztą ciężkie chwile będę oznaczały, że detox działa:)
Ktoś chce się przyłączyć?
niedziela, 11 listopada 2012
Uczta w Raw Organic
Wczoraj byłam w Krakowie i najważniejszym punktem dnia był obiad z restauracji Raw Organic. Serwują tam surowo- wegańskie jedzonko. Chciałam tam jechać od razu po otwarciu, ale nie miałam okazji.
Z przyjemnością spróbowałam surowego burgera, był przepyszny! Nie miałam aparatu, na szczęście na stronie RO znalazłam zdjęcie:
Teraz dehydrator znajduje się na szczycie mojej listy upragnionych rzeczy, mogłabym częściej przygotowywać takie cuda! Burger kosztował 18 zł, zostałam przygotowany wyłącznie ze składników organicznych. Pycha!
Teraz dehydrator znajduje się na szczycie mojej listy upragnionych rzeczy, mogłabym częściej przygotowywać takie cuda! Burger kosztował 18 zł, zostałam przygotowany wyłącznie ze składników organicznych. Pycha!
Moja mama zamówiłam sałatkę "Przyjaciele z Italii", podaną z sosem z orzechów nerkowca, również była zachwycona:) Kosztowała około 20 zł.
Zamówiłyśmy też deser:) Niebiańską szarlotkę na spodzie z orzechów włoskich, laskowych i rodzynek, pyszota! Jednak o wiele lepsza okazała się tarta! Była najlepsza na świecie, migdałowa tarta z suszonymi śliwkami i gruszkami, polana kokosową, surową czekoladą :) Marzenie. Niestety nie mam zdjęć, następnym razem pojadę tam z aparatem.
Na koniec pyszna zielona herbata Yogi Tea, podawana w dużym kubku.
Na takie luksusy nie można pozwalać sobie codziennie, ale raz na jakiś czas jak najbardziej! Polecam każdemu, nie koniecznie trzeba być weganinem żeby się tam wybrać. Dobrze jest próbować nowych smaków, może się zakochacie w tej fantastycznej kuchni!
Polecam wszystkim, którzy będą mieli okazję odwiedzić to miejsce! Restauracja znajduje się na Placu Wolnica 12 na Krakowskim Kazimierzu. Szyld jest spory, łatwo go zauważyć.
Przy Rynku na ul. Gołębiej 1 można kupić surowe, organiczne przekąski i kilka surowych potraw z restauracji Raw Ogranic. Przy okazji też tam zaglądnęłam.
Lubicie takie jedzenie? Może ktoś był już w Raw Organic? Albo w innej ciekawej restauracji?
Miłej niedzieli!
Miłej niedzieli!
piątek, 9 listopada 2012
Kubeczek menstruacyjny Mooncup
Witajcie Kochani :)
O kubeczku czytałam już wiele razy, ale długo zwlekałam z jego nabyciem. Od dłuższego czasu dążę do tego, żeby produkować jak najmniej śmieci. Ciągle szukam nowych rozwiązań, segreguję co się da. Nie kupuję nic w zbędnym opakowaniu, staram się jak mogę i widzę efekty. Jednak chcę zrobić więcej. Staram się używać naturalnych podpasek, ale one też potrzebują trochę czasu żeby się rozłożyć. Podpaski wielorazowego użytku są ok, używam ich kiedy jestem w domu i w nocy. Zdecydowałam się na kubeczek i myślę, bo to najbardziej ekologiczna opcja. Większość kobiet, które go wypróbowały nie żałują. Bardzo się cieszę, że niebawem zacznę go używać. Na pewno poznacie moją opinię.
Kubeczek menstruacyj Mooncup to sylikonowy kubeczek wielorazowego użytku, świetna alternatywa dla tamponów i podpasek. Wymyśliła go anonimowa kobieta w latach 30. XX wieku. Od 2001 roku popularyzuje go Brytyjka Su Hardy. Jego zadanie polega na zbieraniu krwi miesiączkowej. To ekologiczna alternatywa dla tamponów i podpasek. jest zrobiony z bezpiecznego dla nas materiału, wolnego od toksycznych dioksyn i chemikaliów powszechnie stosowanych w klasycznych podpaskach. Jest również hipoalergiczny.
Jeden kubeczek można używać aż 5 lat!
Mooncup to całkowicie ekologiczna firma, dbają o ekologię przy procesie produkcji, promocji, zarządzaniu i dystrybucji kubeczka. Kubeczek przechowujemy w woreczku z organicznej bawełny.
Serwis EkoKobieta zajmuje się między innymi propagowaniem kubeczka Mooncup w Polsce. Warto tam zaglądać.
Wkrótce, już 15 listopada serwis obchodzi swoje drugie urodziny, z tej okazji przygotowano promocję.
Przez 2 tygodnie będzie można nabyć kubeczek w promocyjnej cenie 89,99 zamiast 99,99.
Warto skorzystać z promocji i wreszcie go wypróbować.
Decydując się na zakup musimy zdecydować się na jeden z dwóch rozmiarów. Wybór nie jest trudny, można o nich poczytać TUTAJ.
Mam nadzieję, że się u mnie sprawdzi. Wiele przemawia za tym, że tak będzie:)
Po pierwsze ekologia!
Ekonomia też się liczy, skoro Mooncup może nam służyć przez 5 lat to spora oszczędność, na podpaski wydajemy na pewno około 10 zł. miesięcznie, może nawet trochę więcej. Koszt kubeczka zwróci się po kilku miesiącach i będzie można zapomnieć o podpaskach.
Jeśli jeszcze macie wątpliwości przeczytajcie 10 mitów na temat kubeczka Mooncup. Powinny rozwiać Wasze obawy :)
Więcej na temat kubeczka napiszę, kiedy już go przetestuję. Chciałam Wam napisać o promocji, macie kilka dni na przemyślenie i już za kilka dni będziecie mogły nabyć go trochę taniej.
Co o nim sądzicie, może któraś z Was już go używa?
O kubeczku czytałam już wiele razy, ale długo zwlekałam z jego nabyciem. Od dłuższego czasu dążę do tego, żeby produkować jak najmniej śmieci. Ciągle szukam nowych rozwiązań, segreguję co się da. Nie kupuję nic w zbędnym opakowaniu, staram się jak mogę i widzę efekty. Jednak chcę zrobić więcej. Staram się używać naturalnych podpasek, ale one też potrzebują trochę czasu żeby się rozłożyć. Podpaski wielorazowego użytku są ok, używam ich kiedy jestem w domu i w nocy. Zdecydowałam się na kubeczek i myślę, bo to najbardziej ekologiczna opcja. Większość kobiet, które go wypróbowały nie żałują. Bardzo się cieszę, że niebawem zacznę go używać. Na pewno poznacie moją opinię.
Kubeczek menstruacyj Mooncup to sylikonowy kubeczek wielorazowego użytku, świetna alternatywa dla tamponów i podpasek. Wymyśliła go anonimowa kobieta w latach 30. XX wieku. Od 2001 roku popularyzuje go Brytyjka Su Hardy. Jego zadanie polega na zbieraniu krwi miesiączkowej. To ekologiczna alternatywa dla tamponów i podpasek. jest zrobiony z bezpiecznego dla nas materiału, wolnego od toksycznych dioksyn i chemikaliów powszechnie stosowanych w klasycznych podpaskach. Jest również hipoalergiczny.
Jeden kubeczek można używać aż 5 lat!
Mooncup to całkowicie ekologiczna firma, dbają o ekologię przy procesie produkcji, promocji, zarządzaniu i dystrybucji kubeczka. Kubeczek przechowujemy w woreczku z organicznej bawełny.
Serwis EkoKobieta zajmuje się między innymi propagowaniem kubeczka Mooncup w Polsce. Warto tam zaglądać.
Wkrótce, już 15 listopada serwis obchodzi swoje drugie urodziny, z tej okazji przygotowano promocję.
Przez 2 tygodnie będzie można nabyć kubeczek w promocyjnej cenie 89,99 zamiast 99,99.
Warto skorzystać z promocji i wreszcie go wypróbować.
Decydując się na zakup musimy zdecydować się na jeden z dwóch rozmiarów. Wybór nie jest trudny, można o nich poczytać TUTAJ.
Mam nadzieję, że się u mnie sprawdzi. Wiele przemawia za tym, że tak będzie:)
Po pierwsze ekologia!
Ekonomia też się liczy, skoro Mooncup może nam służyć przez 5 lat to spora oszczędność, na podpaski wydajemy na pewno około 10 zł. miesięcznie, może nawet trochę więcej. Koszt kubeczka zwróci się po kilku miesiącach i będzie można zapomnieć o podpaskach.
Jeśli jeszcze macie wątpliwości przeczytajcie 10 mitów na temat kubeczka Mooncup. Powinny rozwiać Wasze obawy :)
Więcej na temat kubeczka napiszę, kiedy już go przetestuję. Chciałam Wam napisać o promocji, macie kilka dni na przemyślenie i już za kilka dni będziecie mogły nabyć go trochę taniej.
http://ekokobieta.com.pl/ |
Co o nim sądzicie, może któraś z Was już go używa?
środa, 7 listopada 2012
HURRAW!
Szkoda, że nie mogę Wam przekazać tego zapachu, od kilku dni nie rozstaję się z balsamem do ust Hurraw o zapachu spice chai. Pachnie obłędnie, przynajmniej dla mnie, chociaż kilka osób też było pod wrażeniem:) Nie pijam kawy, ale podobno pachnie jak zimowa wersja kawy w niektórych kawiarniach.
Obawiam się, że już jestem uzależniona..
Kupiłam go już jakiś czas temu i czekałam aż wykończę kilka innych pomadek. Okazała się idealna na chłodniejsze dni. Pachnie cynamonowo- goździkowo- waniliowo, taka esencja bardzo mi odpowiada:)
Do tego dobrze nawilża i nie musimy się obawiać,że nam zaszkodzi nawet kiedy ją zjemy.
Pomadka jest w 100 % wegańska, wykonana z organicznych składników. Na opakowaniu znajdziemy też napis RAW co znaczy, że wszystkie składniki, z których jest wykonana są surowe. Nie zostały poddane obróbce termicznej wyższej niż 27 stopni Celsjusza.
Skład jest świetny: zimnotłoczony ekologiczny olej ze słodkich migdałów z wyciągiem z cynamonu i kardamonu, wosk z meksykańskiego krzewu Euphorbia cerifera, zimnotłoczony ekologiczny olej kokosowy, zimnotłoczony ekologiczny olej jojoba, zimnotłoczone ekologiczne masło kakaowe, zimnotłoczony ekologiczny olej rycynowy, zimnotłoczona ekologiczna oliwa z oliwek, ekologiczny aromat, witamina E.
Balsam pozostawia usta nawilżone, z lekkim połyskiem. Niestety zapachu nie czuć po nałożeniu, jedynie przez chwilę. Mimo to mam nadzieję, że uda mi się wypróbować inne balsamy marki HURRAW! Wybór jest ogromny, mam już kilka upatrzonych. Może przy okazji ktoś mi je przywiezie:) W Polsce możemy je dostać, ale wybór niestety jest ograniczony.
Czekam też na Figs & Rouge w tubkach:) Ciekawe kiedy się u nas pojawią?
Wyglądają pięknie, uwielbiam pudełeczka Figs & Rouge, ale te będę o wiele bardziej praktyczne. Nie mogę się ich doczekać! Ciężko będzie zdecydować, który wybrać, dobrze się zapowiadają:)
Obawiam się, że już jestem uzależniona..
Kupiłam go już jakiś czas temu i czekałam aż wykończę kilka innych pomadek. Okazała się idealna na chłodniejsze dni. Pachnie cynamonowo- goździkowo- waniliowo, taka esencja bardzo mi odpowiada:)
Do tego dobrze nawilża i nie musimy się obawiać,że nam zaszkodzi nawet kiedy ją zjemy.
Pomadka jest w 100 % wegańska, wykonana z organicznych składników. Na opakowaniu znajdziemy też napis RAW co znaczy, że wszystkie składniki, z których jest wykonana są surowe. Nie zostały poddane obróbce termicznej wyższej niż 27 stopni Celsjusza.
Skład jest świetny: zimnotłoczony ekologiczny olej ze słodkich migdałów z wyciągiem z cynamonu i kardamonu, wosk z meksykańskiego krzewu Euphorbia cerifera, zimnotłoczony ekologiczny olej kokosowy, zimnotłoczony ekologiczny olej jojoba, zimnotłoczone ekologiczne masło kakaowe, zimnotłoczony ekologiczny olej rycynowy, zimnotłoczona ekologiczna oliwa z oliwek, ekologiczny aromat, witamina E.
Balsam pozostawia usta nawilżone, z lekkim połyskiem. Niestety zapachu nie czuć po nałożeniu, jedynie przez chwilę. Mimo to mam nadzieję, że uda mi się wypróbować inne balsamy marki HURRAW! Wybór jest ogromny, mam już kilka upatrzonych. Może przy okazji ktoś mi je przywiezie:) W Polsce możemy je dostać, ale wybór niestety jest ograniczony.
Czekam też na Figs & Rouge w tubkach:) Ciekawe kiedy się u nas pojawią?
wtorek, 6 listopada 2012
Niespodziewana przesyłka + 2 rozdania
Rano kurier przyniósł mi paczkę. Otworzyłam a tam...masa kiełków! Myślę, że jakoś sobie z mini poradzę. Urządzę jakąś ucztę. Już zjadłam zupę dyniową z kiełkami, zapowiada się tydzień z kiełkowymi sałatkami i innymi potrawami :)
Do tego roszponka i moja ukochana rukola:)
Mogę chwilowo przerwać domową hodowlę:)
U Lili Naturalna trwa konkurs, w którym biorę udział, zachęcam Was do odwiedzenia strony:)
Do wygrania ciekawe nagrody. Polecam:)
Ciekawe rozdanie jest też TUTAJ.
Powodzenia!
Do tego roszponka i moja ukochana rukola:)
Mogę chwilowo przerwać domową hodowlę:)
U Lili Naturalna trwa konkurs, w którym biorę udział, zachęcam Was do odwiedzenia strony:)
Do wygrania ciekawe nagrody. Polecam:)
Ciekawe rozdanie jest też TUTAJ.
Powodzenia!
sobota, 3 listopada 2012
Domowa maseczka do twarzy z kakao
Dawno nie robiłam domowych kosmetyków, długie wieczory mają swoje dobre strony. Kilka dni temu zaczęłam ponownie przeglądać przepisy w książce "Organic Body Care Recipes".
Zaczęłam od masek do twarzy, które uwielbiam:) W książce jest sporo różnych propozycji.
Wybrałam maskę, do której akurat miałam wszystkie potrzebne składniki. Jedynie miód zastąpiłam syropem z agawy.
Przepis przewiduje zrobienie większej ilości, można ją przechowywać w lodówce przez tydzień. Zrobiłam według przepisu, kolejnym razem będę robić mniejsze porcje. Maska bardzo mi się spodobała i dlatego dzielę się z Wami przepisem:)
Maseczka do twarzy z kakao
Składniki:
1/3 filiżanki kakao
2/3 łyżki jogurtu naturalnego (ja użyłam jogurtu sojowego)
1 łyżka syropu z agavy lub miodu
3 łyżki otrąb owsianych ( lub zmielonych płatków owsianych)
kilka kropel soku z cytryny (jako naturalny konserwant, jeśli chcemy przechowywać maskę w lodówce)
Wykonanie:
Mieszamy suche składniki, następnie dodajemy resztę. Dokładnie łączymy wszystko ze sobą.
Konsystencja jest dość gęsta, przypomina mi maskę w Lush'a Cupcake, bardzo ją lubiłam.
Wystarczy nałożyć cienką warstwę i odczekać 10-15 minut. Nakładam ją na twarz i dekolt, najlepiej przed prysznicem, żeby potem wygodnie wszystko zmyć. W tym czasie dobrze jest się położyć i zrelaksować przy dobrej muzyce:) Maska działa tez aromaterapeutycznie, pięknie pachnie!
Ja będę ją robić jeszcze przez kilka dni, muszę wykończyć to co zrobiłam.
Maska jest pełna antyoksydantów, wyciąga toksyny ze skóry, oczyszcza pory. Dzięki drobno zmielonym płatkom owsianym od razu robimy delikatny peeling. Skóra jest mięciutka i odświeżona.
Nabrałam ochoty na więcej domowych przepisów:) Postaram się wypróbować jeszcze kilka ciekawych przepisów, jeśli się sprawdzą na pewno je tu zamieszczę.
Mam nadzieję, że maska przypadnie Wam do gustu:)
piątek, 2 listopada 2012
Kusmi Tea
Kocham dobrą herbatę, mam ich sporo, różne rodzaje: zielone, czerwone, białe, ziołowe a także mieszanki herbat. Wiele osób zraża się do zielonej, bo na początek kupują tanią, a ta wiadomo gorzknieje..jest za mocna, niedobra.. Ciągle się dziwię kiedy dostaję u kogoś czarną herbatę. Kiedy ja mam gości dziwią się, że nie mam czarnej herbaty..
Zwykle mam w torebce kilka saszetek ze swoją ulubioną herbatą. Piję ją często i nie lubię się zmuszać do picia tych, które mi nie smakują. Wybór jest ogromny, jest kilka marek, które lubię szczególnie, np. Pukka o której pisałam już wiele razy. To nie jedyna marka po którą lubię sięgać.
Dzisiaj chciałam Wam przedstawić wspaniałą firmę, którą uwielbiam i śledzę od dawna.
Kusmi Tea to firma, która narodziła się w 1867 roku i istnieje do dziś.
W 1854 roku Rosjanin Paweł Michaiłowicz Kuszmichow opuścił swoja rodzinną wioskę i pojechał po Petersburga gdzie pełnił role chłopca na posyłki w sklepie z herbatą. Czternastolatek był analfabetą i pozostał nim do końca życia. Szybko okazało się, że ma niezwykłe zamiłowanie do herbaty. Jego talent sprawił, że właściciel sklepu postanowił wprowadzić Pawła w świat herbacianych sekretów.
W 1901 roku Paweł miał już 11 sklepów, jego firma jedną z trzech na największych herbacianych marek w Rosji. Po zakończeniu studiów jego syn Wiaczesław otworzył sklep w Londynie. Po śmierci ojca w 1908 roku powrócił do Rosji, aby tam kontynuować jego pracę.
Do 1917 roku w Rosji otworzono aż 51 sklepów, po wybuchu rewolucji przeniesiono firmę do Paryża, gdzie istnieje do dziś. Zmieniono wtedy nazwę firmy na współczesną Kusmi Tea.
Herbaty i jej mieszanki były wielokrotnie nagradzane. Dzięki temu firma nie przestawała się rozwijać, powstawały nowe fabryki w Berlinie, Hamburgu, Belgradzie i Zagrzebiu.
II Wojna Światowa zatrzymała funkcjonowanie firmy. Wiaczesław zmarł w 1946 roku, rodzinną firmę przejął jego syn Konstantyn. Była ona bardzo osłabiona po wojnie, dlatego po licznych problemach, na skraju bankructwa postanowił ją sprzedać. W 1972 kupiła ją za grosze rodzina Orebi, która jest właścicielem Kusmi Tae aż do dziś.
Mieszanka Detox.
To jedna z najbardziej popularnych herbat Kusmi Tea. Znajdziemy tu yerba mate, zieloną herbatę i trawę cytrynową. Bardzo świeża herbata, dobrze skomponowana i pyszna! Pachnie rześko i przyjemnie. Pobudza organizm do działania.Oczyszcza ciało i umysł. Optymalnie powinno się wypijać dwie filiżanki dziennie. Dla mnie rewelacja.
Herbaty zaparzam w temperaturze około 85 stopni przez 2-3 minuty.
Liczę, że kiedyś Kusmi Tea będą szeroko dostępne w Polsce! Piękne puszki można wykorzystać do przechowywania innych herbat czy przypraw, są ozdobą w kuchni.
Polecam :)
Jakie herbaty Wy lubicie najbardziej? Zawsze chętnie poznaje nowe smaki, chciałabym poznać Wasze ulubione herbaty.
Zwykle mam w torebce kilka saszetek ze swoją ulubioną herbatą. Piję ją często i nie lubię się zmuszać do picia tych, które mi nie smakują. Wybór jest ogromny, jest kilka marek, które lubię szczególnie, np. Pukka o której pisałam już wiele razy. To nie jedyna marka po którą lubię sięgać.
Dzisiaj chciałam Wam przedstawić wspaniałą firmę, którą uwielbiam i śledzę od dawna.
Kusmi Tea to firma, która narodziła się w 1867 roku i istnieje do dziś.
W 1854 roku Rosjanin Paweł Michaiłowicz Kuszmichow opuścił swoja rodzinną wioskę i pojechał po Petersburga gdzie pełnił role chłopca na posyłki w sklepie z herbatą. Czternastolatek był analfabetą i pozostał nim do końca życia. Szybko okazało się, że ma niezwykłe zamiłowanie do herbaty. Jego talent sprawił, że właściciel sklepu postanowił wprowadzić Pawła w świat herbacianych sekretów.
W 1901 roku Paweł miał już 11 sklepów, jego firma jedną z trzech na największych herbacianych marek w Rosji. Po zakończeniu studiów jego syn Wiaczesław otworzył sklep w Londynie. Po śmierci ojca w 1908 roku powrócił do Rosji, aby tam kontynuować jego pracę.
Do 1917 roku w Rosji otworzono aż 51 sklepów, po wybuchu rewolucji przeniesiono firmę do Paryża, gdzie istnieje do dziś. Zmieniono wtedy nazwę firmy na współczesną Kusmi Tea.
Herbaty i jej mieszanki były wielokrotnie nagradzane. Dzięki temu firma nie przestawała się rozwijać, powstawały nowe fabryki w Berlinie, Hamburgu, Belgradzie i Zagrzebiu.
II Wojna Światowa zatrzymała funkcjonowanie firmy. Wiaczesław zmarł w 1946 roku, rodzinną firmę przejął jego syn Konstantyn. Była ona bardzo osłabiona po wojnie, dlatego po licznych problemach, na skraju bankructwa postanowił ją sprzedać. W 1972 kupiła ją za grosze rodzina Orebi, która jest właścicielem Kusmi Tae aż do dziś.
Marzę o tym, żeby odwiedzić sklep Ksumi Tea w Paryżu. Mają bardzo szeroką ofertę, którą możecie prześledzić TUTAJ. Z tej strony przytoczyłam też historię marki.
Przez wiele lat marzyłam, żeby spróbować tych herbat, udało się dopiero kiedy pojechałam do Anglii.
W Londynie miałam okazję kupić kilka rodzajów Kusmi Tea, można je kupić w pięknych puszkach, małych i większych, lub muślinowych woreczkach. Asortyment robi wrażenie, wiele rodzajów herbat, niektóre mieszanki stały się już kultowe.
Oprócz herbat dostępne są też kuszące akcesoria i pomysły na prezenty. Marzę o takim zestawie! Może kiedyś przywiozę go z wyprawy do Paryża:)
W moim koszyku lądowały głównie zielone herbaty, ale od czasu do czasu próbowałam też innych mieszanek.
Przedstawiam Wam dziś dwie herbaty, które parzyłam najczęściej i ciągle mam je w kuchni:
Herbata zielona imbirowo- cytrynowa
Idealna na chłodne dni, rozgrzewa, pięknie pachnie. Parzę ją w imbryczku, napar wystarcza na dwukrotne zaparzenie, czasem zalewam ją nawet trzykrotnie. Delikatny zapach cytryny jest orzeźwiający, zawiera mnóstwo antyutleniaczy, poprawia samopoczucie. Latem dobrze smakuje mrożona.
To jedna z najbardziej popularnych herbat Kusmi Tea. Znajdziemy tu yerba mate, zieloną herbatę i trawę cytrynową. Bardzo świeża herbata, dobrze skomponowana i pyszna! Pachnie rześko i przyjemnie. Pobudza organizm do działania.Oczyszcza ciało i umysł. Optymalnie powinno się wypijać dwie filiżanki dziennie. Dla mnie rewelacja.
Herbaty zaparzam w temperaturze około 85 stopni przez 2-3 minuty.
Liczę, że kiedyś Kusmi Tea będą szeroko dostępne w Polsce! Piękne puszki można wykorzystać do przechowywania innych herbat czy przypraw, są ozdobą w kuchni.
Polecam :)
Jakie herbaty Wy lubicie najbardziej? Zawsze chętnie poznaje nowe smaki, chciałabym poznać Wasze ulubione herbaty.