W zeszłym miesiącu zapomniałam o ulubieńcach, dlatego teraz przedstawię ich trochę więcej. Prezentuję Wam produkty, które się u mnie sprawdziły:)
W pielęgnacji twarzy woda różana jest niezastąpiona, tym razem marki Dabur, skład jest bardzo prosty woda i ekstrakt z róży. Za 250 ml zapłaciłam 13 zł. Używam jej już drugi miesiąc i niebawem się skończy. Przelewam ją do szklanej buteleczki z atomizerem, uwielbiam codziennie spryskiwać nią twarz. Można ją znaleźć tutaj.
Peeling do twarzy Born to Bio gościł u mnie bardzo długo, około pół roku. Mechaniczny peeling twarzy robię bardzo rzadko, wolę enzymatyczne. Jednak od czasu do czasu stosuję peeling z drobinkami. Ten przypadł mi do gustu, ma w składzie aloes i bambus, które odżywiają dodatkowo skórę. W bezbarwnym żelu zatopione są białe i niebieskie drobinki, które dobrze złuszczają skórę. Znalazłam go np. tu, ale zapłaciłam za niego około 18 zł w promocji.
Mus egzotyczny FEMI dopiero opisałam, ale musiał się znaleźć w ulubieńcach:)
Pora na dwa świetne kosmetyki marki Alba Botanica. Wcześniej nie znałam tej marki. Sprawdzają się znakomicie, na pewno zasługują na dłuższą recenzję. Pachną obłędnie, zwłaszcza balsam do ciała, na pewno go jeszcze kupię. Mam ochotę wypróbować wszystkie kosmetyki tej marki, znajdziecie je TUTAJ.
Olej do włosów Bhringraj jest polecany przy wypadaniu włosów dlatego się na niego skusiłam. Ma ziołowy, intensywny zapach, ale nie jest dla mnie drażniący. Mimo, że trzymam go w łazience często ma gęstą konsystencję, "topi się" dopiero w dłoniach. Nakładam go zazwyczaj na skórę głowy 2-3 razy w tygodniu, ale kiedy mam czas nakładam go na całe włosy kilka godzinę przed umyciem, lub zostawiam go na całą noc. Zawsze masuję nim głowę około 10 minut. Widzę pozytywne efekty, cebulki włosów są już silniejsze, włosy wypadają mi zdecydowanie mniej. Do tego są błyszczące, nawilżone, wyglądają zdrowo. Kupiłam go w sklepie Helfy.
Pasta do zębów Alverde. Kupiłam ją z ciekawości razem z innymi kosmetykami tej marki, nie pamiętam dokładnej ceny. Dobrze się sprawdza, ma delikatny miętowy smak, odświeża usta. Nie przepadam za pastami z fluorem, o czym już nie raz wspominałam. Uszło to mojej uwadze kiedy ją zamawiałam, lubię testować nowe naturalne pasty do zębów. Ta sprawdziła się dobrze, szkoda tylko że nie jest dostępna w Polsce, zazdroszczę dziewczynom które mają dostęp do całej gamy produktów Alverde w drogeriach dm.
Krem do rąk Pat&Rub był niedawno wspomniany na blogu, więc umieszczam tylko zdjęcie. To jeden z lepszych kremów jakie używałam, do tego pięknie pachnie:)
To tyle w tym miesiącu, może Was coś zainteresowało, jeśli tak to piszcie:)
Pozdrawiam:)
Zdrowe odżywianie
▼
czwartek, 31 stycznia 2013
wtorek, 29 stycznia 2013
Mus egzotyczny Femi
Od kilku miesięcy mam przyjemność używać kremu Femi "Mus egzotyczny". Już sama nazwa jest kusząca. Od razu spodobało mi się też opakowanie, ciążki słoiczek z matowego szkła przykryty nakrętką zdobioną złotym motywem kwiatowym.
Krem jest przeznaczony dla cery wrażliwej i suchej.Poprawia kondycję skóry i wpływa na spłycenie zmarszczek. Dodatkowo niweluje skłonność cery do powstawania przebarwień.
W składzie znajdziemy bogactwo dobroczynnych składników:
Ekologiczne wyciągi z jagód Goi, korzeń lukrecji i kurkumy, zasobne w różne minerały: wapń, potas, żelazo, cynk, selen. Dodają skórze energii i poprawiają koloryt. Wyciągi są również bogate w antyoksydanty spowalniające procesy starzenia skóry.
Woda oczarowa i lipowa mają właściwości nawilżające.
Bogatą konsystencję krem zawdzięcza olejom- oliwie z oliwek i olejowi arganowemu.
Dużym plusem jest też to, że to krem całkowicie naturalny, ekologiczny.
Pachnie bardzo przyjemnie, nakładając go lubię robić masaż twarzy, żeby dłużej cieszyć się zapachem. Mimo bogatego składu szybko się wchłania i nie zostawia błyszczącej warstwy na twarzy. Stosuję go na dzień, świetnie się sprawdził przy większych mrozach, skóra nawet po całym dniu nie była ściągnięta czy przesuszona. Moja skóra bardzo go polubiła:)
Nadaje się też pod makijaż.
Używam go codziennie rano od trzech miesięcy i już niebawem sięgnie dna, szkoda ale w kolejce czeka już kolejny krem, jestem ciekawa jak sobie poradzi. Mus egzotyczny pomógł mi utrzymać dobre nawilżenie i poprawił kondycję mojej skóry. Nie wiem jak radzi sobie ze zmarszczkami, jeszcze nie dotyczy mnie to zmartwienie.
Jedynym poważnym minusem jest niestety cena, 180 zł. za 50 ml. to bardzo dużo. Oczywiście za tą cenę otrzymujemy świetną jakość i najlepsze składniki, ale nie jest to kwota jaką wydaje zwykle na krem do twarzy. Miałam to szczęście, że dostałam go do testowania, bo pewnie nie zdecydowałabym się na zakup. Teraz kiedy wiem jak działa i mam pewność, że dobrze się sprawdza, mogę do niego wrócić w przyszłości. Polecam jeśli ktoś ma ochotę spróbować, nie powinien być rozczarowany.
Mus można kupić TUTAJ, w ofercie jest sporo kosmetyków, które chciałabym używać:) Pewnie za jakiś czas czegoś spróbuję.
Stosowałyście kiedyś kosmetyki marki Femi ? Może coś polecacie?
Pozdrawiam,
miłego dnia:)
Krem jest przeznaczony dla cery wrażliwej i suchej.Poprawia kondycję skóry i wpływa na spłycenie zmarszczek. Dodatkowo niweluje skłonność cery do powstawania przebarwień.
W składzie znajdziemy bogactwo dobroczynnych składników:
Ekologiczne wyciągi z jagód Goi, korzeń lukrecji i kurkumy, zasobne w różne minerały: wapń, potas, żelazo, cynk, selen. Dodają skórze energii i poprawiają koloryt. Wyciągi są również bogate w antyoksydanty spowalniające procesy starzenia skóry.
Woda oczarowa i lipowa mają właściwości nawilżające.
Bogatą konsystencję krem zawdzięcza olejom- oliwie z oliwek i olejowi arganowemu.
Dużym plusem jest też to, że to krem całkowicie naturalny, ekologiczny.
Pachnie bardzo przyjemnie, nakładając go lubię robić masaż twarzy, żeby dłużej cieszyć się zapachem. Mimo bogatego składu szybko się wchłania i nie zostawia błyszczącej warstwy na twarzy. Stosuję go na dzień, świetnie się sprawdził przy większych mrozach, skóra nawet po całym dniu nie była ściągnięta czy przesuszona. Moja skóra bardzo go polubiła:)
Nadaje się też pod makijaż.
Używam go codziennie rano od trzech miesięcy i już niebawem sięgnie dna, szkoda ale w kolejce czeka już kolejny krem, jestem ciekawa jak sobie poradzi. Mus egzotyczny pomógł mi utrzymać dobre nawilżenie i poprawił kondycję mojej skóry. Nie wiem jak radzi sobie ze zmarszczkami, jeszcze nie dotyczy mnie to zmartwienie.
Jedynym poważnym minusem jest niestety cena, 180 zł. za 50 ml. to bardzo dużo. Oczywiście za tą cenę otrzymujemy świetną jakość i najlepsze składniki, ale nie jest to kwota jaką wydaje zwykle na krem do twarzy. Miałam to szczęście, że dostałam go do testowania, bo pewnie nie zdecydowałabym się na zakup. Teraz kiedy wiem jak działa i mam pewność, że dobrze się sprawdza, mogę do niego wrócić w przyszłości. Polecam jeśli ktoś ma ochotę spróbować, nie powinien być rozczarowany.
Mus można kupić TUTAJ, w ofercie jest sporo kosmetyków, które chciałabym używać:) Pewnie za jakiś czas czegoś spróbuję.
Stosowałyście kiedyś kosmetyki marki Femi ? Może coś polecacie?
Pozdrawiam,
miłego dnia:)
niedziela, 27 stycznia 2013
Wyniki rozdania
Bardzo dziękuję za duże zainteresowanie konkursem:) Nie spodziewałam się tak wielu komentarzy.
Niestety mogę nagrodzić jedynie 3 osoby.
Przyjemnie mi ogłosić, że zwyciężyły:
Niestety mogę nagrodzić jedynie 3 osoby.
Przyjemnie mi ogłosić, że zwyciężyły:
Ania
foryourbeauty
naturaipiekno
Gratuluję dziewczyny:)
Skontaktuję się z Wami mailowo.
Dziękuję Wszystkim za udział!
Pozdrawiam!
Dziękuję Wszystkim za udział!
Pozdrawiam!
sobota, 26 stycznia 2013
Moje kremy do rąk
Krem do rąk muszę mieć zawsze pod ręką, to zdecydowanie kosmetyk którego zużywam najwięcej. Zwłaszcza zimą kiedy się z nim nie rozstaję, jak pewnie większość z Was. Mam ich kilka i po paru tygodniach użytkowania mogę wystawić im recenzję. Pominę tylko balsam z Burt's Bees, o którym niedawno pisałam.
Na początek rewitalizujący balsam do rąk PAT&RUB, żurawina i cytryna.
Bardzo lubię ten cytrusowy zapach:) Jest intensywny i zostaje na skórze przez dłuższy czas. Szybko się wchłania. Dobrze nawilża i zmiękcza dłonie. Nie znajdziemy w nim sztucznych konserwantów, barwników, sylikonów czy pegów. Skład jest bardzo bogaty, jak podaje producent to prawdziwa bomba dobroczynnych substancji pielęgnujących.
Znajdziemy w nim między innymi: ekstrakt z żurawiny, olej jojoba, masło z oliwek, wodę cytrynową, olejek cytrynowy, kwas hialuronowy, alantoinę, prowitaminę B5, naturalna witaminę E oraz inne roślinne substancje nawilżające i natłuszczające.
Marka stawia na jakość składników i przekłada się to na ich działanie. To jeden z moich ulubionych kremów do rąk. Wystarczy niewielka ilość, żeby nawilżyć całe dłonie. Sprawdza się też zimą kiedy trzeba ukoić zmarznięte dłonie. Ma bardzo praktyczne opakowanie, nic nie dostaje się do środka, składniki są aktywne przez 6 miesięcy po otwarciu. Za 100 ml. trzeba zapłacić 39 zł.
Krem do rąk Lavera pomarańcza i rokitnik to moje najnowsze odkrycie.
Dostałam go w prezencie, wcześniej nie miałam okazji używać kremów do rąk lavery. Zapach jest cudowny! Bardzo delikatny, pomarańczowy, pozostaje na dłoniach przed dłuższy czas. Wchłania się błyskawicznie, ręce pozostają gładkie i miękkie. Niczym mu nie ustępuje poprzedniemu kremowi.
Znajdziemy tu między innymi : wyciąg z pomarańczy, olej sojowy, glicerynę roślinną, włókna bambusowe, czynnik nawilżający z pszenicy, olej z kokosa, olej z rokitnika, witamina E, olej z pomarańczy, olej ze słonecznika, witamina C.
Używanie go to duża przyjemność. Tubka ma 75 ml. znalazłam go w kilku sklepach internetowych, ceny wahają się od 22-25 zł.
Krem do rąk AAeco o zapach dyni to mój pierwszy kosmetyk z tej serii.
Małe opakowanie 40 ml. dostałam jako gratis w jednej z aptek. Jest przeznaczony do dłoni suchych i wymagających regeneracji. To zdecydowanie najsłabszy z kremów, których obecnie używam. Nawilża skórę, ale po krótkim czasie czuję że znowu muszę nałożyć coś na ręce. Ze względu na rozmiar noszę go w torebce lub kieszeni. Pewnie wiosną sprawdził by się lepiej niż teraz, kiedy skóra wymaga silnego nawilżenia. W składzie znajdziemy wyłącznie naturalne składniki: organiczne masło shea, wyciąg z pestek dyni, roślinną glicerynę, ekstrakt z owoców goi.
Szukałam go w sklepach internetowych, ale chyba jest to edycja limitowana dostępna jedynie jako gratis.
Nie wiem jak sprawdzają się inne produkty z tej linii, podobają mi się opakowania, ale nigdy po nie nie sięgnęłam.
Masło shea zawsze sprawdza się świetnie, zwłaszcza zimą to mój kosmetyk numer 1.
Dobry i tani kosmetyk, nie wymaga ładnego opakowania. Zimą co kilka dni z przyjemnością nakładam na noc grubą warstwę na dłonie i nakładam rękawiczki. Nie inwestuję też w specjalne kremy do twarzy na zimę, masło shea świetnie się sprawdza. Dzięki niemu nie mam też problemu z szorstkimi łokciami czy kolanami. Od czasu do czasu nakładam je na stopy. Kiedy temperatura jest bardzo niska zabezpieczam nim końcówki włosów. Pielęgnuje też usta. Zazwyczaj wybieram wersję bez dodatków, o neutralnym zapachu.
Jest wielofunkcyjne i bezkonkurencyjne:) Używam go jedynie w domu, ze względu na opakowanie. Jako krem do rąk jest świetny, trzeba tylko poczekać aż się wchłonie. W ciągu dnia wolę kremy, które szybciej wnikają w skórę. Nakładam go zawsze przed wyjściem na zewnątrz, żeby zabezpieczyć skórę.
Podsumowując najlepsze jest masło shea za względu na działanie i cenę, dwa pierwsze kremy również mogę polecić z czystym sumieniem. Krem AAeco jest dla mnie za słaby na zimę, można znaleźć coś lepszego, ceny innych kremów do rąk tej marki wahają od 25-30 zł za 100 ml., w tej cienie można znaleźć co lepszego.
Jakie są Wasze ulubione kremy do rąk? Chętnie przetestuje coś nowego kiedy te mi się skończą?
Pozdrawiam:)
czwartek, 24 stycznia 2013
Kubeczek mooncup-moja opinia
Po kilku miesiącach używania kubeczka menstruacyjnego mogę wreszcie przedstawić Wam swoją opinię.
Firma Mooncup to brytyjska marka, która produkuje kubeczki menstruacyjne z sylikonu medycznego. Firmie przyświeca ekologiczna idea, zmniejszają ilość comiesięcznych toksycznych odpadów związanych z menstruacją. Panie tworzące markę stawiają na ekologię w domu i w biurze. Budynek firmy jest w 100% napędzany energią odnawialną, zespół kupuje żywność ekologiczną, do pracy dojeżdżają rowerem lub chodzą pieszo. To dla nich świetna wizytówka!
Każdy z kubeczków mooncup ma wieloletnią trwałość- około 5 lat, tego jeszcze nie jestem z stanie jeszcze potwierdzić, ale po trzech miesiącach nie ma śladów użytkowania. Przychodzi do nas zapakowany w biodegradowalny kartonik, który jest zadrukowany warzywnym tuszem. W środku znajduje woreczek z organicznej bawełny, w którym przechowujemy kubeczek mooncup.
Kiedy usłyszałam o nim po raz pierwszy pomyślałam, że to chyba nie dla mnie.. z czasem czytałam wiele pochlebnych opinii. Stwierdziłam, że muszę przynajmniej spróbować, jeśli się nie sprawdzi będę miała swoje zdanie na ten temat.
Okazuje się jednak, że w ciągu trzech miesięcy zupełnie zapomniałam o podpaskach. Nawet te bawełniane poszły w odstawkę..Kubeczek się sprawdził :)
Na opakowaniu znajdziemy dokładną instrukcję, wystarczy chwila żeby umieścić kubeczek. Byłam mile zaskoczona komfortem. W ogóle nie czuć jego obecności w naszym ciele. To dla mnie bardzo ważne, mogę swobodnie ćwiczyć, biegać i pływać. Nie mam też obaw, żeby używać do w nocy. Nic się nie wylewa.
Opróżniam kubeczek kiedy mam dostęp do bieżącej wody tuż obok. Jest to niemożliwe w miejscach publicznych, ze względu na zachowanie higieny.
Kubeczka nie trzeba jednak opróżniać często. Na początku trochę się obawiałam, ale teraz kiedy jestem cały dzień poza domem też go zakładam. Niektóre kobiety opróżniają kubeczek jedynie dwa razy w ciągu dnia. Producent podaje żeby robić to co 4-8 godzin.
Co miesiąc wygotowuje kubeczek przed pierwszym użyciem, można to robić co kilka miesięcy, ale najwyżej nie przetrwa mi pięciu lat.
Już po roku koszt mooncupa zwraca się z nawiązką. Warto się zastanowić nad jego zakupem. Zainteresowani znajdą go TUTAJ.
Mooncup jest całkowicie bezpieczny dla zdrowia, nie zawiera rakotwórczych dioksyn, farb, plastiku, pestycydów ani wybielaczy, nie zostawia szkodliwych substancji na ścianach pochwy.
Żadna z moich znajomych do tej pory o nim nie słyszała, koleżanki krzywią się kiedy je o pytam czy wiedzą coś na temat kubeczka menstruacyjnego. Nie ma się co dziwić, bo nie jest on szeroko dostępny, w Polsce można go znaleźć jedynie w internecie. Informacje na jego temat rzadko pojawiają się w gazetach, można o nich przeczytać jedynie w gazetach zajmujących się tematyką ekologiczną.
Można o nim powiedzieć wiele dobrego, ale jak wszystko ma swoje wady. Jest drogi, chociaż z czasem oszczędzamy nie każdy ma ochotę zapłacić 99 zł.
Odpowiednia aplikacja wymaga cierpliwości na początku użytkowania, kubeczek trzeba ustawić pod odpowiednim kątem. Koniecznie trzeba pamiętać i higienie, o wygotowaniu i dokładnym myciu każdego dnia. Dla mnie wyciągnie kubeczka jest mało komfortowe, może z czasem nie będę miała z tym problemów. Właściwie nie mam innych zastrzeżeń.
Jestem ciekawa czy któraś z Was używa kubeczka? Jakie są Wasze opinie?
Zachęcam Was do odwiedzenia strony ekokobieta i do przeczytania wywiadu z Natalią , która prowadzi ten portal.
Pozdrawiam:)
Firma Mooncup to brytyjska marka, która produkuje kubeczki menstruacyjne z sylikonu medycznego. Firmie przyświeca ekologiczna idea, zmniejszają ilość comiesięcznych toksycznych odpadów związanych z menstruacją. Panie tworzące markę stawiają na ekologię w domu i w biurze. Budynek firmy jest w 100% napędzany energią odnawialną, zespół kupuje żywność ekologiczną, do pracy dojeżdżają rowerem lub chodzą pieszo. To dla nich świetna wizytówka!
Każdy z kubeczków mooncup ma wieloletnią trwałość- około 5 lat, tego jeszcze nie jestem z stanie jeszcze potwierdzić, ale po trzech miesiącach nie ma śladów użytkowania. Przychodzi do nas zapakowany w biodegradowalny kartonik, który jest zadrukowany warzywnym tuszem. W środku znajduje woreczek z organicznej bawełny, w którym przechowujemy kubeczek mooncup.
Kiedy usłyszałam o nim po raz pierwszy pomyślałam, że to chyba nie dla mnie.. z czasem czytałam wiele pochlebnych opinii. Stwierdziłam, że muszę przynajmniej spróbować, jeśli się nie sprawdzi będę miała swoje zdanie na ten temat.
Okazuje się jednak, że w ciągu trzech miesięcy zupełnie zapomniałam o podpaskach. Nawet te bawełniane poszły w odstawkę..Kubeczek się sprawdził :)
Wybrałam rozmiar B przeznaczony dla kobiet przed 30 rokiem życia, które nie rodziły naturalnie. Kubeczek w pierwszej chwili wydał mi się duży. Pierwsze próby aplikacji były dość niezdarne, wymagało to cierpliwości, ale w końcu doszłam do wprawy. Wystarczy odpowiednio zwinąć kubeczek i aplikacja jest o wiele łatwiejsza. Początkowo kilka razy kubeczek nieprzyjemniej się zassał, teraz już się to nie zdarza, ale nie było to przyjemne uczucie.
Opróżniam kubeczek kiedy mam dostęp do bieżącej wody tuż obok. Jest to niemożliwe w miejscach publicznych, ze względu na zachowanie higieny.
Kubeczka nie trzeba jednak opróżniać często. Na początku trochę się obawiałam, ale teraz kiedy jestem cały dzień poza domem też go zakładam. Niektóre kobiety opróżniają kubeczek jedynie dwa razy w ciągu dnia. Producent podaje żeby robić to co 4-8 godzin.
Co miesiąc wygotowuje kubeczek przed pierwszym użyciem, można to robić co kilka miesięcy, ale najwyżej nie przetrwa mi pięciu lat.
Już po roku koszt mooncupa zwraca się z nawiązką. Warto się zastanowić nad jego zakupem. Zainteresowani znajdą go TUTAJ.
Mooncup jest całkowicie bezpieczny dla zdrowia, nie zawiera rakotwórczych dioksyn, farb, plastiku, pestycydów ani wybielaczy, nie zostawia szkodliwych substancji na ścianach pochwy.
Żadna z moich znajomych do tej pory o nim nie słyszała, koleżanki krzywią się kiedy je o pytam czy wiedzą coś na temat kubeczka menstruacyjnego. Nie ma się co dziwić, bo nie jest on szeroko dostępny, w Polsce można go znaleźć jedynie w internecie. Informacje na jego temat rzadko pojawiają się w gazetach, można o nich przeczytać jedynie w gazetach zajmujących się tematyką ekologiczną.
Można o nim powiedzieć wiele dobrego, ale jak wszystko ma swoje wady. Jest drogi, chociaż z czasem oszczędzamy nie każdy ma ochotę zapłacić 99 zł.
Odpowiednia aplikacja wymaga cierpliwości na początku użytkowania, kubeczek trzeba ustawić pod odpowiednim kątem. Koniecznie trzeba pamiętać i higienie, o wygotowaniu i dokładnym myciu każdego dnia. Dla mnie wyciągnie kubeczka jest mało komfortowe, może z czasem nie będę miała z tym problemów. Właściwie nie mam innych zastrzeżeń.
Jestem ciekawa czy któraś z Was używa kubeczka? Jakie są Wasze opinie?
Zachęcam Was do odwiedzenia strony ekokobieta i do przeczytania wywiadu z Natalią , która prowadzi ten portal.
Pozdrawiam:)
niedziela, 20 stycznia 2013
Superfoods
Czyli żywność najbardziej naturalna i wartościowa.
Superfoods to grupa najbardziej wartościowej żywności z różnych zakątków świata. Warto sięgać po takie produkty, zawierają one wiele witamin, pierwiastków, antyoksydantów, protein, enzymów a także dobrych tłuszczów niezbędnych do zachowania zdrowia. Wszystkie składniki są w nich zawarte w stężeniu ponadprzeciętnym. Jedzenie ich codziennie w niewielkich ilościach pozwoli zapewnić naszemu ciału wszystko co najlepsze. Dodatkowo superfoods pozwalają szybko zregenerować się i odstawić wszystkie suplementy.. Jedzenie super żywności da nam o wiele lepszy efekt niż sztucznie wytwarzane witaminy. Wiele osób przyznaje, że dzięki takiemu pożywieniu wyleczyli cukrzycę, choroby układu krążenia, alergie a nawet nowotwory.
Idąc do sklepu spożywczego mamy ogromny wybór, na półkach jest wszystko. Właściwie nic nie jest trujące, bo zostało zaakceptowane do sprzedaży, jednak większość produktów spożywczych jest pozbawiona niezbędnych składników pokarmowych.
W Polsce Superfoods dopiero zaczyna swoja karierę, w Stanach Zjednoczonych jest ogromnie popularne. Mieszkając w Londynie również widziałam spore zainteresowanie i przede wszystkim dostęp do tej super zdrowej żywności.
Gdzie szukać bogactwa składników mineralnych?
ORZECHY NERKOWCA
Dostarczają nam cennych kwasów tłuszczowych jedno i wielonasyconych, poprawiają stan skóry i opóźniają procesy starzenia. Są bogate w wartościowe i lekko strawne białko. Jak wszystkie orzechy są polecane w zapobieganiu miażdżycy oraz chorób układu krwionośnego i nerwowego.
Są źródłem żelaza (zawierają bardzo dużą ilość), cynku, magnezu, miedzi, poprawiają stan włosów i paznokci.
KAKAO
Żadna roślina nie zwiera tyle antyoksydantów, co proszek ze startego kakaowca. Dzięki temu dłużej będziemy młodzi i zapewnimy sobie najlepsza ochronę przed nowotworami. Kakao wpływa na poprawę pamięci krótkotrwałej i ukrwienie mózgu. Pomaga obniżyć ciśnienie. Ziarna kakaowca są szczególnie bogate w magnez, zawierają co 3 razy więcej niż gorzka czekolada i aż 10 razy więcej niż szpinak!
Kakao dostępne w sklepach jest często pozbawiane goryczy i dodatkowo dosładzane, takiego unikajmy!
Jeśli nie znajdziemy dobrego, wartościowego kakao warto kupić ziarna kakaowca, są one dostępne w sklepach za zdrową żywnością. Taka przekąska podnosi poziom hormonu szczęścia i pozwala skupić się na nauce bądź pracy.
CZOSNEK
Jest rośliną o wszechstronnym działaniu. Jako silny antyoksydant chroni organizm przed działaniem wolnych rodników. Wykazuje działanie naturalnego antybiotyku. Wspomaga metabolizm tłuszczów, obniża poziom złego cholesterolu i cukru we krwi. Ma działanie żółciotwórcze, żółciopędne, rozkurczowe, przeciwpasożytnicze, przeciwmiażdżycowe, immunoochronne, a także antynowotworowe.
Najbardziej aktywny jest świeży i rozdrobniony. Poddawany obróbce termicznej traci swoje właściwości bakteriobójcze. W celach profilaktycznych zaleca się spożywanie codziennie jednego dużego ząbka czosnku.
KOMOSA RYŻOWA (QUINOA)
To najstarsze na świece zboże pochodzi z Boliwii i zawiera aż 22% białka. Ma w składzie wszystkie niezbędne aminokwasy, które są syntetyzowane w organizmie. Nazywana jest złotem Inków, była bowiem uprawiana przez Indian. Zawiera lizynę, która odnawia tkanki. Jest źródłem wielu pierwiastków: magnezu, wapnia, żelaza, manganu, miedzi i fosforu. Zawiera sporo tłuszczów omega 3. Ma wysoką zawartość witaminy E i witamin z grupy B. Komosa jest wolna od glutenu. Wykazuje właściwości przeciwzapalne, przeciwwirusowe, przeciwgrzybicze, przeciwalergiczne i immunostymulujące.
AWOKADO
Aż 30% jego masy stanowi zdrowy tłuszcz, dzięki temu dojrzały owoc konsystencją przypomina masło. Prawie w ogóle nie zawiera cukrów dlatego jest jadane przez diabetyków. W składzie znajdziemy 2% białka, beta karoten oraz witaminy: C, E, K, PP, H oraz witaminy z grupy B, oraz pierwiastki: fosfor, potas, magnez i wapń. Przez wiele osób awokado jest nazywane balsamem nasercowym, wzmacnia krążenie i serce. Obniża poziom trójglicerydów i złego cholesterolu, jednocześnie podnosząc dobry. Reguluje ciśnienie tętnicze, reguluje prawidłowy rytm serca, redukuje poziom insuliny we krwi. Usprawnia metabolizm wątroby. Jeśli ktoś w domu na problemy z układem krążenia lepiej wyrzucić masło i przekonać go do awokado!
SPIRULINA
Ten wspaniały zielono-niebieski proszek ma wszechstronne działanie. Zwykle wspominam o ukochanych algowych maseczkach, ale spirulinę dodaję także do zielonych szejków czy zup.
Alga ta ma kształt spirali stąd nazwa. Intensywnie zieloną barwę zawdzięcza dużej zawartości chlorofilu, niebieski kolor do zasługa pigmentu fikocyjaniny. Chlorofil odtruwa organizm usuwając z niego metale ciężkie. Fikocyjanina pobudza funkcję komórek macierzystych szpiku kostnego, które mogą być potem przekształcone w każdą komórkę ludzkiego organizmu. Zawiera najlepiej przyswajalne białko w przyrodzie, jego przyswajalność do aż 70%, to więcej niż w poddawanym obróbce mięsie! Zaledwie 6 g tego cudownego proszku zawiera tyle beta-karotenu co 500 marchewek!!
AMARANTUS
Był jedną z głównych upraw Majów i Inków, nazywany jest zbożem przyszłości. W swoim składzie zawiara więcej wapnia niż mleko, więcej żelaza niż szpinak, więcej magnezu niż czekolada i więcej błonnika niż owies. Dodatkowo zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, białko o wiele bardziej wartościowe niż sojowe, lekkostrawną skrobię, a także minerały: cynk, potas i fosfor.
Nie zawiera glutenu.
JAGODY ACAI
Pochodzą z deszczowych lasów Amazonii, obok ziaren kakaowca są jedną z roślin o najwyższym stężeniu antyoksydantów. Owoce zawierają sporo kwasów nienasyconych omega 3, 6 i 9. Obniżają poziom złego cholesterolu, zmniejszają ryzyko cukrzycy, "konserwują' układ sercowo- naczyniowy, ujędrniają i poprawiają kolor skóry. Owoce zapobiegają tez zaćmie i innym chorobom oczu, dzięki dobremu ukrwieniu gałki ocznej.
KOKOS
Jest bardzo smaczny i do tego wartościowy, zawiera witaminy B2, B6, E i C, a także kwas foliowy, potas, wapń, magnez, fosfor, żelazo, sód i cynk. Im młodszy owoc tym silniejsze jego właściwości.
Miąższ składa się głównie z nienasyconych kwasów tłuszczowych (około70%), zawiera 7% białka.
Skład wody z wnętrza kokosa zbliżony jest do składu naszej krwi, w czasie II Wojny Światowej stosowany był do transfuzji. Jest również jednym z najbogatszych źródeł elektrolitów, zawiera ich o wiele więcej niż napoje izotoniczne.
Tłuszcz kokosowy zawiera wiele antyoksydantów, poprawia stan skóry, ujędrnia ją i uelastycznia.
Olej kokosowy jest na szczęście coraz bardziej popularny, warto mieć go w swojej kuchni.
MACA PERUWIAŃSKA
Legendy głoszą, że była spożywana przez Inków przed walkami, miała dodawać im sił. NASA wpisała ją na listę produktów niezbędnych dla kosmonautów.
Wzmacnia organizm, dodaje energii, jest afrodyzjakiem i czynnikiem zwiększającym płodność.
Uodparnia na stres i na silne zmiany klimatyczne. Zapobiega ubytkom w tkance chrzęstnej i kostnej, jest stosowana w osteoporozie, anemii, przy niedoczynności tarczycy. Przyspiesza rekonwalescencję po chorobach przewlekłych. Zawiera bogactwo składników odżywczych: wapno, magnez, fosfor, żelazo i jod. Może być spożywana w dowolnych ilościach bez ryzyka skutków ubocznych. Polecana jest także osobom uprawiającym sport pomaga regenerować organizm.
ALOES
Zwiera bombę mikroelementów i witamin. Moc tkwi w jego liściach, które zawierają między innymi: wapno, magnez, cynk, selen, chrom, 18 aminokwasów i wiele witamin: A, B1, B2, B3, B6, B12, C, E i K. Zawiera także błonnik, sterole oraz wiele enzymów. Reguluje pracę układu pokarmowego i oczyszcza go. Kompleksowo wzmacnia odporność, powstrzymuje alergie i przyspiesza gojenie się ran. Spożywany regularnie wspomaga pracę całego ustroju.
Większość tych składników znajduje się w mojej kuchni. Staram się jeść 2-3 produkty superfoods każdego dnia. Nawet w niewielkich ilościach działają zbawiennie na nasz organizm. Niektóre są drogie, ale oszczędzam na suplementach i lekach, nie muszę wydawać na nie pieniędzy. Inwestycja w zdrowie zawsze się opłaca. Wszystko wystarcza na długo, wystarcza np. łyżeczka macy czy spiruliny, żeby zapewnić sobie odpowiednią ilość witamin, minerałów i enzymów na cały dzień.
Polecam Wam serdecznie wszystkie wymienione produkty :) Wszystkich Superfoods jest więcej, ale opisałam te, po które sięgam najczęściej i które są też łatwo dostępne.
Oto jaka super żywność aktualnie znajduje się w mojej kuchni:
Pozdrawiam serdecznie!
Miłego dnia:)
czwartek, 17 stycznia 2013
Pomadka Everyday Minerals
Ostatnio bardzo często po nią sięgam..a mowa o szmince z Everyday Minerals.
Świetnie nawilża usta, dodatkowo daje im delikatny naturalny odcień. Zwykle mam pod ręką kilka pomadek ochronnych, pomadka z Everyday Mineral ma bogaty skład i dzięki temu świetnie pielęgnuje usta.
Do niedawna nie wiedziałam nawet, że marka produkuje produkty do ust. Używałam jedynie kilku odcieni różu i cieni do oczu.
Szminka ma w składzie między innymi ma masło Capuacu, olej z wiesiołka, olej lniany, olej z nasion pachnotki. Znajdziemy tam również najlepszą francuską lawendę i odrobinę słodkiej pomarańczy. Lawenda jest mocno wyczuwalna w zapachu pomadki, dla mnie to duży plus:)
Posiadam odcień FAUNA. Cena za 4,25 g to 33,90 zł.
Myślałam, że ten kolor okaże się dla mnie za ciemny, ale po nałożeniu uzyskałam naturalny odcień, lekko beżowy z ładnym połyskiem. Dla mnie taki kolor jest idealny.
Pomadka ma neutralny smak, mimo obecności kilku olejków eterycznych.
Utrzymuje się na ustach około godziny, ciężko mi to dokładnie określić, bo często aplikuję coś na usta zwłaszcza zimą.
Świetnie nawilża usta. Nie mam problemu z suchymi skórkami, zimą staram się regularnie peelingować usta i je nawilżać. Nie muszę dodatkowo stosować balsamu pod pomadkę. Rewelacyjnie radzi sobie nawet przy niskich temperaturach.
Jedyny minus to opakowanie, nie przeszkadza mi nawet plastikowa obudowa. Najgorsze, że pomadki nie można skręcić w całości. Teraz mam jej już trochę mniej i nie ma problemu, ale na zdjęciu powyżej widać nową szminkę całkowicie skręconą..Jest to kłopotliwe i przy każdym otwieraniu trzeba uważać, żeby jej nie uszkodzić.
Mimo to dla tego koloru jestem skłonna kupić ją ponownie. Dobrze się sprawdziła. Używam kolorowych pomadek coraz częściej i cieszę się, że ta wpadła w moje ręce:)
Kosmetyki Everyday Minerals są w pełni wegańskie, nie testowane za zwierzętach, można jest znaleźć na liście organizacji PETA.
W składzie nie znajdziemy też olejów mineralnych, konserwantów, sylikonów czy innych szkodliwych substancji.
W ofercie mnie ma aktualnie koloru Fauna, ale jeśli ktoś jest zainteresowany inne szminki są dostępne. tutaj.
Może już stosowałyście te pomadki?
Pozdrawiam!
Świetnie nawilża usta, dodatkowo daje im delikatny naturalny odcień. Zwykle mam pod ręką kilka pomadek ochronnych, pomadka z Everyday Mineral ma bogaty skład i dzięki temu świetnie pielęgnuje usta.
Do niedawna nie wiedziałam nawet, że marka produkuje produkty do ust. Używałam jedynie kilku odcieni różu i cieni do oczu.
Szminka ma w składzie między innymi ma masło Capuacu, olej z wiesiołka, olej lniany, olej z nasion pachnotki. Znajdziemy tam również najlepszą francuską lawendę i odrobinę słodkiej pomarańczy. Lawenda jest mocno wyczuwalna w zapachu pomadki, dla mnie to duży plus:)
Posiadam odcień FAUNA. Cena za 4,25 g to 33,90 zł.
Myślałam, że ten kolor okaże się dla mnie za ciemny, ale po nałożeniu uzyskałam naturalny odcień, lekko beżowy z ładnym połyskiem. Dla mnie taki kolor jest idealny.
Pomadka ma neutralny smak, mimo obecności kilku olejków eterycznych.
Utrzymuje się na ustach około godziny, ciężko mi to dokładnie określić, bo często aplikuję coś na usta zwłaszcza zimą.
Świetnie nawilża usta. Nie mam problemu z suchymi skórkami, zimą staram się regularnie peelingować usta i je nawilżać. Nie muszę dodatkowo stosować balsamu pod pomadkę. Rewelacyjnie radzi sobie nawet przy niskich temperaturach.
Jedyny minus to opakowanie, nie przeszkadza mi nawet plastikowa obudowa. Najgorsze, że pomadki nie można skręcić w całości. Teraz mam jej już trochę mniej i nie ma problemu, ale na zdjęciu powyżej widać nową szminkę całkowicie skręconą..Jest to kłopotliwe i przy każdym otwieraniu trzeba uważać, żeby jej nie uszkodzić.
Mimo to dla tego koloru jestem skłonna kupić ją ponownie. Dobrze się sprawdziła. Używam kolorowych pomadek coraz częściej i cieszę się, że ta wpadła w moje ręce:)
Kosmetyki Everyday Minerals są w pełni wegańskie, nie testowane za zwierzętach, można jest znaleźć na liście organizacji PETA.
W składzie nie znajdziemy też olejów mineralnych, konserwantów, sylikonów czy innych szkodliwych substancji.
W ofercie mnie ma aktualnie koloru Fauna, ale jeśli ktoś jest zainteresowany inne szminki są dostępne. tutaj.
Może już stosowałyście te pomadki?
Pozdrawiam!
niedziela, 13 stycznia 2013
Rozdanie:)
Tym razem będę mogła obdarować trzy osoby, z czego bardzo się cieszę:) Każdy zestaw zawiera dwa kosmetyki, mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.
I zestaw
Maseczka relaksująco- upiększająca Flos Lek z serii beECO + różany balsam figs&rouge.
II zestaw maseczka oczyszczająca Sanoflore + różany balsam figs&rouge.
III zestaw
Odżywka do włosów LUSH w blaszanym pudełeczku + balsam figs& rouge geranium.
Co trzeba zrobić, żeby wziąć udział w rozdaniu?
1. Trzeba być publicznym obserwatorem mojego bloga.
2. Proszę o zgłoszenie chęci udziału w rozdaniu, w komentarzu pod tym postem (z namiarem na siebie).
3. Osoby, które umieszczą informację o rozdaniu na swoim blogu ( proszę o link) podwajają swoje szanse na wygraną.
Wylosuję trzy osoby, macie czas na zgłoszenia do soboty 26 stycznia. Wyniki ogłoszę następnego dnia.
Zapraszam do udziału:)
Powodzenia!
I zestaw
Maseczka relaksująco- upiększająca Flos Lek z serii beECO + różany balsam figs&rouge.
II zestaw maseczka oczyszczająca Sanoflore + różany balsam figs&rouge.
III zestaw
Odżywka do włosów LUSH w blaszanym pudełeczku + balsam figs& rouge geranium.
1. Trzeba być publicznym obserwatorem mojego bloga.
2. Proszę o zgłoszenie chęci udziału w rozdaniu, w komentarzu pod tym postem (z namiarem na siebie).
3. Osoby, które umieszczą informację o rozdaniu na swoim blogu ( proszę o link) podwajają swoje szanse na wygraną.
Wylosuję trzy osoby, macie czas na zgłoszenia do soboty 26 stycznia. Wyniki ogłoszę następnego dnia.
Zapraszam do udziału:)
Powodzenia!
sobota, 12 stycznia 2013
Orzechy macadamia
Macadamia to wiecznie zielone drzewo z rodziny srebrnikowatych. Przy dobrych warunkach drzewo owocuje już po sześciu- siedmiu latach. Jest długowieczne, to drzewo może owocować nawet przez kilkadziesiąt lat, dając od 30-70 kg. orzechów rocznie. Są chodowane głównie w Australii i Nowej Zelandii. To najdroższe orzechy na świecie, za to przepyszne, jedne z moich ulubionych.
Trudno dostać je w skorupce. Mają bardzo twardą łupinę, nie radzi sobie z nią nawet dziadek do orzechów. Zazwyczaj trzeba je kupić bez łupinek, szkoda bo tracą na smaku kiedy długo leżą obrane.
Od kilku lat w Lidlu przed świętami pojawiają się orzechy z naciętą łupiną, dołączony jest do nich specjalny "otwieracz". Przyznaję, że czekam na nie z utęsknieniem. Zawsze robię mały zapas, który i tak za szybko się kończy.. Mam jeszcze dwa opakowania:) Nie kupuję więcej, bo za względu na dużą zawartość tłuszczu (76%) szybko jełczeją. Sprzedawane w skorupkach są tańsze, ponieważ ciężko rozłupać je tak, żeby orzech pozostał cały, dlatego orzechy sprzedawane w całości są więcej warte.
Mimo dużej zawartości tłuszczów, oczywiście nienasyconych, są bardzo zdrowe. Obniżają poziom złego cholesterolu, zawierają selen, wapń, potas, fosfor, żelazo a także kwas foliowy.
Zawierają sporo przeciwutleniaczy, między innymi witaminy A i E które działają przeciwrakowo i opóźniają procesy starzenia.
Dzięki zawartości kwasu oleopalmitynowego (jednonasycony kwas tłuszczowy) ułatwiony jest metabolizm tłuszczów, może to pomóc w redukcji tkanki tłuszczowej.
Olej z orzechów macadamia jest bogaty w kwasy Omega 3, zmniejsza ryzyko chorób układu krążenia i nadciśnienia tętniczego.
Polecam Wam te pyszne, słodkawo- kremowe orzechy. Można chrupać na zdrowie:)
Pozdrawiam!
Trudno dostać je w skorupce. Mają bardzo twardą łupinę, nie radzi sobie z nią nawet dziadek do orzechów. Zazwyczaj trzeba je kupić bez łupinek, szkoda bo tracą na smaku kiedy długo leżą obrane.
Od kilku lat w Lidlu przed świętami pojawiają się orzechy z naciętą łupiną, dołączony jest do nich specjalny "otwieracz". Przyznaję, że czekam na nie z utęsknieniem. Zawsze robię mały zapas, który i tak za szybko się kończy.. Mam jeszcze dwa opakowania:) Nie kupuję więcej, bo za względu na dużą zawartość tłuszczu (76%) szybko jełczeją. Sprzedawane w skorupkach są tańsze, ponieważ ciężko rozłupać je tak, żeby orzech pozostał cały, dlatego orzechy sprzedawane w całości są więcej warte.
Mimo dużej zawartości tłuszczów, oczywiście nienasyconych, są bardzo zdrowe. Obniżają poziom złego cholesterolu, zawierają selen, wapń, potas, fosfor, żelazo a także kwas foliowy.
Zawierają sporo przeciwutleniaczy, między innymi witaminy A i E które działają przeciwrakowo i opóźniają procesy starzenia.
Dzięki zawartości kwasu oleopalmitynowego (jednonasycony kwas tłuszczowy) ułatwiony jest metabolizm tłuszczów, może to pomóc w redukcji tkanki tłuszczowej.
Olej z orzechów macadamia jest bogaty w kwasy Omega 3, zmniejsza ryzyko chorób układu krążenia i nadciśnienia tętniczego.
Polecam Wam te pyszne, słodkawo- kremowe orzechy. Można chrupać na zdrowie:)
Pozdrawiam!
środa, 9 stycznia 2013
Serum winogronowe z biochemii urody- recenzja
Zużyłam już kilka opakowań, ale do tej pory nic o nim nie pisałam. To zdecydowanie moje ulubione serum na dzień. Eliksir winogronowy z witaminą C stosuję codziennie rano pod krem z filtrem. Jest to już moje 3 czy 4 opakowanie. Na wakacjach zrobiłam mały zapas i właśnie wykańczam ostatnie opakowanie.
Jak wszystkie gotowe zestawy w biochemii urody serum musimy zmieszać sami w domu zachowując sterylne warunki i postępując zgodnie z instrukcją. Serum przygotowujemy i przechowujemy w białym, większym opakowaniu, część odlewamy do mniejszej szklanej buteleczki z pipetką, jest wygodniejsza w codziennym używaniu.
Otrzymujemy 40 ml płynnego serum, które wystarcza na długo, około 3 miesiące. Na jedną aplikację wystarczą zaledwie 2-3 krople.
Serum jest pełne antyoksydantów, które opóźniają procesy starzenia komórek, zawiera wyciąg z winogron, który ma silne właściwości nawilżające. Witamina C wzmacnia naczynia krwionośne, poprawia wygląd skóry. Bardzo lubię witaminę C w kosmetykach, często robię też proste domowe serum.
Wzbogacone jest również kwasem hialuronowym. Dokładny skład jest podany na stronie producenta.
Serum można stosować zarówno zimą jak i latem, dobrze chroni skórę przed czynnikami zewnętrznymi. Zimą dodatkowo łagodzi skórę poddawaną częstym zmianom temperatur. Jest to dla mnie ważne, bo moja cera naczynkowa jest szczególnie kłopotliwa zimą.
Przeznaczone jest do każdego typu cery, zarówno suchej jak i przetłuszczającej się, z oznakami starzenia. Idealne przy przebarwieniach i dla skóry zniszczonej promieniowaniem słonecznym. Głównie skierowane dla osób po 25 roku życia. Także dla osób z szarą i zmęczoną cerą, pomoże odzyskać zdrowy kolor.
Nanoszę je codziennie rano na twarz, szyję i dekolt. Dobrze sprawdza się też w okolicach oczu, nie podrażnia skóry. Serum przechowuję w lodówce, zimne dodatkowo orzeźwia moją skórę rano, szybko radzi sobie z opuchniętymi oczami jeśli zdarzy się nieprzespana noc.
Dzięki niemu moja skóra jest lepiej nawilżona i zdrowiej wygląda. Naczynka są wyciszone. Nie mam suchych skórek. Serum szybko się wchłania, zostawiając skórę gładką. Długo szukałam czegoś odpowiedniego pod krem z filtrem, wiele kosmetyków się roluje, z tym nie mam takich problemów. Widzę pozytywny wpływ i na pewno będę wracać do tego produktu. Moja skóra jest teraz w bardzo dobrym stanie, najbardziej cieszy mnie pozytywny wpływ na naczynka.
Efektów przeciwzmarszczkowych jeszcze nie wypatruję, ale widząc opinie innych radzi sobie z drobnymi zmarszczkami.
Nadaje się pod makijaż, wydaje mi się, że nawet wydłuża jego trwałość.
Serum jest teraz w sprzedaży w trochę innym składzie, można je znaleźć TUTAJ. Nie wiem jak się sprawdzi ta wersja, pewnie też je wypróbuję.
Cena nie jest wygórowana, 45 zł za 40 ml niewiele skoro wystarcza na 3 miesiące. Stosowałam też o wiele droższe kosmetyki tego typu i nie sprawdzały się tak dobrze.
Zastanawiam się nad wypróbowaniem innego produktu z BU, może serum z granatem. Może któraś z Was je już stosowała? Stosujecie jakieś kosmetyki z witaminą C? Może znacie jakieś inne serum warte uwagi? Chętnie poznam Wasze typy:)
Pozdrawiam!
Jak wszystkie gotowe zestawy w biochemii urody serum musimy zmieszać sami w domu zachowując sterylne warunki i postępując zgodnie z instrukcją. Serum przygotowujemy i przechowujemy w białym, większym opakowaniu, część odlewamy do mniejszej szklanej buteleczki z pipetką, jest wygodniejsza w codziennym używaniu.
Otrzymujemy 40 ml płynnego serum, które wystarcza na długo, około 3 miesiące. Na jedną aplikację wystarczą zaledwie 2-3 krople.
Serum jest pełne antyoksydantów, które opóźniają procesy starzenia komórek, zawiera wyciąg z winogron, który ma silne właściwości nawilżające. Witamina C wzmacnia naczynia krwionośne, poprawia wygląd skóry. Bardzo lubię witaminę C w kosmetykach, często robię też proste domowe serum.
Wzbogacone jest również kwasem hialuronowym. Dokładny skład jest podany na stronie producenta.
Serum można stosować zarówno zimą jak i latem, dobrze chroni skórę przed czynnikami zewnętrznymi. Zimą dodatkowo łagodzi skórę poddawaną częstym zmianom temperatur. Jest to dla mnie ważne, bo moja cera naczynkowa jest szczególnie kłopotliwa zimą.
Przeznaczone jest do każdego typu cery, zarówno suchej jak i przetłuszczającej się, z oznakami starzenia. Idealne przy przebarwieniach i dla skóry zniszczonej promieniowaniem słonecznym. Głównie skierowane dla osób po 25 roku życia. Także dla osób z szarą i zmęczoną cerą, pomoże odzyskać zdrowy kolor.
Nanoszę je codziennie rano na twarz, szyję i dekolt. Dobrze sprawdza się też w okolicach oczu, nie podrażnia skóry. Serum przechowuję w lodówce, zimne dodatkowo orzeźwia moją skórę rano, szybko radzi sobie z opuchniętymi oczami jeśli zdarzy się nieprzespana noc.
Dzięki niemu moja skóra jest lepiej nawilżona i zdrowiej wygląda. Naczynka są wyciszone. Nie mam suchych skórek. Serum szybko się wchłania, zostawiając skórę gładką. Długo szukałam czegoś odpowiedniego pod krem z filtrem, wiele kosmetyków się roluje, z tym nie mam takich problemów. Widzę pozytywny wpływ i na pewno będę wracać do tego produktu. Moja skóra jest teraz w bardzo dobrym stanie, najbardziej cieszy mnie pozytywny wpływ na naczynka.
Efektów przeciwzmarszczkowych jeszcze nie wypatruję, ale widząc opinie innych radzi sobie z drobnymi zmarszczkami.
Nadaje się pod makijaż, wydaje mi się, że nawet wydłuża jego trwałość.
Serum jest teraz w sprzedaży w trochę innym składzie, można je znaleźć TUTAJ. Nie wiem jak się sprawdzi ta wersja, pewnie też je wypróbuję.
Cena nie jest wygórowana, 45 zł za 40 ml niewiele skoro wystarcza na 3 miesiące. Stosowałam też o wiele droższe kosmetyki tego typu i nie sprawdzały się tak dobrze.
Zastanawiam się nad wypróbowaniem innego produktu z BU, może serum z granatem. Może któraś z Was je już stosowała? Stosujecie jakieś kosmetyki z witaminą C? Może znacie jakieś inne serum warte uwagi? Chętnie poznam Wasze typy:)
Pozdrawiam!
poniedziałek, 7 stycznia 2013
Minejo
Znowu miła niespodzianka, paczuszka ze sklepu minejo, kolejna porcja naturalnych kosmetyków:)
Piękna lniana kosmetyczka, a w niej masa próbek, krem, maseczka, peeling, mleczko i kilka produktów do ciała.
LIVING NATURE od dawna chciałam przetestować.
Coś do poczytania...
Piękna lniana kosmetyczka, a w niej masa próbek, krem, maseczka, peeling, mleczko i kilka produktów do ciała.
Coś do poczytania...
Krążek sojowy, świetna alternatywa dla olejków do kominka, już wypróbowałam. Pod wpływem ciepła topi się i uwalnia zamknięte w nim olejki eteryczne. Dostałam cytrynowy, pięknie pachnie!
Pozdrawiam:)
niedziela, 6 stycznia 2013
Wyniki rozdania
Konkurs wygrała...
Gratuluję!
Proszę o kontakt- ekocentryczkablog@gmail.com
Dziękuję za spore zainteresowanie, niebawem zrobię kolejne rozdanie, może więcej osób będzie miało szansę na nagrodę:)
Pozdrawiam!
Gratuluję!
Proszę o kontakt- ekocentryczkablog@gmail.com
Dziękuję za spore zainteresowanie, niebawem zrobię kolejne rozdanie, może więcej osób będzie miało szansę na nagrodę:)
Pozdrawiam!
piątek, 4 stycznia 2013
Maska do włosów z avokado i cytryny
Odkryłam bardzo prostą i efektywną maskę do włosów, którą można szybko przygotować do domu. To ostatnio moja ulubiona maska, nakładam ją na włosy i szybko zauważam pozytywny wpływ na włosy. Nie wyobrażam sobie życia bez avokado, uwielbiam je jeść i wykorzystywać w pielęgnacji.
Czego potrzebujemy do wykonania maski?
1 avokado- wielkość zależy od długości włosów, ja używam raczej mniejszych owoców. Avokado zwiera kwasy omega, które pomagają odbudować uszkodzenia na włosach. Pomaga przywrócić im zdrowy stan.
1 łyżka świeżego soku z cytryny- zapewnia blask naszym włosom.
Można też dodać 1 łyżeczkę soli morskiej, jeśli mam ją w kuchni, nie może to być sól kuchenna! Sól morska zawiera minerały pomagające odbudować białka odpowiadające za wzmocnienie komórek włosów.
Przygotowanie maski
Do przygotowania nie potrzebujemy skomplikowanego sprzętu, wystarczy miseczka i widelec.
Przekrawamy awokado na pół, usuwamy pestkę i wydrążamy owoc do miski.
Dodajemy sok z cytryny i jeśli chcemy łyżeczkę soli morskiej.
Mieszamy i ugniatamy widelcem do uzyskania jednolitej maki.
Najlepiej użyć jej zaraz po przygotowaniu, żeby zachować wszystkie właściwości świeżych składników. W innym wypadku można przechowywać ją w lodówce tylko 1 dzień. Po tym czasie stanie się bezużyteczna.
Maskę należy stosować przed umyciem włosów, próbowałam nałożyć ją na mokre włosy, ale nie trzymała się dobrze. Przed nałożeniem należy jedynie delikatnie zwilżyć włosy.
Zostawiamy maskę na włosach minimum 30 minut, warto w tym czasie założyć czepek i owinąć głowę ręcznikiem. Następnie spłukujemy maskę i myjemy dokładnie głowę.
Po wysuszeniu włosy są mięciutkie, nawilżone, pełne blasku. Polecam:)
Przepis pochodzi z książki "Organic body care recepies"
Jakie maski do włosów lubicie najbardziej? Wolicie te drogeryjne, czy robicie coś czasem same w domu?
Czego potrzebujemy do wykonania maski?
1 avokado- wielkość zależy od długości włosów, ja używam raczej mniejszych owoców. Avokado zwiera kwasy omega, które pomagają odbudować uszkodzenia na włosach. Pomaga przywrócić im zdrowy stan.
1 łyżka świeżego soku z cytryny- zapewnia blask naszym włosom.
Można też dodać 1 łyżeczkę soli morskiej, jeśli mam ją w kuchni, nie może to być sól kuchenna! Sól morska zawiera minerały pomagające odbudować białka odpowiadające za wzmocnienie komórek włosów.
Przygotowanie maski
Do przygotowania nie potrzebujemy skomplikowanego sprzętu, wystarczy miseczka i widelec.
Przekrawamy awokado na pół, usuwamy pestkę i wydrążamy owoc do miski.
Dodajemy sok z cytryny i jeśli chcemy łyżeczkę soli morskiej.
Mieszamy i ugniatamy widelcem do uzyskania jednolitej maki.
Najlepiej użyć jej zaraz po przygotowaniu, żeby zachować wszystkie właściwości świeżych składników. W innym wypadku można przechowywać ją w lodówce tylko 1 dzień. Po tym czasie stanie się bezużyteczna.
Maskę należy stosować przed umyciem włosów, próbowałam nałożyć ją na mokre włosy, ale nie trzymała się dobrze. Przed nałożeniem należy jedynie delikatnie zwilżyć włosy.
Zostawiamy maskę na włosach minimum 30 minut, warto w tym czasie założyć czepek i owinąć głowę ręcznikiem. Następnie spłukujemy maskę i myjemy dokładnie głowę.
Po wysuszeniu włosy są mięciutkie, nawilżone, pełne blasku. Polecam:)
Przepis pochodzi z książki "Organic body care recepies"
Jakie maski do włosów lubicie najbardziej? Wolicie te drogeryjne, czy robicie coś czasem same w domu?
czwartek, 3 stycznia 2013
Moje kosmetyczne nowości:)
Z przyjemnością obejrzałam Wasze posty z prezentami świątecznymi. Podpatrzyłam sporo ciekawych drobiazgów. Zakupy nie wchodzą w grę dopóki nie wykończę swoich zapasów. A tych znowu mi przybyło. Na pewno nic się nie zmarnuje:)
Z przyjemnością przetestuję jeden z rozkosznych worków marki Pat& Rub.
Scrub, balsam do ciała i krem do rąk z rewitalizującej serii żurawinowej pięknie pachną i używanie ich na pewno będzie wielką przyjemnością.
Tuż przed świętami dostałam małą przesyłkę z produktami do testowania za sklepu ORGANICUM.
Znalazłam w niej dwa produkty marki ALBA BOTANICA. Nie słyszałam wcześniej o tej marce, sklep oferuje wiele marek, które mam nadzieję wypróbować w przyszłości:)
Hawajski balsam do ciała i rąk i peelingujący żel pod prysznic. Opakowania są bardzo ładne, już zdobią moją łazienkę. Stosuję je z przyjemnością, recenzja pojawi się kiedy wykończę opakowania.
Do przesyłki dołączona była zakładka z reklamą sklepu do zasadzenia. Na pewno sprawdzę na wiosnę co z tego wyrośnie:) W tamtym roku zasadziłam podobną kartkę z H&M, ale przeprowadziłam się i nie mogłam obserwować czy w ogóle roślinki się przyjęły. Lubię takie gadżety:)
Miłego dnia!
Z przyjemnością przetestuję jeden z rozkosznych worków marki Pat& Rub.
Scrub, balsam do ciała i krem do rąk z rewitalizującej serii żurawinowej pięknie pachną i używanie ich na pewno będzie wielką przyjemnością.
Tuż przed świętami dostałam małą przesyłkę z produktami do testowania za sklepu ORGANICUM.
Znalazłam w niej dwa produkty marki ALBA BOTANICA. Nie słyszałam wcześniej o tej marce, sklep oferuje wiele marek, które mam nadzieję wypróbować w przyszłości:)
Hawajski balsam do ciała i rąk i peelingujący żel pod prysznic. Opakowania są bardzo ładne, już zdobią moją łazienkę. Stosuję je z przyjemnością, recenzja pojawi się kiedy wykończę opakowania.
Do przesyłki dołączona była zakładka z reklamą sklepu do zasadzenia. Na pewno sprawdzę na wiosnę co z tego wyrośnie:) W tamtym roku zasadziłam podobną kartkę z H&M, ale przeprowadziłam się i nie mogłam obserwować czy w ogóle roślinki się przyjęły. Lubię takie gadżety:)
Miłego dnia!
środa, 2 stycznia 2013
Burt's Bees, Hand Salve
Dziś recenzja balsamu do rąk, który świetnie się u mnie sprawdził. Prawdziwe wybawienie dla szorstkich i przesuszonych dłoni z okresie zimowym. Zwłaszcza kiedy mam zmarznięte ręce dobrze radzi sobie z zaczerwienionymi palcami, skutecznie koi skórę.
Lubię opakowanie, metalowy pojemnik ładnie wygląda. Jest trochę niepraktyczne, można stosować je tylko w domu po umyciu rąk, inaczej będzie pełen zarazków. Mimo to jest bardzo dobry:)
Pachnie intensywnie, najmocniej czuję rozmaryn, przypomina mi trochę apteczne maści.
Konsystencja jest stała, błyskawicznie rozpuszcza się w ciepłych dłoniach, wystarczy niewielka ilość, żeby pokryć dłonie. Często smaruje też łokcie i kolana. Pozostawia lekką warstwę na dłoniach, na szczęście nie klei się i jest całkiem przyjemna. Nie ma mowy o ściągniętej skórze dłoni.
Od czasu do czasu nakładam na noc grubszą warstwę i nakładam bawełniane rękawiczki. Rano dłonie są mięciutkie i dobrze nawilżone.
Skład jak w przypadku wszystkich produktów Burt's Bees jest naturalny:
Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Cera Alba (Beeswax, Cire d`Abeille), Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Lavendula Hybrida (Lavandin) Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Oil, Eucalyptus Globulus Oil, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Oil, Tocopherol, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Glycine Soja (Soybean) Oil, Canola Oil (Huile de Culza), Linalool, Limonene.
Kiedy mi się skończy postaram się zrobić coś podobnego, mam nadzieję, że mi się uda wykombinować dobre proporcje.
W torebce mam zawsze krem do rąk w tubce, ciągle szukam najlepszego, w domu najchętniej sięgam po ten balsam i po mało shea, bez którego nie wyobrażam sobie zimy. Mam do przetestowania kolejne kremy do rąk, o których niebawem napiszę.
Pozdrawiam:)
Lubię opakowanie, metalowy pojemnik ładnie wygląda. Jest trochę niepraktyczne, można stosować je tylko w domu po umyciu rąk, inaczej będzie pełen zarazków. Mimo to jest bardzo dobry:)
Pachnie intensywnie, najmocniej czuję rozmaryn, przypomina mi trochę apteczne maści.
Konsystencja jest stała, błyskawicznie rozpuszcza się w ciepłych dłoniach, wystarczy niewielka ilość, żeby pokryć dłonie. Często smaruje też łokcie i kolana. Pozostawia lekką warstwę na dłoniach, na szczęście nie klei się i jest całkiem przyjemna. Nie ma mowy o ściągniętej skórze dłoni.
Od czasu do czasu nakładam na noc grubszą warstwę i nakładam bawełniane rękawiczki. Rano dłonie są mięciutkie i dobrze nawilżone.
Skład jak w przypadku wszystkich produktów Burt's Bees jest naturalny:
Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Cera Alba (Beeswax, Cire d`Abeille), Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Lavendula Hybrida (Lavandin) Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Oil, Eucalyptus Globulus Oil, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Oil, Tocopherol, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Glycine Soja (Soybean) Oil, Canola Oil (Huile de Culza), Linalool, Limonene.
Kiedy mi się skończy postaram się zrobić coś podobnego, mam nadzieję, że mi się uda wykombinować dobre proporcje.
W torebce mam zawsze krem do rąk w tubce, ciągle szukam najlepszego, w domu najchętniej sięgam po ten balsam i po mało shea, bez którego nie wyobrażam sobie zimy. Mam do przetestowania kolejne kremy do rąk, o których niebawem napiszę.
Pozdrawiam:)