Zdrowe odżywianie

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdanie:)

Witajcie Kochani:)
Nie planowałam tak długiej nieobecności na blogu, ale byłam w domu i szkoda mi było czasu na siedzenie przed komputerem. Teraz się poprawię. 
Wracam z małym rozdaniem, oto co mam dla jednej w Was:


Trzy kolorowe kosmetyki z Yves Rocher: 
Tusz do rzęs (czarny)
Cień do powiek w ołówku (popielaty róż)
Kredka do oczu (kohl)

Na zgłoszenia czekam do soboty- 5.01. do północy. 

Jakie są warunki?

1.Trzeba być publicznym obserwatorem mojego bloga.

2. Proszę o pozostawienie komentarza pod tym postem.

3. Informacja na swoim blogu o rozdaniu podwaja szanse na wygraną, proszę o link. 

Wyniki ogłoszę w niedzielę 6.01. Wylosuję jedną osobę, która otrzyma zestaw kosmetyków. 

Zapraszam do udziału!
Powodzenia:)

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt

Wesołych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia Kochani!
Oby świąteczna radość zagościła w naszej codzienności.


A zbliżający się Nowy Rok obfitował w wiele wspanialych dni!
Życze Wam tego z całego serca!
Daria

 
http://ilustris.pl/
 
 

czwartek, 20 grudnia 2012

Świece- naturalnie:)

Uwielbiam długie zimowe wieczory, zapalam świece, pije herbatę i nic więcej mi nie potrzeba. Lubię łagodnie oświetlone pomieszczenie i delikatny zapach świec. Nie wyobrażam sobie nadchodzących świąt bez blasku świec.
Niestety większość jest zrobiona z parafiny czyli taniej pochodnej ropy naftowej. Częste palenie takich świec, szczególnie w zamkniętym pomieszczeniu może być dla nas szkodliwe. Do takiej świecy najczęściej dodaje się syntetyczne barwniki i substancje zapachowe. Świece mogą pięknie pachnieć, jednak po jakimś czasie zawsze boli mnie przy nich głowa- to sprawa toluenu. Lepiej już wybrać te bez zapachu. Paląc świece parafinowe koniecznie trzeba uchylić okno, działają one drażniąco na układ oddechowy. Osoby z astmą czy alergią nie powinny palić ich wcale. Oczywiście palenie ich od czasu do czasu nam nie zaszkodzi, jedynie regularne palenie w zamkniętych pomieszczeniach może nam zaszkodzić.

Mimo to lepiej  sięgać po naturalne odpowiedniki, tych na szczęście nie brakuje. Wbrew pozorom nie koniecznie są dużo droższe.
Świece z wosku sojowego pala się dwa razy dłużej od parafinowej świecy, można ją zrobić samemu, albo kupić- piękne można znaleźć np. tutaj. Warto sprawdzić czy taka świeca nie jest produkowana z modyfikowanej soi, unikajmy oznaczeń GMO na opakowaniu.

Najbardziej luksusowe świece są zrobione z wosku pszczelego, widać to w cenie, ale można znaleźć je w rozsądnej ofercie. Do tego palą się najdłużej, 3 razy dłużej niż parafinowe i dwa razy dłużej niż sojowe.


Niedawno kupiłam 3 świece po 4 złote za sztukę, cena jak za parafinową świecę w tym rozmiarze. Składają się w 100% z wosku pszczelego, trzeba zwracać na to uwagę. Niektórzy producenci podpisują świece jako naturalne woskowe, a na prawdę zawierają jedynie 10% wosku.
Rzeczywiście są wydajne, poza tym uwielbiam ten delikatny zapach wosku pszczelego.


Na jarmarku świątecznym skusiłam się na kilka woskowych świec. Każda kosztowała 5 zł. Prezentują się pięknie :)

Niedawno dostałam miły i niespodziewany prezent. Był bardzo trafiony!


Świeca Pat&Rub cynamon- goździk- pomarańcza, idealna na zimowe wieczory. Składa się w 100 % z ekologicznego wosku sojowego i naturalnych olejków eterycznych. Ma lekko słodki aromat, dość mocny, ale nie jest drażniący. Sprzyja relaksowi. Pojemność 200 ml, według producenta ma wystarczyć na 30 godzin palenia. Sprawdzę i dam Wam znać:) Jedynym minusem jest cena, kosztuje aż 50 zł, sporo jak na świecę, mam nadzieje, że okaże się warta swojej ceny.

Kolejną świecą, którą zdobyłam w bardzo okazyjnej cenie, to naturalna świeca Stelli Mccartney, wykonana jest z wosku sojowego.


Pachnie jak woda perfumowana STELLA, wyczuwalne są głównie nuty różane. Uwielbiam ten zapach! Wykonanie jest bardzo estetyczne.
Pale je pojedynczo, żeby nie mieszać różnych zapachów. Te, które mam powinny wystarczyć mi na nadchodzącą zimę.
Postaram się nie kupować już parafinowych świec, jeśli jakąś dostanę, to na pewno jej nie wyrzucę. Mimo wszystko wolę palić oszczędniej te naturalne i nie narażać się na szkodliwy wpływ substancji chemicznych.
A Wy jakie świece preferujecie?



wtorek, 18 grudnia 2012

Pyszny, zdrowy i wegański burger

Od dawna miałam ochotę na taki obiad, najlepsze na świecie burgery wegańskie jedliśmy w Barcelonie, kiedyś tam jeszcze pojadę żeby je zjeść. Były wyborne. Wreszcie znalazłam czas żeby zrobić domowe, zdrowe burgery.  Wyszły pysznie!



Najdłużej czekałam na "kotlety", piekły się około godziny. Użyłam do nich jedynie ugotowaną quinoę, pokrojone czarne oliwki i przyprawy. Na papierze do pieczenia uformowałam "kotleciki" i musiałam trochę poczekać. 
Można też zjeść je bez bułki, np. z warzywami, wedle upodobań:)



Podgrzałam bułki, a potem pakowałam na co miałam ochotę:) Pomidor, kiszony ogórek, kiełki, sałata, rukola. Trochę przecieru pomidorowego domowej roboty. 
Muszę częściej robić burgery, możliwości jest bardzo dużo. 
Lubicie takie jedzonko? 
Miłego wieczoru:)

niedziela, 16 grudnia 2012

CHICZA- naturalne gumy do żucia

Pisałam już o nich na początku roku. Kilka dni temu dostałam przesyłkę od polskiego dystrybutora. Ucieszył mnie cynamonowy smak, wcześniej go nie próbowałam. Jeśli ktoś nigdy nie słyszał o naturalnych gumach Chicza, to TUTAJ można znaleźć wiele ciekawych informacji.


Jak produkowana jest Chicza? Trochę informacji ze strony producenta:

Odkrycia pradawnej kultury Majów wciąż mają zastosowanie we współczesnym świecie. Wykorzystywany przez nich proces ekstrakcji lateksu z drzew chicozapote znany był już na długo przed pojawieniem się Azteków. Naturalna guma bazowa jest pozyskiwana w zrównoważonym procesie, dzięki któremu drzewa mogą żyć nawet 300 lat.


Ciekawostką jest to, że drzewa chicozapote nie wyprodukują lateksu jeżeli nie rosną w swoim naturalnym środowisku. Potrzebują one złożonej natury lasu deszczowego, żeby tworzyć tą cudowną żywicę. 

Lateks Chicozapotle jest pozyskiwany z drzew mierzących minimum 40 metrów wysokości. Na korze drzewa wykonuje się powierzchniowe nacięcie w kształcie litery Z, z którego wypływa żywica. Substancja wolno spływa do toreb umieszczonych po drzewem w ilości ok. 5 kg na worek. Po takim zabiegu drzewo "odpoczywa" przez następne 6 - 7 lat, zanim ponownie zostanie wykorzystane. Dzięki temu drzewa z Gran Peten mają mnóstwo czasu na regenerację i nie cierpią. Płynny lateks jest następnie przetwarzany w brykiety zwane marquetas. Każdy brykiet jest dokładnie oznaczany przez swojego wytwórcę, co jest niezbędnym warunkiem do otrzymania certyfikatów jakości. Dzięki nim jesteśmy w stanie dokładnie zidentyfikować skąd pochodzi dana partia towaru. Tak precyzyjne udokumentowanie pochodzenia produktu to wyjątek wśród innych producentów.


Pierwszym etapem produkcji Chiczy jest mieszanie chicle z naturalnymi woskami - tak powstaje guma bazowa. Następnie do podgrzanej masy dodaje się organiczne słodziki (wśród których jest, między innymi, mający niski indeks glikemiczny syrop z agawy) i naturalne przyprawy. Końcowym etapem produkcji jest prasowanie i formowanie gotowych kostek gumy do żucia.


Proste, ekologiczne składniki i naturalna produkcja stanowią rzadkość w dzisiejszym świecie opanowanym przez koncerny produkujące głównie sztuczną gumę do żucia. Popularne produkty zawierają nie więcej niż 5-7% gumy bazowej, zdarza się, że są jej w ogóle pozbawione i zastąpione polimerami czyli plastikiem. W Chiczy naturalnej gumy jest aż 40%!
Swój naturalny smak oraz niepowtarzalną przyjemność żucia Chicza zawdzięcza esencji ze świeżych, dziko rosnących owoców, wonnych ziół oraz aromatycznych przypraw, a jedną z jej podstawowych zalet jest całkowita biodegradowalność. Zużyty produkt zamienia się w pył już po kilku tygodniach, dodatkowo wzbogacając skład gleby!
Chicza jest dostępna w czterech wyjątkowo skomponowanych smakach: orzeźwiająca mięta, soczysta limonka, aromatyczny cynamon i łagodna mięta.

Fajna alternatywa dla zwykłych gum do żucia zawierających aspartam i masę innych chemicznych składników. Super, że takie produkty powoli docierają do Polski. Z chęcią będę po nie sięgać. W smaku są pyszne, cynamonowe- pycha!! Niestety smak nie jest długo wyczuwalny, ale w tradycyjnych gumach jest podobnie.  Opakowania są bardzo estetyczne, oczywiście biodegradowalne. Może doczekamy się chwili kiedy będą dostępne w sklepach, które odwiedzamy na co dzień.
Polecam każdemu, musicie spróbować:)

sobota, 15 grudnia 2012

Szampon i odżywka Fitomed- recenzja

Jakiś czas temu dostałam do testowania produkty marki fitomed, dokładniej szampon i odżywkę do włosów suchych i normalnych. Stosuję je już od ponad miesiąca i mogę się wypowiedzieć.


Szampon według producenta ma następujące działanie:
-zapobiega nadmiernemu łuszczeniu się skóry,
-zmniejsza lub likwiduje swędzenie skóry,
-zmniejsza łamliwość i wypadanie włosów po zabiegach fryzjerskich,
-przemyca włosom miękkość i witalność.
Jest polecany przez dermatologów:
-przy alergicznym świądzie skóry,
-w przypadku nadmiernego wypadania włosów na skutek stosowania diet odchudzających, długotrwałego przyjmowania leków oraz częstych zabiegów fryzjerskich.
Szampon jest dobrze tolerowany przez osoby chore na łuszczycę. Nie ściąga skóry głowy i dobrze zmywa maści.
Więcej informacji znajdziecie na stronie producenta.

Taki opis bardzo mnie zaciekawił, bardzo często swędzi mnie głowa, mimo że nie mam łupieżu czy łuszczycy, mam też problem z wypadaniem włosów.
Szampon zawiera wyciąg z korzenia mydlnicy lekarskiej, ziela skrzypu polnego, szyszek chmielu, kwiatostanu lipy oraz liścia pokrzywy.


Szampon jest zamknięty w prostej buteleczce z wygodnym aplikatorem, nie ma mowy o marnowaniu produktu. Z opakowania wydostaje się tyle kosmetyku ile potrzebujemy, konsystencja nie jest zbyt wodnista.  Zapach jest przyjemny, bardzo delikatny, nie czuję go na włosach po umyciu. Jest wydajny, po około miesiącu używania mam jeszcze połowę butelki, myję włosy co drugi dzień czasem nawet codziennie (moje włosy sięgają do ramion).
Dobrze się u mnie sprawdził. Swędzenie głowy rzeczywiście było mniejsze, mimo zawartości SLSów, ale dopiero na szóstym miejscu. Włosy są po nim świeże przez dłuższy czas. Zwykle myję głowę codziennie, z nim mogę odczekać 2 dni. To mi się podoba. Nie plącze moich włosów, nie obciąża ich. Po umyciu są miękkie i lekkie. Niestety nie zauważyłam zmniejszającego się wypadania włosów, ale miesiąc to za krótko żeby zauważyć jakąś zmianę.
Świetnie zmywa oleje, wystarczy umyć głowę dwukrotnie i nie ma śladu po olejowaniu.
Dużym plusem jest też cena około 10 zł, za pojemność 250 ml.
Produkt nie jest testowany na zwierzętach. Jest ważny przez 6 miesięcy od otworzenia.


Pora na odżywkę z tej samej serii, do włosów suchych i normalnych.
Zawiera wyciąg z ziół ziela skrzypu, liścia pokrzywy, kwiatu lipy, liścia szałwii, a także witaminę E i witaminy z grupy B.
Działanie według producenta:
-przyspiesza porost włosów,
-pogrubia i zmniejsza łamliwość włosów po zabiegach fryzjerskich,
-ułatwia rozczesywanie,
-nadaje włosom witalność i połysk.
Tutaj znajdziecie pełny skład i więcej informacji.


Odżywka ma dobry skład. Ekstrakty ziołowe są na drugim miejscu po wodzie. Od pierwszego użycia byłam nią oczarowana. Włosy były gładkie jak nigdy, nie odstawał żaden włos. Konsystencja jest dość rzadka, wystarczy niewielka ilość na całą długość włosów. Początkowo spłukiwałam ją, ale teraz zostawiam ją na włosach po dokładnym osuszeniu. Świetnie się sprawdza, nie obciąża włosów i dobrze je wygładza. Ułatwia rozczesywanie włosów. Po wyschnięciu włosy są nawilżone i błyszczące.
Opakowanie ma pojemność 200 ml, kosztuje około 12 zł.
Odżywka jest ważna 6 miesięcy od momentu otworzenie, również nie jest testowana na zwierzętach.

To moje pierwsze kosmetyki marki fitomed, na pewno nie ostatnie. Oferta jest ciekawa, rozglądnę się za kolejnymi produktami. Może coś polecicie?
Pozdrawiam:)



wtorek, 11 grudnia 2012

Lapacho

Za oknem zimno, ale kiedy wracam do domu parzę imbryk herbaty i cieszę się rozgrzewającym naparem. Dla wzmocnienia odporności piję wodę z imbirem i cytryną. Niedawno trafiłam na zupełnie nieznany mi produkt- Lapacho. Często sięgam po Yerbę Mate, kupuję najczęściej przez internet i właśnie przeszukując sklepy internetowe natknęłam się na coś nowego. Nigdy wcześniej nie słyszałam tej nazwy, nie była bym sobą gdybym nie spróbowała nowego smaku :)  Do zakupu dodatkowo skusiły mnie właściwości. Roślina pochodzi z lasów deszczowych, kora z której przyrządzamy wywar jest pozyskiwana z wewnętrznej warstwy drzewa.



Lapacho zawiera wiele wartościowych składników mineralnych jak wapń, żelazo, potas, mangan, magnez a także jod, bar, stront, bar i kilka innych. Potwierdzono też działanie przeciwnowotworowe.
Napój staje się coraz bardziej popularny. Działa detoksykacyjnie, oczyszcza krew i narządy wewnętrzne z nadmiaru toksyn, ułatwia trawienie. Wykazuje też działanie przeciwwirusowe, tu dobra wiadomość dla nosicieli wirusa opryszczki, działa szczególnie na wirus opryszczki I i II, ale także na wirus grypy i pryszczycy. Działa bakteriobójczo i grzybobójczo. Dzięki dużej zawartości przeciwutleniaczy pozytywnie wpływa na układ odpornościowy, obniża ciśnienie krwi oraz spowalnia procesy starzenia.

Jak zawsze podchodzę do tych wszystkich informacji z przymrużeniem oka, ale kiedy zaczynałam pić jeden napar dziennie pojawiły się bóle głowy, czasem brzucha, jak przy odtruwaniu.




Jak przygotować napar?
1 łyżkę gotuję 5 minut w pół litra wody, następnie odstawiam na 15 minut. Po tym czasie wywar jest gotowy do picia. Warto dodać cytrynę, która optymalizuje działanie składników mineralnych.
Jeśli ktoś chce można posłodzić, byle nie cukrem, lepiej użyć miodu lub syropu z agawy.
Ciężko przedawkować, bo można pić aż do 8 szklanek wywaru dziennie, ja wypijam pół litra. Spożywanie w nadmiarze może być toksyczne ze względu na duże stężenia lapacholu działającego przeciwnowotworowo.

Smak jest przyjemny, dość łagodny. Przypomina mi miodowy aromat herbatki Rooibos, wywar wygląda  bardzo podobnie. Jest nietypowy, zupełnie nie podobny do innych herbat.  Polecam jeśli jeszcze nie próbowaliście:)

niedziela, 9 grudnia 2012

Olejki eteryczne, które świetnie działają na włosy

Cześć!

Olejków eterycznych mam małą kolekcję, dodaję je często do domowych kosmetyków. Z aplikacją na twarz trzeba bardzo uważać, poza olejkiem lawendowym wszystkie działają bardzo drażniąco. Zaczęłam testować je na włosach i niektóre mnie zachwyciły!
Kilka z nich może przyczynić się do zmniejszenia kłopotów z włosami czy skórą głowy.
Używam ich z olejem bazowym, najczęściej jojoba, makadamia czy z kiełków pszenicy. Proste mieszanki mogą pomóc nam pozbyć się łupieżu, zmniejszyć wypadanie włosów i lepiej odżywić włosy.



Oto 5 olejków eterycznych, po które sięgam najczęściej, zwykle na 1 łyżkę oleju stosuję 10-15 kropel olejków eterycznych:

1. Lawendowy- pisałam o nim już nie raz, to najbardziej wszechstronny olejek. Najbardziej słynie ze swoich leczniczych właściwości. Kiedy zdarzy mi się oparzyć od razu po niego biegnę, rana goi się szybciej i nie ma mowy o bliźnie. To jedyny olejek eteryczny, który możemy stosować bezpośrednio na skórę.
Chciałam wypróbować jak sprawdzi się na włosach. Wmasowywałam go w skórę głowy, a następnie na całej długości włosów.
U mnie dobrze się sprawdza, przedłuża świeżość włosów. Nie wiem czy wpłynął na wypadanie, ale na pewno nie zaszkodził. Ostatnio coraz mniej włosów mi wypada, ale nie zasługa jednego czynnika. Dodatkowo po takim olejowaniu włosy pięknie pachną, polecam jeśli ktoś lubi lawendę :)

2. Drzewo herbaciane- działa antybakteryjnie i odświeżająco, olejek poradził sobie z łupieżem, który miałam po zastosowaniu szamponu z SLSami. Swędzenie głowy zniknęło po kilku aplikacjach. Stosuję go też często na zmiany skórne, ale bardzo ostrożnie, bo większe ilości podrażniają.

3. Rozmaryn- dołączona ulotka zapewnia, że wspomaga wzrost włosów i zapobiega łysieniu, leczy również łupież. Pozostawia moje włosy miękkie i dobrze nawilżone. W książce "Green beauty guide" znalazłam ostatnio przepis, który muszę wypróbować: w proporcjach 50/50 należy zmieszać olej jojoba i z pestek winogron z kilkoma olejkami eterycznymi: rozmarynu, lawendowy, drzewa cedrowego oraz tymianku. Działa  przeciw wypadaniu więc muszę przetestować.

4. Szałwia- oczyszcza skórę głowy i reguluje ilość wydzielanego sebum. Włosy są świeże przez dłuższy czas po jego użyciu. Podobno dobrze się sprawdza przy nadmiernym poceniu, zmniejsza nieprzyjemny zapach ciała.

5. Drzewo cedrowe- leczy łupież i swędzącą skórę głowy, stymuluje wzrost włosów. Uwielbiam jego mocny, intensywny zapach.

To moja pierwsza piątka olejków, które sprawdzają się w pielęgnacji, ciągle sprawdzam kolejne, ale staram się nie robić tego za często. Kiedy zacznę kuracje z jednym, nie zmieniam go przez kilka tygodni żeby zauważyć efekt.
Zawsze przy aplikacji wykonuję kilku minutowy masaż głowy. Świetnie pobudza krążenie i sprawia, że oleje działają o wiele efektywniej. Masaż wykonuję małymi kolistymi ruchami opuszkami palców.Po wykonaniu takiego masażu głowy, uciskam skórę zaczynając do linii włosów nad czołem aż od szyi. To dobry sposób na relaks, olejki pięknie pachną, taki masaż to duża przyjemność. Polecam!

Stosujecie olejki eteryczne w pielęgnacji włosów, może macie inne typy? Chętnie je poznam i przetestuję.


sobota, 8 grudnia 2012

Pasta do zębów Jason

Całkiem przypadkiem znalazłam świetną pastę do zębów. Kupiłam ją w małym sklepiku z naturalnymi produktami, szukałam zupełnie czego innego, przy okazji trafiłam na super produkt :)
W promocji zapłaciłam za nią około 20 zł. To niewiele jeśli spojrzymy na pojemność, tubka jest spora, zawiera aż 170 gr. Pasty z Lavery czy Weledy mają  tylko 75 gr., a cena jest podobna.


Pasta działa antybakteryjnie, nie zawiera SLSów, konserwantów, sztucznych barwników ani fluoru.
W składzie znajdziemy między innymi:  sproszkowaną krzemionkę, wapń, bambus i olejek eteryczny z  mięty.

Najlepszy jest dla mnie mocny miętowy smak, od dawna stosuję naturalne pasty zwykle smakują ziołami, nie miętą. Na pewno kupię ją ponownie. W internecie znalazłam ją na przykład tutaj. Jest trochę droższa, ale  zdarzają się promocje. Czasem można też dostać ją na allegro.
Używam jej już ponad miesiąc, wykorzystałam dopiero połowę tubki.
Jedyny minus to słaba dostępność marki, ale warto jej poszukać:)

czwartek, 6 grudnia 2012

Bio2You

W tym roku prezent od Mikołaja dostałam za pośrednictwem marki Bio2You :) Nie mogę się doczekać kiedy wypróbuję nowe kosmetyki.
Marka wykorzystuje dobroczynne właściwości rokotnika, który ma w sobie znacznie więcej witaminy C niż inne owoce. Jest bardzo silnym antyoksydantem, regeneruje podrażnioną skórę i skutecznie opóźnia procesy starzenia. Wiele ciekawostek można przeczytać TUTAJ, w kilku zakładkach znajdziemy spore kompendium wiedzy.

Organiczne serum omega 3-6, podobno działa jak antydepresant skóry. Patrząc na skład jestem w stanie w to uwierzyć. Moje serum winogronowe już prawie się kończy i niebawem zacznę testować ten produkt. Zapowiada się ciekawie. Dam znać jak się sprawdzi. Opakowanie jest bardzo ładne, lubię takie eleganckie buteleczki.


Kolejny prezent to organiczne mleczko oczyszczające. Sprawdzając recenzję zauważyłam  że to najbardziej wychwalany i rozchwytywany produkt tej marki. Szukam właśnie czegoś dobrego do mycia twarzy, bo mleczko różane z Alterry, niestety już chyba jest wycofane.
Więcej na temat kosmetyku możecie znaleźć tutaj. Opakowanie jest piękne, duża buteleczka z matowego szkła, do tego jeszcze z pompką:)


W przesyłce znalazły się też ulotki i kilka próbek. Nie miałam jeszcze kosmetyków marki BIO2YOU.


Zabieram się za testowanie, za jakiś czas na pewno pojawi się recenzja. Przeglądając ofertę już mam ochotę zamówić kolejne kosmetyki tej marki, może już coś stosowałyście? Chętnie sprawdzę coś co polecacie?
A u Was był już Mikołaj?

Pozdrawiam:)

niedziela, 2 grudnia 2012

Naturalne dezodoranty- same buble

Chcąc uniknąć aluminium w standardowych dezodorantach dałam się skusić na naturalne produkty, które zupełnie się nie sprawdziły. Nie mam problemu z nadmiernym poceniem, szukałam delikatnego dezodorantu, który pozwoli czuć się świeżo przez cały dzień. Wypróbowałam kilku:


Dezodorant Lavery dostałam przy okazji zakupów jako gratis, na szczęście, bo kosmetyk kosztuje około 30 zł, poza ładnym opakowaniem, zapachem i certyfikatami nie ma wielu zalet. Po prostu nie działa. Poza tym jego konsystencja jest gęsta i nie wchłania się całkowicie. Nie polecam.

Alterra- o zapachu melisa lekarska i szałwia też mnie rozczarował. Kupiłam go z ciekawości, bo lubię produkty z Alterry. Mimo alkoholu w składzie nie podrażniał skóry. Niestety w ogóle nie chroni przed poceniem, miałam wręcz wrażenie, że mój pot w połączeniu z tym dezodorantem jest nie do zniesienia. Bardziej świeżo czułam się nie używając niczego. Największy bubel ze wszystkich dezodorantów.

GreenPeople to naturalna marka, która sprawdzała się u mnie w przypadku innych kosmetyków. Dezodorant o neutralnym zapachu kupiłam z myślą o moim chłopaku. Nie zawiera alkoholu, jest wolny od szkodliwych składników, 89 % składników jest pochodzenia organicznego. Mimo tych wielu zalet dezodorant nie spełnia swojego zadania.

Więcej dezodorantów nie kupuję, mam ałun i to dobra inwestycja, wystarczy na lata. U mnie sprawdza się świetnie, to jedyny dezodorant, który mogę Wam polecić z czytam sumieniem:)


piątek, 30 listopada 2012

Ulubieńcy listopada

Nie mam wielu ulubieńców w tym miesiącu, ale te które pokazuję świetnie się sprawdziły:)

Hydrolat z nasion marchwiECOSpa. Dobrze łagodzi zmarzniętą skórę, spryskiwałam nim całą twarz, dodawałam do maseczek i peelingów. Ma przyjemny zapach. Dla mnie najważniejsze było to, że rewelacyjnie sprawdził się przy mojej naczynkowej cerze.

Balsam do ciała Burt's Bees, Masło Shea i witamina E. Powoli kończą mi się olejki do ciała, dla odmiany sięgnęłam po balsam. Lubię kosmetyki Burt's Bees, ten balsam też się sprawdził. Jest gęsty, wydajny i dobrze nawilża skórę. Jedynie zapach nie jest przyjemny, nie odrzuca  ale spodziewałam się  czegoś lepszego. W składzie oprócz masła shea i witaminy E znajdziemy wiele innych olejów i ekstraktów  wszystkie naturalne.


Krem nawilżający- Mus Egzotyczny, Femi. Używam go już od kilku tygodni, jest rewelacyjny. Na pewno zasługuje na oddzielną recenzję, którą niebawem zmieszczę. Pachnie obłędnie:) Nawilża i chroni przed zimnem. Idealny na jesienno- zimową pogodę.

Olej tamanu, to olej pozyskiwany z drzewa tamanu, ma wiele dobroczynnych właściwości. Jeśli go nie znacie to polecam, warto mieć go w domu, wiele razy uratował mi skórę. Działa przeciwbakteryjnie, przeciwzapalne, przeciwbólowo, przeciwwirusowo, antyoksydacyjnie, intensywnie regeneruje skórę i redukuje blizny. Pomaga pozbyć się świeżych blizn, goi je nie pozostawiając po nich śladu. Oczywiście można też próbować używać go na starsze blizny, ale nie będzie aż tak spektakularnych efektów.
Dobrze radzi sobie ze śladami po zajadach czy opryszczce, szybko je łagodzi.
Czasem dodaję też kroplę oleju do kremu, czy maseczki.
Podobno dobrze sprawdza się w zwalczaniu rozstępów.

Na koniec szczotka, zaczęłam szczotkować skórę codziennie rano i nie zamierzam przestawać, już widzę efekty:) Wcześniej szczotkowałam skórę najwyżej do 2 - 3 dzień. Warto kupić dobrą, twardą i gęstą szczotkę. Skóra lepiej wygląda, jest napięta, ma zdrowy ładny kolor.  Zachęcam Was do szczotkowania!

Mam nadzieję, że co Was zaciekawi, jestem ciekawa Waszych ulubieńców.
Pozdrawiam:)

niedziela, 25 listopada 2012

Nowe cudeńka z Lily Lolo :)

W piątek wieczorem czekała na mnie w domu miła niespodzianka :) Szybko otworzyłam małe pudełeczko i oto co znalazłam:


Wszystko podwójnie:) Róże, cienie i pomadki. Z tych ostatnich cieszę się najbardziej, bo nie miałam wcześniej okazji ich używać. Reszty kosmetyków jeszcze nie próbowałam, ale pomadki od razu musiałam przetestować. Pozostałe kosmetyki na pewno zrecenzuję niebawem.

Dostałam pomadki w odcieniu Romantic Rose (z lewej) ma kolor intensywnego różu, i Love Affair - jasny brąz z domieszką brudnego różu.


Tak prezentują się na ustach:




Pomadki delikatnie podkreślają usta. Są naturalne i dobrze nawilżają. Zawierają olejek jojoba. Ponadto witaminę E i ekstrakt z rozmarynu, dwa silne antyoksydanty. Nie mają w składzie dodatków zapachowych.

Jak się sprawdziły?
Świetnie się je nakłada, szminki są mokre i gładko rozprowadzają się na ustach. Lily Lolo to moja ulubiona marka mineralna i nie zawiodłam się po raz kolejny. Nie trzeba nakładać balsamu pod pomadkę, usta są dobrze nawilżone i odżywione. Mają delikatny kolor i połysk. Pomadki nie zbierają się z kącikach. Do wyboru jest sześć odcieni, każda może znaleźć coś dla siebie.

Szminki nie są bardzo trwałe, ale można zastosować różne triki makijażowe i wtedy trzymają się zdecydowanie dłużej. Najlepiej odbić pierwszą warstwę przy pomocy chusteczki, a potem delikatnie przypudrować usta przed kolejną aplikacją.

Rozczarowało mnie jedynie plastikowe opakowanie, na szczęście wzór jest bardzo ładny.
Mam ochotę na odcień Denure, ma ładny brzoskwiniowo -beżowy kolor. Może się skuszę kiedy będę zamawiała coś ze strony Costasy.

Miałyście okazję używać kosmetyków Lily Lolo? Jak się u Was sprawdziły?
Udanej niedzieli!
Pozdrawiam:)

sobota, 24 listopada 2012

Peeling do ust- Lush

Długo czekałam na wolny weekend :) Miałam kolejny bardzo zajęty tydzień i w niektóre dni w ogóle nie włączałam komputera. Może teraz będzie chociaż trochę lepiej. Liczę, że tak będzie.
Na zewnątrz nie jest jeszcze bardzo zimno, ale coraz częściej mam spierzchnięte usta. Sięgam wtedy po peeling do ust. Teraz mam akurat ten z Lush'a - Sweet Lips, ale bardzo łatwo można wykonać taki kosmetyk w domu. Warto, bo zwłaszcza teraz kiedy nasz ust są narażone na niskie temperatury przyda im się dodatkowa pielęgnacja.


Ważne, żeby do cukrowego peelingu dodać dobrej jakości olej. Lush dodaje olej jojoba, a do tego ekstrakt z wanilii i kakao. Pachnie słodko i przyjemnie. Wystarczy niewielka ilość i krótki masaż, żeby poczuć efekt.
Delikatnie złuszcza i wygładza skórę, do tego dobrze nawilża.
Dzięki niemu usta powinny być w dobrej kondycji przez całą zimę, robię go regularnie wieczorem co 2-3 dni. Następnie nakładam grubszą warstwę balsamu do ust na noc. Najchętniej Figs& Rouge.
Peeling jest bardzo smaczny, nic się nie stanie nawet jeśli go zliżemy :)



Polecam Wam taką pielęgnację, kiedy go wykorzystam na pewno kolejny zrobię sama. Robicie peelingi ust?  A może macie inne sposoby na pielęgnację ust zimą?

poniedziałek, 19 listopada 2012

Okulary Firmoo

Kilka tygodni temu dostałam zupełnie niespodziewanego maila od marki Firmoo z zapytaniem czy byłabym zainteresowana współpracą. Rozglądałam się za dobrymi okularami przeciwsłonecznymi, bo w tym raku moje oczy stały się jeszcze bardziej wrażliwe na słońce. Propozycja mnie ucieszyła :)
Po tygodniu przyszła do mnie przesyłka z wybranymi okularami.


Kształt bardzo mi odpowiada, pasuje do mojej twarzy. Oprawki są bardzo solidnie wykonane. Dla mnie najważniejsze, że szkła są dobrej jakości i mają wysoki filtr UV.
W zestawia dostałam dwa opakowania na okulary, ściereczkę oraz śrubokręt i 4 zapasowe śrubki.


Lubię duże okulary, dobrze się w nich czuję. Marka Firmoo ma w ofercie również okulary korekcyjne. Sporo informacji można znaleźć też na facebooku.
Firma jest godna zaufania, przesyłka ze Stanów przyszła do mnie w tydzień. Obsługa sklepu jest profesjonalna, przed złożeniem zamówienia wypełniamy szczegółową ankietę.
Miałam obawy czy okulary zamówione przez internet, bez mierzenia będą pasowały. Mile się zaskoczyłam kiedy je założyłam.
Jeśli ktoś szuka okularów polecam zapoznać się z promocją, druga para gratis. Można również skorzystać z darmowej wysyłki, składając zamówienie powyżej 39 dolarów.
Biorąc pod uwagę ceny w dobrych okularów, te nie są wygórowane. Niestety oferta nie jest  zbyt duża, spodziewałam się większego wyboru oprawek.
Mam nadzieję, że dobrze sprawdzą się w pełnym słońcu. Kiedy spadnie śnieg też mogą się przydać, oby uratowały moje oczy przed łzawieniem.

Pozdrawiam :)

niedziela, 18 listopada 2012

Raw Gaia- maska czekoladowa do twarzy

Pachnie cudownie:) Nie mogę sobie teraz pozwalać na desery. Na szczęście mogę używać smakowitych kosmetyków, zwłaszcza zupełnie naturalnych, żywych i organicznych :)
Czekoladowa maska świetnie sprawdza się w domowym spa, stosuję ją nawet kilka razy w tygodniu.
Dobrze, że na nią trafiłam:)


Skład jest prosty:

Ekologiczne kakao, mielone na zimno. Kakao ma o wiele więcej antyoksydantów niż czerwone wino czy zielona herbata. Dzięki pozyskiwaniu kakao na zimno, zachowuje wszystkie enzymy, witaminy i przeciwutleniacze. W jednej łyżeczce surowego kakao znajduje się aż 25,200 antyoksydantów!!
Skutecznie spowalnia procesy starzenia. Dodatkowo po nałożeniu pięknie pachnie i działa aromaterapeutycznie i zdecydowanie poprawia nastrój :)
Kakao poprawia też zdolności obronne skóry przed UV.

Suszona na słońcu czerwona glinka. Ten składnik działa bardzo dobrze na moja skórę, lubię ją solo i w połączeniu z innymi składnikami. W tej kompozycji też dobrze się sprawdza, nadaje się do skóry naczynkowej, ale też tłustej czy mieszanej. Poprawia krążenie, działa odżywczo, absorbuje toksyny ze skóry i ściąga pory.

Ekologiczny proszek z korzenia kurkumy. Do tej pory kurkumę zostawiałam w kuchni, muszę znaleźć jakieś przepisy i zacząć dodawać ją do kosmetyków:) Hinduskie kobiety smarują twarze kurkumą i mlekiem, żeby pięknie wyglądać. Podobno dobrze się sprawdza w pielęgnacji skóry trądzikowej. Oczyszcza skórę i opóźnia procesy starzenia.

Ekologiczny proszek z owoców amla. Drzewo amla rośnie w Indiach. Ajurveda uważa te owoce za najlepszy środek odmładzający. Zawierają one bardzo dużo witaminy C, tanin i polifenoli. Napary i maceraty owocu amli są powszechnie stosowane w Indiach dla poprawy kondycji skóry, włosów i paznokci. Wzmacniają strukturę skóry i działają przeciwzmarszczkowo.

Jak ją stosuję?
Łyżeczkę proszku mieszam z odrobiną hydrolatu, gotową maskę nakładam na oczyszczoną twarz. Odczekuję około 15 minut i zmywam ją.
Skóra wygląda świeżo, jest oczyszczona. Kiedy mam zaczerwienioną skórę, maska dobrze ją koi. Jeśli chcemy można zrobić od razu delikatny peeling wmasowując maskę w skórę twarzy, ma delikatne drobinki.
Pięknie pachnie i dobrze wpływa na samopoczucie:)
Polecam:)
Stosowałyście kiedyś kosmetyki z kakao?

sobota, 17 listopada 2012

Spóźniona relacja w wykładu i dieta dr Ewy Dąbrowskiej

Po wtorkowym wykładzie wróciłam późno, bo spotkanie trochę się przedłużyło,byłam śpiąca i nie zrobiłam wpisu od razu. Potem miałam dni zajęte od rana do wieczora. Ciężko było z warzywną dietą, musiałam wszystko przygotować rano i potem nosić cały dzień ciężką torbę z prowiantem, ale jak do tej pory się udaje:) Uczucie głodu jest już coraz mniejsze, 3 pierwsze dni były pod tym względem najgorsze, ciągle ssało mnie w żołądku. Do tego ból głowy, który pojawia się prawie codziennie. To mój jedyny objaw detoksu, myślałam że cera się pogorszy, jak do tej pory jest bez zmian. Zobaczę co będzie w kolejnym tygodniu.

Bardzo Was przepraszam, że nie dzieliłam się przepisami, postaram się poprawić z kolejnym tygodniu diety.
Rano przygotowywałam sobie surówki i sałatki, wszystko pakowałam i brałam ze sobą. Do tego bardzo dużo jabłek i trochę mniej grejpfrutów. Rano obowiązkowo szczotkowanie i woda z cytryną na czczo.
Piłam też świeżo wyciskane soki z marchwi, jabłek lub buraków.
Dzisiaj ugotowałam zupę jarzynową. Miała być dyniowa, ale spóźniłam się i już nie było żadnej dyni w moim warzywniaku. Wzięłam co było:)


Bardzo prosta zupa, cukinia, marchewka, pietruszka i cebula. Doprawiłam ją naturalna przyprawą "jarzynka". Będzie też na jutrzejszy obiad. W ciągu tygodnia robiłam proste rzeczy, mieszałam zwykle dwa składniki. Chrupałam też same marchewki i jabłuszka.

Służy mi ten detox, czuję się lekka, mam sporo energii. Nie jestem wzdęta.
Problem mam jedynie z treningami, lubię się porządnie zmęczyć, a teraz nie mam dobrej wytrzymałości. Po 40 minutach ćwiczeń umieram z głodu.. Tęsknię za pysznym, tłustym avokado i za orzechami, których mam akurat mnóstwo w domu. Poczekam jeszcze tydzień i wprowadzę je do jadłospisu. Póki co zostaję przy spokojniejszym treningu.

Wtorkowy wykład trochę mnie rozczarował, będziecie mogli go obejrzeć na stronie mantra.pl, niebawem powinien się tam pojawić. Teraz jest dostępny bardzo podobny wykład z Koszalina TUTAJ.
Owszem wykład zaczął się od krótkiej wyciszającej medytacji, ale potem nie było o niej mowy. Generalnie niczego nowego się nie dowiedziałam. Było sporo osób, momentami było śmiesznie, bo tłumaczka przekręcała wiele zwrotów, albo wymyślała nowe słowa, np. typu otylstwo (?). Liczyłam na coś więcej. Siedziałam i pilnie słuchałam z notatnikiem, ale nic nie zapisałam. Mimo to nie żałuję, że tam poszłam. Na koniec również była krótka medytacja, tym razem śpiewana mantra. Po niej seria pytań, która trwała dość długo. Może kolejne tego typu wydarzenia będą ciekawsze.

Na koniec, jeszcze informacja o konkursie, w którym można wygrać kubeczek Mooucup u EkoKobiety.
Szczegóły znajdziecie TUTAJ. Powodzenia!

Pozdrawiam :*

wtorek, 13 listopada 2012

Joga , zdrowie i harmonia. Wykład we Wrocławiu już dziś:)

Witam:)
Wybieram się dziś wieczorem na wykład i jestem bardzo ciekawa tego spotkania :) Balakhilya od ponad 40 lat podróżuje po całym świece prowadząc wykłady i seminaria. Inspiruje do podjęcia praktyk medytacyjnych. Od dawna próbuję medytować, ale z różnym skutkiem. Ciężko mi usiedzieć w miejscu,
5 minut uznaję za sukces, ale jest już lepiej niż kiedyś. W połączeniu z jogą jest o wiele łatwiej. Liczę, że dowiem się czegoś ciekawego.
Wykład jest bezpłatny, nie trzeba się wcześniej zapisywać.
Może ktoś się wybiera?


poniedziałek, 12 listopada 2012

Od dziś detox

Przez najbliższe dwa tygodnie mam zamiar oczyścić mój organizm. Wierzę, że taka dieta jest dobra dla ciała i ducha. Zamierzam stosować dietę doktor Ewy Dąbrowskiej, ostatni raz robiłam ją chyba dwa lata temu. Wtedy było mi ciężko. Od tego czasu mój sposób odżywiania znacznie się zmienił, nie wiem jak będzie tym razem.
Cel to 2 tygodnie. Dieta wyklucza prawie wszystkie owoce, ale jakoś przetrwam. Sezon jest odpowiedni. Będę miksować zupy i robić sałatki. Pewnie pojawi się kryzys, postaram się być silna.
Zakazany jest wszelkiego rodzaju tłuszcz. 



Owoce i warzywa, które można spożywać na diecie:
korzeniowe: marchew, seler, pietruszka, chrzan, burak, rzodkiew, rzepa
liściaste: sałata, seler naciowy, zielona pietruszka, jarmuż, rzeżucha, koper, zioła
cebulowe: cebula, por, czosnek
psiankowate: pomidor, papryka
kapustne: kapusta biała, czerwona, włoska, pekińska, kalafior, kalarepa
dyniowate: dynia, kabaczek, cukinia, ogórki
owoce: jabłka, cytryny, grejpfruty



Do tego dużo wody, ziół i zielonej herbaty.
Dodatkowo będę codziennie rano szczotkować ciało na sucho,  jest to właściwie konieczne w procesie oczyszczania. Szczotkowanie ułatwia usuwanie toksyn z organizmu.
Potem ćwiczenia,  kardio, ćwiczenia z taśmą, rozciąganie, może jeszcze kręcenie na hula-hop. 
Pozytywne nastawienie, spacery, słuchanie dobrej muzyki, spędzanie jak najmniejszej ilości czasu przed komputerem.
W czasie kuracji nasz organizm nie powinien mieć kontaktu z chemią, nie kładźmy na ciało niczego co nie jest naturalne. 
Mam w głowie sporo przepisów, będę korzystać też z przepisów z książek dr Ewy Dąbrowskiej. Ania z cudownych diet już prawie skończyła swój detox i na pewno będę przeglądać jej wpisy.
Jestem przygotowana na objawy oczyszczania, chcę żeby wszystkie toksyny uciekły z mojego ciała. 14 dni jakoś przetrzymam, zresztą ciężkie chwile będę oznaczały, że detox działa:)
Ktoś chce się przyłączyć? 

niedziela, 11 listopada 2012

Uczta w Raw Organic

Wczoraj byłam w Krakowie i najważniejszym punktem dnia był obiad z restauracji Raw Organic. Serwują tam surowo- wegańskie jedzonko. Chciałam tam jechać od razu po otwarciu, ale nie miałam okazji.
Z przyjemnością spróbowałam surowego burgera, był przepyszny! Nie miałam aparatu, na szczęście na stronie RO znalazłam zdjęcie:


Teraz dehydrator znajduje się na szczycie mojej listy upragnionych rzeczy, mogłabym częściej przygotowywać takie cuda! Burger kosztował 18 zł, zostałam przygotowany wyłącznie ze składników organicznych. Pycha! 
Moja mama zamówiłam sałatkę "Przyjaciele z Italii", podaną z sosem z orzechów nerkowca, również była zachwycona:) Kosztowała około 20 zł.

Zamówiłyśmy też deser:) Niebiańską szarlotkę na spodzie z orzechów włoskich, laskowych i rodzynek, pyszota! Jednak o wiele lepsza okazała się tarta! Była najlepsza na świecie, migdałowa tarta z suszonymi śliwkami i gruszkami, polana kokosową, surową czekoladą :) Marzenie. Niestety nie mam zdjęć, następnym razem pojadę tam z aparatem.
Na koniec pyszna zielona herbata Yogi Tea, podawana w dużym kubku.
Na takie luksusy nie można pozwalać sobie codziennie, ale raz na jakiś czas jak najbardziej! Polecam każdemu, nie koniecznie trzeba być weganinem żeby się tam wybrać. Dobrze jest próbować nowych smaków, może się zakochacie w tej fantastycznej kuchni! 

Polecam wszystkim, którzy będą mieli okazję odwiedzić to miejsce! Restauracja znajduje się na Placu Wolnica 12 na Krakowskim Kazimierzu. Szyld jest spory, łatwo go zauważyć.



Przy Rynku na ul. Gołębiej 1 można kupić surowe, organiczne przekąski i kilka surowych potraw z restauracji Raw Ogranic. Przy okazji też tam zaglądnęłam.


Wzięłam coś na wynos. Czipsy buraczano cukiniowe,


morwę białą,


i chlebek marchewkowy.


Samo zdrowie:)
Lubicie takie jedzenie? Może ktoś był już w Raw Organic? Albo w innej ciekawej restauracji?
Miłej niedzieli!


piątek, 9 listopada 2012

Kubeczek menstruacyjny Mooncup

Witajcie Kochani :)

O kubeczku czytałam już wiele razy, ale długo zwlekałam z jego nabyciem. Od dłuższego czasu dążę do tego, żeby produkować jak najmniej śmieci. Ciągle szukam nowych rozwiązań, segreguję co się da. Nie kupuję nic w zbędnym opakowaniu, staram się jak mogę i widzę efekty. Jednak chcę zrobić więcej. Staram się używać naturalnych podpasek, ale one też potrzebują trochę czasu żeby się rozłożyć. Podpaski wielorazowego użytku są ok, używam ich kiedy jestem w domu i w nocy. Zdecydowałam się na kubeczek i myślę, bo to najbardziej ekologiczna opcja. Większość kobiet, które go wypróbowały nie żałują. Bardzo się cieszę, że niebawem zacznę go używać. Na pewno poznacie moją opinię.

Kubeczek menstruacyj Mooncup to sylikonowy kubeczek wielorazowego użytku, świetna alternatywa dla tamponów i podpasek. Wymyśliła go anonimowa kobieta w latach 30. XX wieku. Od 2001 roku popularyzuje go Brytyjka Su Hardy. Jego zadanie polega na zbieraniu krwi miesiączkowej. To ekologiczna alternatywa dla tamponów i podpasek. jest zrobiony z bezpiecznego dla nas materiału, wolnego od toksycznych dioksyn i chemikaliów powszechnie stosowanych w klasycznych podpaskach. Jest również hipoalergiczny.
Jeden kubeczek można używać aż 5 lat!


Mooncup to całkowicie ekologiczna firma, dbają o ekologię przy procesie produkcji, promocji, zarządzaniu i dystrybucji kubeczka. Kubeczek przechowujemy w woreczku z organicznej bawełny.

Serwis EkoKobieta zajmuje się między innymi propagowaniem kubeczka Mooncup w Polsce. Warto tam zaglądać.
Wkrótce, już 15 listopada serwis obchodzi swoje drugie urodziny, z tej okazji przygotowano promocję.
Przez 2 tygodnie będzie można nabyć kubeczek w promocyjnej cenie 89,99 zamiast 99,99.
Warto skorzystać z promocji i wreszcie go wypróbować.
Decydując się na zakup musimy zdecydować się na jeden z dwóch rozmiarów. Wybór nie jest trudny, można o nich poczytać TUTAJ.

Mam nadzieję, że się u mnie sprawdzi. Wiele przemawia za tym, że tak będzie:)
Po pierwsze ekologia!
Ekonomia też się liczy, skoro Mooncup może nam służyć przez 5 lat to spora oszczędność, na podpaski wydajemy na pewno około 10 zł. miesięcznie, może nawet trochę więcej. Koszt kubeczka zwróci się po kilku miesiącach i będzie można zapomnieć o podpaskach.

Jeśli jeszcze macie wątpliwości przeczytajcie 10 mitów na temat kubeczka Mooncup. Powinny rozwiać Wasze obawy :)
Więcej na temat kubeczka napiszę, kiedy już go przetestuję. Chciałam Wam napisać o promocji, macie kilka dni na przemyślenie i już za kilka dni będziecie mogły nabyć go trochę taniej.


http://ekokobieta.com.pl/




Co o nim sądzicie, może któraś z Was już go używa?

środa, 7 listopada 2012

HURRAW!

Szkoda, że nie mogę Wam przekazać tego zapachu, od kilku dni nie rozstaję się z balsamem do ust Hurraw o zapachu spice chai. Pachnie obłędnie, przynajmniej dla mnie, chociaż kilka osób też było pod wrażeniem:) Nie pijam kawy, ale podobno pachnie jak zimowa wersja kawy w niektórych kawiarniach.
Obawiam się, że już jestem uzależniona..


Kupiłam go już jakiś czas temu i czekałam aż wykończę kilka innych pomadek. Okazała się idealna na chłodniejsze dni. Pachnie cynamonowo- goździkowo- waniliowo, taka esencja bardzo mi odpowiada:)
Do tego dobrze nawilża i nie musimy się obawiać,że nam zaszkodzi nawet kiedy ją zjemy.

Pomadka jest w 100 % wegańska, wykonana z organicznych składników. Na opakowaniu znajdziemy też napis RAW co znaczy, że wszystkie składniki, z których jest wykonana są surowe. Nie zostały poddane obróbce termicznej wyższej niż 27 stopni Celsjusza.



Skład jest świetny: zimnotłoczony ekologiczny olej ze słodkich migdałów z wyciągiem z cynamonu i kardamonu, wosk z meksykańskiego krzewu Euphorbia cerifera, zimnotłoczony ekologiczny olej kokosowy,  zimnotłoczony ekologiczny olej jojoba, zimnotłoczone ekologiczne masło kakaowe, zimnotłoczony ekologiczny olej rycynowy, zimnotłoczona ekologiczna oliwa z oliwek, ekologiczny aromat, witamina E.

Balsam pozostawia usta nawilżone, z lekkim połyskiem. Niestety zapachu nie czuć po nałożeniu, jedynie przez chwilę. Mimo to mam nadzieję, że uda mi się wypróbować inne balsamy marki HURRAW! Wybór jest ogromny, mam już kilka upatrzonych. Może przy okazji ktoś mi je przywiezie:) W Polsce możemy je dostać, ale wybór niestety jest ograniczony.

Czekam też na Figs & Rouge w tubkach:) Ciekawe kiedy się u nas pojawią?




Wyglądają pięknie, uwielbiam pudełeczka Figs & Rouge, ale te będę o wiele bardziej praktyczne. Nie mogę się ich doczekać! Ciężko będzie zdecydować, który wybrać, dobrze się zapowiadają:)