Zdrowe odżywianie

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdanie:)

Witajcie Kochani:)
Nie planowałam tak długiej nieobecności na blogu, ale byłam w domu i szkoda mi było czasu na siedzenie przed komputerem. Teraz się poprawię. 
Wracam z małym rozdaniem, oto co mam dla jednej w Was:


Trzy kolorowe kosmetyki z Yves Rocher: 
Tusz do rzęs (czarny)
Cień do powiek w ołówku (popielaty róż)
Kredka do oczu (kohl)

Na zgłoszenia czekam do soboty- 5.01. do północy. 

Jakie są warunki?

1.Trzeba być publicznym obserwatorem mojego bloga.

2. Proszę o pozostawienie komentarza pod tym postem.

3. Informacja na swoim blogu o rozdaniu podwaja szanse na wygraną, proszę o link. 

Wyniki ogłoszę w niedzielę 6.01. Wylosuję jedną osobę, która otrzyma zestaw kosmetyków. 

Zapraszam do udziału!
Powodzenia:)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt

Wesołych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia Kochani!
Oby świąteczna radość zagościła w naszej codzienności.


A zbliżający się Nowy Rok obfitował w wiele wspanialych dni!
Życze Wam tego z całego serca!
Daria

 
http://ilustris.pl/
 
 

czwartek, 20 grudnia 2012

Świece- naturalnie:)

Uwielbiam długie zimowe wieczory, zapalam świece, pije herbatę i nic więcej mi nie potrzeba. Lubię łagodnie oświetlone pomieszczenie i delikatny zapach świec. Nie wyobrażam sobie nadchodzących świąt bez blasku świec.
Niestety większość jest zrobiona z parafiny czyli taniej pochodnej ropy naftowej. Częste palenie takich świec, szczególnie w zamkniętym pomieszczeniu może być dla nas szkodliwe. Do takiej świecy najczęściej dodaje się syntetyczne barwniki i substancje zapachowe. Świece mogą pięknie pachnieć, jednak po jakimś czasie zawsze boli mnie przy nich głowa- to sprawa toluenu. Lepiej już wybrać te bez zapachu. Paląc świece parafinowe koniecznie trzeba uchylić okno, działają one drażniąco na układ oddechowy. Osoby z astmą czy alergią nie powinny palić ich wcale. Oczywiście palenie ich od czasu do czasu nam nie zaszkodzi, jedynie regularne palenie w zamkniętych pomieszczeniach może nam zaszkodzić.

Mimo to lepiej  sięgać po naturalne odpowiedniki, tych na szczęście nie brakuje. Wbrew pozorom nie koniecznie są dużo droższe.
Świece z wosku sojowego pala się dwa razy dłużej od parafinowej świecy, można ją zrobić samemu, albo kupić- piękne można znaleźć np. tutaj. Warto sprawdzić czy taka świeca nie jest produkowana z modyfikowanej soi, unikajmy oznaczeń GMO na opakowaniu.

Najbardziej luksusowe świece są zrobione z wosku pszczelego, widać to w cenie, ale można znaleźć je w rozsądnej ofercie. Do tego palą się najdłużej, 3 razy dłużej niż parafinowe i dwa razy dłużej niż sojowe.


Niedawno kupiłam 3 świece po 4 złote za sztukę, cena jak za parafinową świecę w tym rozmiarze. Składają się w 100% z wosku pszczelego, trzeba zwracać na to uwagę. Niektórzy producenci podpisują świece jako naturalne woskowe, a na prawdę zawierają jedynie 10% wosku.
Rzeczywiście są wydajne, poza tym uwielbiam ten delikatny zapach wosku pszczelego.


Na jarmarku świątecznym skusiłam się na kilka woskowych świec. Każda kosztowała 5 zł. Prezentują się pięknie :)

Niedawno dostałam miły i niespodziewany prezent. Był bardzo trafiony!


Świeca Pat&Rub cynamon- goździk- pomarańcza, idealna na zimowe wieczory. Składa się w 100 % z ekologicznego wosku sojowego i naturalnych olejków eterycznych. Ma lekko słodki aromat, dość mocny, ale nie jest drażniący. Sprzyja relaksowi. Pojemność 200 ml, według producenta ma wystarczyć na 30 godzin palenia. Sprawdzę i dam Wam znać:) Jedynym minusem jest cena, kosztuje aż 50 zł, sporo jak na świecę, mam nadzieje, że okaże się warta swojej ceny.

Kolejną świecą, którą zdobyłam w bardzo okazyjnej cenie, to naturalna świeca Stelli Mccartney, wykonana jest z wosku sojowego.


Pachnie jak woda perfumowana STELLA, wyczuwalne są głównie nuty różane. Uwielbiam ten zapach! Wykonanie jest bardzo estetyczne.
Pale je pojedynczo, żeby nie mieszać różnych zapachów. Te, które mam powinny wystarczyć mi na nadchodzącą zimę.
Postaram się nie kupować już parafinowych świec, jeśli jakąś dostanę, to na pewno jej nie wyrzucę. Mimo wszystko wolę palić oszczędniej te naturalne i nie narażać się na szkodliwy wpływ substancji chemicznych.
A Wy jakie świece preferujecie?



wtorek, 18 grudnia 2012

Pyszny, zdrowy i wegański burger

Od dawna miałam ochotę na taki obiad, najlepsze na świecie burgery wegańskie jedliśmy w Barcelonie, kiedyś tam jeszcze pojadę żeby je zjeść. Były wyborne. Wreszcie znalazłam czas żeby zrobić domowe, zdrowe burgery.  Wyszły pysznie!



Najdłużej czekałam na "kotlety", piekły się około godziny. Użyłam do nich jedynie ugotowaną quinoę, pokrojone czarne oliwki i przyprawy. Na papierze do pieczenia uformowałam "kotleciki" i musiałam trochę poczekać. 
Można też zjeść je bez bułki, np. z warzywami, wedle upodobań:)



Podgrzałam bułki, a potem pakowałam na co miałam ochotę:) Pomidor, kiszony ogórek, kiełki, sałata, rukola. Trochę przecieru pomidorowego domowej roboty. 
Muszę częściej robić burgery, możliwości jest bardzo dużo. 
Lubicie takie jedzonko? 
Miłego wieczoru:)

niedziela, 16 grudnia 2012

CHICZA- naturalne gumy do żucia

Pisałam już o nich na początku roku. Kilka dni temu dostałam przesyłkę od polskiego dystrybutora. Ucieszył mnie cynamonowy smak, wcześniej go nie próbowałam. Jeśli ktoś nigdy nie słyszał o naturalnych gumach Chicza, to TUTAJ można znaleźć wiele ciekawych informacji.


Jak produkowana jest Chicza? Trochę informacji ze strony producenta:

Odkrycia pradawnej kultury Majów wciąż mają zastosowanie we współczesnym świecie. Wykorzystywany przez nich proces ekstrakcji lateksu z drzew chicozapote znany był już na długo przed pojawieniem się Azteków. Naturalna guma bazowa jest pozyskiwana w zrównoważonym procesie, dzięki któremu drzewa mogą żyć nawet 300 lat.


Ciekawostką jest to, że drzewa chicozapote nie wyprodukują lateksu jeżeli nie rosną w swoim naturalnym środowisku. Potrzebują one złożonej natury lasu deszczowego, żeby tworzyć tą cudowną żywicę. 

Lateks Chicozapotle jest pozyskiwany z drzew mierzących minimum 40 metrów wysokości. Na korze drzewa wykonuje się powierzchniowe nacięcie w kształcie litery Z, z którego wypływa żywica. Substancja wolno spływa do toreb umieszczonych po drzewem w ilości ok. 5 kg na worek. Po takim zabiegu drzewo "odpoczywa" przez następne 6 - 7 lat, zanim ponownie zostanie wykorzystane. Dzięki temu drzewa z Gran Peten mają mnóstwo czasu na regenerację i nie cierpią. Płynny lateks jest następnie przetwarzany w brykiety zwane marquetas. Każdy brykiet jest dokładnie oznaczany przez swojego wytwórcę, co jest niezbędnym warunkiem do otrzymania certyfikatów jakości. Dzięki nim jesteśmy w stanie dokładnie zidentyfikować skąd pochodzi dana partia towaru. Tak precyzyjne udokumentowanie pochodzenia produktu to wyjątek wśród innych producentów.


Pierwszym etapem produkcji Chiczy jest mieszanie chicle z naturalnymi woskami - tak powstaje guma bazowa. Następnie do podgrzanej masy dodaje się organiczne słodziki (wśród których jest, między innymi, mający niski indeks glikemiczny syrop z agawy) i naturalne przyprawy. Końcowym etapem produkcji jest prasowanie i formowanie gotowych kostek gumy do żucia.


Proste, ekologiczne składniki i naturalna produkcja stanowią rzadkość w dzisiejszym świecie opanowanym przez koncerny produkujące głównie sztuczną gumę do żucia. Popularne produkty zawierają nie więcej niż 5-7% gumy bazowej, zdarza się, że są jej w ogóle pozbawione i zastąpione polimerami czyli plastikiem. W Chiczy naturalnej gumy jest aż 40%!
Swój naturalny smak oraz niepowtarzalną przyjemność żucia Chicza zawdzięcza esencji ze świeżych, dziko rosnących owoców, wonnych ziół oraz aromatycznych przypraw, a jedną z jej podstawowych zalet jest całkowita biodegradowalność. Zużyty produkt zamienia się w pył już po kilku tygodniach, dodatkowo wzbogacając skład gleby!
Chicza jest dostępna w czterech wyjątkowo skomponowanych smakach: orzeźwiająca mięta, soczysta limonka, aromatyczny cynamon i łagodna mięta.

Fajna alternatywa dla zwykłych gum do żucia zawierających aspartam i masę innych chemicznych składników. Super, że takie produkty powoli docierają do Polski. Z chęcią będę po nie sięgać. W smaku są pyszne, cynamonowe- pycha!! Niestety smak nie jest długo wyczuwalny, ale w tradycyjnych gumach jest podobnie.  Opakowania są bardzo estetyczne, oczywiście biodegradowalne. Może doczekamy się chwili kiedy będą dostępne w sklepach, które odwiedzamy na co dzień.
Polecam każdemu, musicie spróbować:)

sobota, 15 grudnia 2012

Szampon i odżywka Fitomed- recenzja

Jakiś czas temu dostałam do testowania produkty marki fitomed, dokładniej szampon i odżywkę do włosów suchych i normalnych. Stosuję je już od ponad miesiąca i mogę się wypowiedzieć.


Szampon według producenta ma następujące działanie:
-zapobiega nadmiernemu łuszczeniu się skóry,
-zmniejsza lub likwiduje swędzenie skóry,
-zmniejsza łamliwość i wypadanie włosów po zabiegach fryzjerskich,
-przemyca włosom miękkość i witalność.
Jest polecany przez dermatologów:
-przy alergicznym świądzie skóry,
-w przypadku nadmiernego wypadania włosów na skutek stosowania diet odchudzających, długotrwałego przyjmowania leków oraz częstych zabiegów fryzjerskich.
Szampon jest dobrze tolerowany przez osoby chore na łuszczycę. Nie ściąga skóry głowy i dobrze zmywa maści.
Więcej informacji znajdziecie na stronie producenta.

Taki opis bardzo mnie zaciekawił, bardzo często swędzi mnie głowa, mimo że nie mam łupieżu czy łuszczycy, mam też problem z wypadaniem włosów.
Szampon zawiera wyciąg z korzenia mydlnicy lekarskiej, ziela skrzypu polnego, szyszek chmielu, kwiatostanu lipy oraz liścia pokrzywy.


Szampon jest zamknięty w prostej buteleczce z wygodnym aplikatorem, nie ma mowy o marnowaniu produktu. Z opakowania wydostaje się tyle kosmetyku ile potrzebujemy, konsystencja nie jest zbyt wodnista.  Zapach jest przyjemny, bardzo delikatny, nie czuję go na włosach po umyciu. Jest wydajny, po około miesiącu używania mam jeszcze połowę butelki, myję włosy co drugi dzień czasem nawet codziennie (moje włosy sięgają do ramion).
Dobrze się u mnie sprawdził. Swędzenie głowy rzeczywiście było mniejsze, mimo zawartości SLSów, ale dopiero na szóstym miejscu. Włosy są po nim świeże przez dłuższy czas. Zwykle myję głowę codziennie, z nim mogę odczekać 2 dni. To mi się podoba. Nie plącze moich włosów, nie obciąża ich. Po umyciu są miękkie i lekkie. Niestety nie zauważyłam zmniejszającego się wypadania włosów, ale miesiąc to za krótko żeby zauważyć jakąś zmianę.
Świetnie zmywa oleje, wystarczy umyć głowę dwukrotnie i nie ma śladu po olejowaniu.
Dużym plusem jest też cena około 10 zł, za pojemność 250 ml.
Produkt nie jest testowany na zwierzętach. Jest ważny przez 6 miesięcy od otworzenia.


Pora na odżywkę z tej samej serii, do włosów suchych i normalnych.
Zawiera wyciąg z ziół ziela skrzypu, liścia pokrzywy, kwiatu lipy, liścia szałwii, a także witaminę E i witaminy z grupy B.
Działanie według producenta:
-przyspiesza porost włosów,
-pogrubia i zmniejsza łamliwość włosów po zabiegach fryzjerskich,
-ułatwia rozczesywanie,
-nadaje włosom witalność i połysk.
Tutaj znajdziecie pełny skład i więcej informacji.


Odżywka ma dobry skład. Ekstrakty ziołowe są na drugim miejscu po wodzie. Od pierwszego użycia byłam nią oczarowana. Włosy były gładkie jak nigdy, nie odstawał żaden włos. Konsystencja jest dość rzadka, wystarczy niewielka ilość na całą długość włosów. Początkowo spłukiwałam ją, ale teraz zostawiam ją na włosach po dokładnym osuszeniu. Świetnie się sprawdza, nie obciąża włosów i dobrze je wygładza. Ułatwia rozczesywanie włosów. Po wyschnięciu włosy są nawilżone i błyszczące.
Opakowanie ma pojemność 200 ml, kosztuje około 12 zł.
Odżywka jest ważna 6 miesięcy od momentu otworzenie, również nie jest testowana na zwierzętach.

To moje pierwsze kosmetyki marki fitomed, na pewno nie ostatnie. Oferta jest ciekawa, rozglądnę się za kolejnymi produktami. Może coś polecicie?
Pozdrawiam:)



wtorek, 11 grudnia 2012

Lapacho

Za oknem zimno, ale kiedy wracam do domu parzę imbryk herbaty i cieszę się rozgrzewającym naparem. Dla wzmocnienia odporności piję wodę z imbirem i cytryną. Niedawno trafiłam na zupełnie nieznany mi produkt- Lapacho. Często sięgam po Yerbę Mate, kupuję najczęściej przez internet i właśnie przeszukując sklepy internetowe natknęłam się na coś nowego. Nigdy wcześniej nie słyszałam tej nazwy, nie była bym sobą gdybym nie spróbowała nowego smaku :)  Do zakupu dodatkowo skusiły mnie właściwości. Roślina pochodzi z lasów deszczowych, kora z której przyrządzamy wywar jest pozyskiwana z wewnętrznej warstwy drzewa.



Lapacho zawiera wiele wartościowych składników mineralnych jak wapń, żelazo, potas, mangan, magnez a także jod, bar, stront, bar i kilka innych. Potwierdzono też działanie przeciwnowotworowe.
Napój staje się coraz bardziej popularny. Działa detoksykacyjnie, oczyszcza krew i narządy wewnętrzne z nadmiaru toksyn, ułatwia trawienie. Wykazuje też działanie przeciwwirusowe, tu dobra wiadomość dla nosicieli wirusa opryszczki, działa szczególnie na wirus opryszczki I i II, ale także na wirus grypy i pryszczycy. Działa bakteriobójczo i grzybobójczo. Dzięki dużej zawartości przeciwutleniaczy pozytywnie wpływa na układ odpornościowy, obniża ciśnienie krwi oraz spowalnia procesy starzenia.

Jak zawsze podchodzę do tych wszystkich informacji z przymrużeniem oka, ale kiedy zaczynałam pić jeden napar dziennie pojawiły się bóle głowy, czasem brzucha, jak przy odtruwaniu.




Jak przygotować napar?
1 łyżkę gotuję 5 minut w pół litra wody, następnie odstawiam na 15 minut. Po tym czasie wywar jest gotowy do picia. Warto dodać cytrynę, która optymalizuje działanie składników mineralnych.
Jeśli ktoś chce można posłodzić, byle nie cukrem, lepiej użyć miodu lub syropu z agawy.
Ciężko przedawkować, bo można pić aż do 8 szklanek wywaru dziennie, ja wypijam pół litra. Spożywanie w nadmiarze może być toksyczne ze względu na duże stężenia lapacholu działającego przeciwnowotworowo.

Smak jest przyjemny, dość łagodny. Przypomina mi miodowy aromat herbatki Rooibos, wywar wygląda  bardzo podobnie. Jest nietypowy, zupełnie nie podobny do innych herbat.  Polecam jeśli jeszcze nie próbowaliście:)

niedziela, 9 grudnia 2012

Olejki eteryczne, które świetnie działają na włosy

Cześć!

Olejków eterycznych mam małą kolekcję, dodaję je często do domowych kosmetyków. Z aplikacją na twarz trzeba bardzo uważać, poza olejkiem lawendowym wszystkie działają bardzo drażniąco. Zaczęłam testować je na włosach i niektóre mnie zachwyciły!
Kilka z nich może przyczynić się do zmniejszenia kłopotów z włosami czy skórą głowy.
Używam ich z olejem bazowym, najczęściej jojoba, makadamia czy z kiełków pszenicy. Proste mieszanki mogą pomóc nam pozbyć się łupieżu, zmniejszyć wypadanie włosów i lepiej odżywić włosy.



Oto 5 olejków eterycznych, po które sięgam najczęściej, zwykle na 1 łyżkę oleju stosuję 10-15 kropel olejków eterycznych:

1. Lawendowy- pisałam o nim już nie raz, to najbardziej wszechstronny olejek. Najbardziej słynie ze swoich leczniczych właściwości. Kiedy zdarzy mi się oparzyć od razu po niego biegnę, rana goi się szybciej i nie ma mowy o bliźnie. To jedyny olejek eteryczny, który możemy stosować bezpośrednio na skórę.
Chciałam wypróbować jak sprawdzi się na włosach. Wmasowywałam go w skórę głowy, a następnie na całej długości włosów.
U mnie dobrze się sprawdza, przedłuża świeżość włosów. Nie wiem czy wpłynął na wypadanie, ale na pewno nie zaszkodził. Ostatnio coraz mniej włosów mi wypada, ale nie zasługa jednego czynnika. Dodatkowo po takim olejowaniu włosy pięknie pachną, polecam jeśli ktoś lubi lawendę :)

2. Drzewo herbaciane- działa antybakteryjnie i odświeżająco, olejek poradził sobie z łupieżem, który miałam po zastosowaniu szamponu z SLSami. Swędzenie głowy zniknęło po kilku aplikacjach. Stosuję go też często na zmiany skórne, ale bardzo ostrożnie, bo większe ilości podrażniają.

3. Rozmaryn- dołączona ulotka zapewnia, że wspomaga wzrost włosów i zapobiega łysieniu, leczy również łupież. Pozostawia moje włosy miękkie i dobrze nawilżone. W książce "Green beauty guide" znalazłam ostatnio przepis, który muszę wypróbować: w proporcjach 50/50 należy zmieszać olej jojoba i z pestek winogron z kilkoma olejkami eterycznymi: rozmarynu, lawendowy, drzewa cedrowego oraz tymianku. Działa  przeciw wypadaniu więc muszę przetestować.

4. Szałwia- oczyszcza skórę głowy i reguluje ilość wydzielanego sebum. Włosy są świeże przez dłuższy czas po jego użyciu. Podobno dobrze się sprawdza przy nadmiernym poceniu, zmniejsza nieprzyjemny zapach ciała.

5. Drzewo cedrowe- leczy łupież i swędzącą skórę głowy, stymuluje wzrost włosów. Uwielbiam jego mocny, intensywny zapach.

To moja pierwsza piątka olejków, które sprawdzają się w pielęgnacji, ciągle sprawdzam kolejne, ale staram się nie robić tego za często. Kiedy zacznę kuracje z jednym, nie zmieniam go przez kilka tygodni żeby zauważyć efekt.
Zawsze przy aplikacji wykonuję kilku minutowy masaż głowy. Świetnie pobudza krążenie i sprawia, że oleje działają o wiele efektywniej. Masaż wykonuję małymi kolistymi ruchami opuszkami palców.Po wykonaniu takiego masażu głowy, uciskam skórę zaczynając do linii włosów nad czołem aż od szyi. To dobry sposób na relaks, olejki pięknie pachną, taki masaż to duża przyjemność. Polecam!

Stosujecie olejki eteryczne w pielęgnacji włosów, może macie inne typy? Chętnie je poznam i przetestuję.


sobota, 8 grudnia 2012

Pasta do zębów Jason

Całkiem przypadkiem znalazłam świetną pastę do zębów. Kupiłam ją w małym sklepiku z naturalnymi produktami, szukałam zupełnie czego innego, przy okazji trafiłam na super produkt :)
W promocji zapłaciłam za nią około 20 zł. To niewiele jeśli spojrzymy na pojemność, tubka jest spora, zawiera aż 170 gr. Pasty z Lavery czy Weledy mają  tylko 75 gr., a cena jest podobna.


Pasta działa antybakteryjnie, nie zawiera SLSów, konserwantów, sztucznych barwników ani fluoru.
W składzie znajdziemy między innymi:  sproszkowaną krzemionkę, wapń, bambus i olejek eteryczny z  mięty.

Najlepszy jest dla mnie mocny miętowy smak, od dawna stosuję naturalne pasty zwykle smakują ziołami, nie miętą. Na pewno kupię ją ponownie. W internecie znalazłam ją na przykład tutaj. Jest trochę droższa, ale  zdarzają się promocje. Czasem można też dostać ją na allegro.
Używam jej już ponad miesiąc, wykorzystałam dopiero połowę tubki.
Jedyny minus to słaba dostępność marki, ale warto jej poszukać:)

czwartek, 6 grudnia 2012

Bio2You

W tym roku prezent od Mikołaja dostałam za pośrednictwem marki Bio2You :) Nie mogę się doczekać kiedy wypróbuję nowe kosmetyki.
Marka wykorzystuje dobroczynne właściwości rokotnika, który ma w sobie znacznie więcej witaminy C niż inne owoce. Jest bardzo silnym antyoksydantem, regeneruje podrażnioną skórę i skutecznie opóźnia procesy starzenia. Wiele ciekawostek można przeczytać TUTAJ, w kilku zakładkach znajdziemy spore kompendium wiedzy.

Organiczne serum omega 3-6, podobno działa jak antydepresant skóry. Patrząc na skład jestem w stanie w to uwierzyć. Moje serum winogronowe już prawie się kończy i niebawem zacznę testować ten produkt. Zapowiada się ciekawie. Dam znać jak się sprawdzi. Opakowanie jest bardzo ładne, lubię takie eleganckie buteleczki.


Kolejny prezent to organiczne mleczko oczyszczające. Sprawdzając recenzję zauważyłam  że to najbardziej wychwalany i rozchwytywany produkt tej marki. Szukam właśnie czegoś dobrego do mycia twarzy, bo mleczko różane z Alterry, niestety już chyba jest wycofane.
Więcej na temat kosmetyku możecie znaleźć tutaj. Opakowanie jest piękne, duża buteleczka z matowego szkła, do tego jeszcze z pompką:)


W przesyłce znalazły się też ulotki i kilka próbek. Nie miałam jeszcze kosmetyków marki BIO2YOU.


Zabieram się za testowanie, za jakiś czas na pewno pojawi się recenzja. Przeglądając ofertę już mam ochotę zamówić kolejne kosmetyki tej marki, może już coś stosowałyście? Chętnie sprawdzę coś co polecacie?
A u Was był już Mikołaj?

Pozdrawiam:)

niedziela, 2 grudnia 2012

Naturalne dezodoranty- same buble

Chcąc uniknąć aluminium w standardowych dezodorantach dałam się skusić na naturalne produkty, które zupełnie się nie sprawdziły. Nie mam problemu z nadmiernym poceniem, szukałam delikatnego dezodorantu, który pozwoli czuć się świeżo przez cały dzień. Wypróbowałam kilku:


Dezodorant Lavery dostałam przy okazji zakupów jako gratis, na szczęście, bo kosmetyk kosztuje około 30 zł, poza ładnym opakowaniem, zapachem i certyfikatami nie ma wielu zalet. Po prostu nie działa. Poza tym jego konsystencja jest gęsta i nie wchłania się całkowicie. Nie polecam.

Alterra- o zapachu melisa lekarska i szałwia też mnie rozczarował. Kupiłam go z ciekawości, bo lubię produkty z Alterry. Mimo alkoholu w składzie nie podrażniał skóry. Niestety w ogóle nie chroni przed poceniem, miałam wręcz wrażenie, że mój pot w połączeniu z tym dezodorantem jest nie do zniesienia. Bardziej świeżo czułam się nie używając niczego. Największy bubel ze wszystkich dezodorantów.

GreenPeople to naturalna marka, która sprawdzała się u mnie w przypadku innych kosmetyków. Dezodorant o neutralnym zapachu kupiłam z myślą o moim chłopaku. Nie zawiera alkoholu, jest wolny od szkodliwych składników, 89 % składników jest pochodzenia organicznego. Mimo tych wielu zalet dezodorant nie spełnia swojego zadania.

Więcej dezodorantów nie kupuję, mam ałun i to dobra inwestycja, wystarczy na lata. U mnie sprawdza się świetnie, to jedyny dezodorant, który mogę Wam polecić z czytam sumieniem:)