Zdrowe odżywianie

wtorek, 30 września 2014

Ulubieńcy września

Cześć!

Mam kilka ulubieńców w tym miesiącu, niektórzy z nich już się tu pojawiali, ale lubię wracać do sprawdzonych kosmetyków. W tym miesiącu postawiłam na maseczki do twarzy. Głęboko oczyszczająca- Pure system z z Yves Rocher na bazie glinki bardzo dobrze się u mnie sprawdza. Pięknie pachnie i jest skuteczna. Zawiera wyciągi z aloesu, jabłka i hamamelisu. Daje uczucie odświeżenia za co bardzo ją lubię.

Kolejna jest maska różna Khadi, miałam już kilka opakowań- TUTAJ pisałam o niej więcej. W składzie oprócz róży znajdziemy też olej sezamowy, lukrecję, rumianek, papaję, glinkę oraz mieszankę egzotycznych ziół. Dobrze działa i jest wydajna, mieszam ją z różnymi glinkami dla jeszcze lepszego efektu.

Woda różana zawsze jest w mojej łazience, tym razem zdecydowałam się spróbować innej marki. Raw Gaia produkuje surowe i wegańskie kosmetyki, miałam kilka ich produktów i zawsze byłam zadowolona. Woda różana pięknie pachnie i ma ładne, szklane opakowanie.



Nie rozstaję się z błyszczykiem o śliwkowym odcieniu od Dr. Hauschki. Kolor nie utrzymuje się bardzo długo, ale jest dość intensywny i ładnie wygląda. Dodatkowo pielęgnuje usta i ma bardzo dobry skład.


Balsam do ciała marki Korres o zapachu japońskiej róży pachnie obłędnie. To kolejny balsam tej marki, który mnie zachwycił. Trafił mi się w TK maxx w bardzo dobrej cenie. Niestety  w regularnej ofercie ich kosmetyki są dla mnie za drogie. Będę wypatrywać promocji, żeby spróbować czegoś jeszcze z Korres:) Może coś polecacie?

Organiczny krem nagietkowy do rąk sprawdził się rewelacyjnie, kosztował nie całe 4 zł i na pewno jeszcze go zamówię. Mała ilość wystarczy, żeby nawilżyć dłonie na długo. 

Żel arnikowy Flos lek pomógł mi szybkiej pozbyć się siniaków, których nabiłam sobie całe mnóstwo przy przeprowadzce. Poleciła mi go koleżanka, kupiłam go w aptece za 8 zł. Przyda się też na ziomowe zaczerwienienia. 



I oczywiście butelka- KLIK :)



To już wszystko w tym miesiącu, może Wy znalazłyście coś ciekawego?


Pozdrawiam!

poniedziałek, 29 września 2014

Olej kokosowy + 8 odżywczych składników

Cześć!

Ucieszyłam się kiedy zobaczyłam na półce w drogerii polski kosmetyk z takim składem:) Wcześniej nie spotkałam się z marką Oli medica. Odżywka skusiła mnie niską ceną, w promocji zapłaciłam 13 zł. Regularna cena to około 20 zł i warto tyle za nią zapłacić. 

Skład odżywki opiera się na oleju kokosowym, znajdziemy w niej także 8 innych, uzupełniających się wzajemnie składników. Są tutaj ekstrakty z amli i centelli asiatici, olejki z rozmarynu, henny, rycyny, owsa, cytryny i trawy cytrynowej.




Na moich włosach sam olej kokosowy sprawdza się bardzo dobrze, dlatego długo nie zastanawiałam się nad zakupem tej odżywki/ maski. Skład jest bogaty i dobrze skomponowany. W zapachu zadecydowanie przeważa trawa cytrynowa, która reguluje wydzielanie sebum, amla wzmacnia cebulki włosa, henna chroni przed zniszczeniami, a ekstrakt z centelli asiatici wspomaga szybszy wzrost włosów. Olej w owsa nawilża włosy, olejki rycynowy i rozmarynowy- pobudzają wzrost. 

Mieszanka jest bardzo ciekawa. Wszystko mieści się z plastikowej butelce o pojemności 200 ml. Podstawą odżywki jest olej kokosowy więc w temperaturze pokojowej ma stałą konsystencję. Mimo to łatwo wycisnąć ją z opakowania, a po ogrzaniu w dłoniach szybko zmienia się w olej. 

Nakładam ją na włosy około 2-3 godziny przed myciem kiedy mam taką możliwość, ale można zrobić to nawet na 30 minut przed. Olej łatwo się zmywa, a po umyciu włosy są miękkie, nawilżone, odżywione i dobrze się rozczesują. Nie trzeba używać innej odżywki. 







Jeśli olej kokosowy sprawdza się u Was na włosach to polecam ten kosmetyk:) Kupiłam go jakiś czas temu kiedy byłam przejazdem w Krakowie, ale można zamówić go też w kilku sklepach internetowych- klikKiedy ją wykończę kupię kolejne opakowanie:)




Znacie tą odżywkę? Jak się u Was sprawdziła?


Pozdrawiam!

niedziela, 28 września 2014

Tydzień w zdjęciach

Cześć!

Robi się coraz chłodniej i rano najchętniej rozgrzewam się ciepłą owsianką albo jaglanką z cynamonem, kurkumą, jabłkiem i rodzinkami:) Czasem dodaję też orzechy. To ostatnio moje ulubione śniadanie. 



Zielone szejki zostawiam na drugie śniadanie:) Piję je w wazonie, który wypatrzyłam w Ikei i od razu wydał się idealny do smoothie:) Kosztował nie całe 3 zł, szkoda że kupiłam tylko jeden, ale przy najbliższej okazji kupię jeszcze kilka. Bardzo mi się podoba i świetnie pasuje to metalowej rurki znalezionej w Tchibo.




Czekałam na nowe odcinki Chirurgów i się nie zawiodłam:) Chyba zacznę oglądać jeszcze raz od początku jak będę miała czas:) Jakie seriale polecacie? 



W barze Vega na wrocławskim rynku (klik) można spróbować pysznych wegańskich lodów. Polecam jak będziecie przechodzić:)




Pisałam już o niej TUTAJ, bardzo podoba mi się ten projekt i nigdzie się nie ruszam bez tej butelki:) 




Zdobyłam dziś swój pierwszy w życiu medal:) Na co dzień biegam sama dla przyjemności, ale chciałam też zobaczyć jak to jest w tłumie. Biegnie się zupełnie inaczej i szybciej. Nie myślałam, że 10 kilometrów pokonam w rekordowym dla mnie tempie:) Z czasem pewnie pomyślę o startach na dłuższym dystansie, ale mam na to jeszcze czas. Najbardziej lubię biegać sama po leśnych ścieżkach. 



Mam nadzieję, że miałyście udany weekend. Pozdrawiam!

sobota, 27 września 2014

Najlepsze naturalne peelingi do ciała- DIY

Cześć!

Jest kilka kosmetyków, na których można zaoszczędzić i przygotować je w domu. Peeling do ciała jest chyba najłatwiejszym kosmetykiem, który można zrobić w kilka minut. Proste składniki znajdą się z pewnością w każdej kuchni. 
Jest wiele przepisów, ale te trzy lubię najbardziej:)

Płatki owsiane + miód 
To połączenie to świetny peeling wygładzający i odżywiający skórę. 
Składniki:
- 3 łyżki otrąb owsianych, 
- łyżeczka miodu,
- 1/2 szklanki wody lub mleka. 



Mieszamy dokładnie składniki i odstawiamy na kilka minut. Następnie nakładamy na skórę i masujemy ją. Miód i płatki owsiane działają odżywczo, dodatkowo peeling przyjemnie pachnie. Jest delikatny i można go stosować go też na twarz, jeśli miód was nie uczula.



Cukier + cytryna
Składniki:
- sok z cytryny,
- 2 łyżki cukru.




Dodatkowo można dodać trochę żelu pod prysznic, żeby peeling łatwiej się rozprowadzał. Kryształki cukru mogą być ostre, dlatego lepiej wykonać go delikatnie.
Dzięki zawartości cytryny peeling działa ujędrniająco i rozjaśniająco na skórę. 



Kawa + oliwa
To jeden z najlepszych peelingów, pięknie pachnie i świetnie działa.
Składniki:
- 2-3 łyżki zmielonej kawy,
- 5 łyżek oliwy.




Peeling kawowy jest bardzo mocny, dzięki temu, że mocno pobudza krążenie i działa antycellulitowo.  Bardzo lubię zapach i jest skuteczność.

Od czasu do czasu skuszę się na jakiś sklepowy peeling, ale częściej robię je sama. 
Może macie jakieś inne sprawdzone przepisy?


Miłego dnia:)





piątek, 26 września 2014

Zielony szejk z herbatą matcha

Cześć!

O zielonej herbacie matcha pisałam już TUTAJ, podobnie jak tradycyjna zielona herbata ma korzystny wpływ na zdrowie i warto po nią sięgać. Zielony proszek można zaparzyć w tradycyjny sposób, ale też dodać do deserów, ciast czy szejków. Słodycze i desery o smaku zielonej herbaty mają zazwyczaj w składzie właśnie tę herbatę. Matcha zawiera wiele ważnych naturalnych witamin, minerałów i pierwiastków.Warto jej spróbować:)




Składniki:
-2 dojrzałe banany,
-1/4 dojrzałego awokado,
-3/4 szklanki mleka roślinnego (dodałam owsianego),
- czubata łyżeczka zielonej herbaty matcha.
Jeśli nie będzie wystarczająco słodki można dosłodzić, najlepiej miodem lub ksylitolem.

Matcha ma charakterystyczny i intensywny smak, do którego trzeba się przyzwyczaić dlatego na początek możecie dodać mniejszą ilość. 
Taki szejk ma mnóstwo witamin oraz antyoksydantów i jest pyszny! Polecam:)




Miłego dnia!

czwartek, 25 września 2014

Zoya goes pretty

Cześć!


Niedawno zachwyciłam się marką Zoya goes pretty i ucieszyłam się, że można dostać u nas część kosmetyków z ich oferty. Długo zastanawiałam się co wybrać, bo opakowania są świetne:









Na początek zdecydowałam się na 100% Organiczne nierafinowane masło Shea & Dzika Róża. Opakowanie jest piękne, niedługo napiszę więcej na jego temat. Zamówiłam je TUTAJ. Wybór jest spory, czasem  z wypróbuję też inne zapachy, bo jesienią i zimą używam sporo maseł do twarzy i ciała. 
W metalowym pojemniku mieści się 100 gram surowego, nierafinowanego i organicznego masła shea z olejkiem z dzikiej róży. Opakowanie mnie urzekło:)





Znałyście tą markę? 


Pozdrawiam!

środa, 24 września 2014

Butelka EQUA z logo ekocentryczki :)

Cześć!

Wczoraj dotarły do mnie pierwsze butelki z logo Ekocentryczka:) Są piękne i dokładnie takie jak na wcześniejszych projektach, które Wam pokazywałam. 






Butelki marki EQUA nie zawierają Bisphenolu A (BPA), który jest niebezpieczną substancją chemiczną, przypominającą budową hormony estrogenne. BPA jako składnik opakowań spożywczych oraz butelek do napojów ma za zadanie usztywniać plastik. Występuje też w wewnętrznych powłokach, którymi wyłożone są puszki z żywnością lub napojami. Niestety pod wpływem uszkodzeń struktury np. pognieciona butelka, lub zwiększenie temperatury, BPA zaczyna przenikać do zawartości pojemnika, a następnie do organizmu człowieka. 



Zetknięcie z hormonami syntetycznymi zaburza produkcję, wydzielanie, transport oraz funkcjonowanie hormonów naturalnych. Może być to powodem alergii, zaburzeń metabolicznych, a nawet nowotworów. 
Bosphenol A jest szczególnie niebezpieczny dla dzieci, może powodować wady rozwojowe, przedwczesne dojrzewanie i zmniejszoną płodność w dorosłym życiu. 


EQUA stawia na wysoką jakość materiałów produkcji. Butelki są wykonane z najwyższej jakości kopoliestru o nazwie Eastman Tritan. Materiał ten jest na rynku dopiero od października 2007 roku, przeszedł pozytywnie szereg testów specjalistycznych wymaganych przez FDA- amerykańską Rządową Agencją Żywności i Leków. Pozwolenia wydawane przed FDA są honorowane na całym świecie i stanowią wyznacznik jakości oraz braku negatywnego wpływu na zdrowie. 





Butelki EQUA nie wchodzą w reakcją z żadnymi płynami. Nie przejmują zapachów ani nie ulegają zabarwieniu. Butelkę raz na jakiś czas warto pozostawić na noc wsypując do wody łyżeczkę sody. Taki sposób sprawdza się idealnie i dzięki temu butelka wygląda jak nowa - bez nalotów czy przebarwień po napojach. 

Bez obaw można napełnić butelkę wrzątkiem. Jest to dobra alternatywa dla osób, które nie rozstają się z bidonem. Butelka ma wygodny ustnik i sprawdzi się w czasie fitnessu czy innej aktywności fizycznej. Można myć ją w zmywarce, ale z czasem może to prowadzić do zmycia nadruku,więc lepiej myć ją ręcznie. Ma pojemność 0,6 l.






Jeśli jesteście zainteresowane możecie zamówić butelkę, są już dostępne. Wszystkie zamówienia należy kierować na adres mailowy firmy EQUA:




Cena butelki to 59 zł + koszt przesyłki. Przelew na konto (przedpłata) - 13,5 PLN, paczka za pobraniem- 20 PLN. 
Można składać zbiorowe zamówienia, wtedy koszty przesyłki rozłożą się na kilka osób. 


Więcej informacji na temat butelek możecie znaleźć na fanpage- KLK.

Podobają się Wam? Cieszę się, że w końcu do mnie dotarły:)


Pozdrawiam!



wtorek, 23 września 2014

Cellublue- czyli jak się pozbyć cellulitu?

Cześć!

Kilka tygodni temu dostałam do przetestowania cellublue. Jest to mały, sylikonowy kubeczek przeznaczony do masażu ciała, jego głównym zadaniem jest likwidacja cellulitu.
Producent obiecuje klientom widoczne efekty w ciągu 4 tygodni, lub zwrot pieniędzy za zakupiony produkt.
W przesyłce znalazłam mały sylikonowy kubeczek w w lnianym woreczku, używałam go przez kolejne trzy tygodnie. Mogę już  powiedzieć jak się sprawdził.




Od producenta:
Za pomocą CelluBlue możesz odtworzyć ruchy słynnego masażu palpate roll. Działa podobnie do baniek chińskich, pozwala jednak na wykonywanie masażu dostosowanego do rodzaju skóry. Może być użyty przy różnych rodzajach cellulitu: mieszanym, tłuszczowym, wodnistym, czy włóknistym. Zasysając fałdy skóry, CelluBlue pomaga wyzwolić lipolizę, czyli usuwanie tłuszczu z komórek. Masaż pomaga również w pozbyciu się toksyn z organizmu. Skóra jest bardziej napięta, wygładzona i elastyczna. W dodatku CelluBlue jest wykonany z bardzo lekkiego i miękkiego tworzywa (sylikon chirurgiczny). Jest to produkt, którego mogą używać wegetarianie i weganie – nie był testowany na zwierzętach.

Więcej informacji możecie znaleźć na stronie Cellublue.


Wystarczy poświęcić jedynie 5 min. dziennie na prosty masaż, przez co najmniej 3 tygodnie, a po tym czasie cieszyć się gładką i jędrną skórą.

Przed rozpoczęciem masażu nakładamy oliwkę, na filmiku widać ruchy jakie powinno się wykonywać:




Masaż składa się z trzech faz, pierwsza powinna trwać 3 minuty, a pozostałe dwie- po jednej minucie. Do pół godziny po masażu zaleca się  wypicie pół litra wody, pozwala to pozbyć się uwolnionych w czasie masażu toksyn. 

CelluBlue jest łatwy w użyciu, można zassać skórę bardzo delikatnie i tak właśnie robiłam, z uwagi na moją płytko unaczynioną skórę. Jest to małe "urządzenie" i dzięki temu bardzo poręczne. Dobrze sprawdza się przy masażu. Jest zrobiony z medycznego sylikonu, który jak zapewnia producent nie powinien uczulać. Czyszczę go za pomocą wody i mydła. 




Jak się sprawdził? 

Lubię masaż ciała, a testowanie sprawiło, że byłam bardzo systematyczna:) Robiłam delikatny masaż z niewielkim zassaniem skóry, mam dużą tendencję do siniaków i pękających naczynek i taki masaż na szczęście nie powodował zmian na skórze w postaci siniaków i krwiaków. 
W ciągu pięciu minut można uzyskać mocne przekrwienie skóry, w zależności od tego jak mocno zassamy skórę. Można to kontrolować dzięki temu, że sylikon jest przeźroczysty, co jest dużym plusem. 

Co do działania antycellulitowego jak zawsze ciężko stwierdzić co tak na prawdę działa. Mam cellulit jak każda kobieta, nie jest on widoczny. Po kilku tygodniach systematycznego masażu mogę stwierdzić, że skóra wygląda lepiej, ale jest to też zasługa biegania, ćwiczeń i odpowiedniego odżywiania. Masaż na na pewno odżywił skórę i ujędrnił ją, ale sam masaż nie może całkowicie zlikwidować cellulitu.
Na profilu na fb producent też zaleca zdrowe nieodżywianie i aktywność fizyczną- klik.
Stosując się do takich zaleceń na pewno można uzyskać dobre rezultaty.

Wadą jest cena, cellublue kosztuje prawie 19 euro, całkiem sporo. Zestaw baniek chińskich można dostać za około 30 zł. Cellublue jest o wiele wygodniejszy w użyciu, miękki sylikon łatwo się odkształca i masaż jest prosty do wykonania. Jednak kiedy bańka chińska trochę się "wyrobi" też jest miękka i wygodna. Cena może odstraszyć wiele osób i wcale mnie to nie dziwi, sama nie wiem czy zdecydowałabym się na zakup, pewnie nie. 

Dobry efekt można uzyskać też szczotkując skórę na sucho- KLIK, dobrą szczotkę można kupić o wiele taniej. 

Najważniejsza jest systematyczność w zabiegach, ruch i odżywianie, wtedy na pewno zauważymy efekt:)




Słyszałyście już o Cellublue? Co o nim myślicie?


Pozdrawiam!

poniedziałek, 22 września 2014

Blender ręczny czy kielichowy, jaki wybrać?

Cześć!

Blender to podstawowy sprzęt w mojej kuchni, używam go codziennie. Najczęściej robię szejki, ale mogę za jego pomocą zrobić też mleko roślinne (klik,klik) , masło orzechowe, sosy, desery (klik) i wiele innych potraw. Do wielu z tych przepisów możecie użyć innych urządzeń, ale skoro wszystkie można wykonać przy użyciu blendera to nie ma sensu chować w szafkach wielu sprzętów. 
Watro wybrać dobry blender, który posłuży nam przez lata, nie zawsze jest to proste. Wybór jest ogromny, podobnie jak wachlarz cen. Spaliłam już kilka blenderów i wiem jakie są warte zakupu:) Wcale nie musi być to duży wydatek. Mimo, że ciągle marzy mi się Vitamix, to jego cena jest za wysoka i używam tańszych odpowiedników. 





Po pierwsze musimy zdecydować czy chcemy blender kielichowy czy ręczny?
Jeszcze kilka miesięcy temu przekonywałabym Was do tego pierwszego, ale teraz mam trochę inne zdanie. 
Blendery kielichowe są zazwyczaj droższe, najlepiej kupować takie o mocy około 500 W, żeby były w stanie dobrze zblendować np. orzechy. Zazwyczaj są ładnie wykonane, jednak nie spełniają wielu funkcji. Nadają się głównie do robienia szejków czy bledowania zupy czy kruszenia lodu. Nawet jeśli uda nam się zrobić w nim masło orzechowe, jest je ciężko wydostać. Nie łatwo go dokładnie wyczyścić, trzeba poświęcić trochę czasu, żeby oczyścić dno i ostrza. Do robienia koktajli są zdecydowanie najlepsze. 

Blendery ręczne często można kupić w komplecie z wieloma akcesoriami. Zajmuje mniej miejsca niż blender kielichowy. Mam model dzięki któremu mogę wykorzystywać blender do miksowania i rozdrabniania co przydaje się kiedy chcę zrobić masło orzechowe, hummus czy pesto. Pojemniki mają przykrycia i po wyjęciu ostrzy mogę przechowywać je w lodówce, co jest bardzo wygodne.

Moc blenderów jest istotna, ale w domowych warunkach w zupełności wystarczy moc 500- 700 W. Nie ma sensu przepłacać za wyższe obroty, tym bardziej że nie koniecznie muszą być lepsze. Kiedyś sprzedawca powiedział mi, że to wcale nie jest rzeczywista moc blendera, tylko moc przy której się spala i producenci zawyżają tą wartość, żeby podnieść cenę.

Miałam kilka słabszych blenderów kielichowych, ale nie sprawdziły się. Od ponad dwóch lat używam blendera marki Russell  Hobbs. Ma on szklany kielich, co bardzo mi się podoba, jego moc to 600 W. Kosztował około 200 zł.
Działa bez zarzutu, ładnie wygląda i dokładnie wszystko blenduje. Jednak blendery kielichowe nie sprawdzają się np. w rozdrabnianiu orzechów, mimo że ostrza bez problemu radzą sobie z nimi, to małe cząstki rozpryskują się po całym blenderze i  ciężko jest je później wybrać. 
Używam go kiedy chcę zrobić większą ilość szejków, zielone szejki blenduje dokładniej niż ten ręczny. Lepiej rozdrabnia liście. Można przygotować u nim większą ilość koktajli i jest o wiele wygodniejszy. 





Blender ręczny też jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Kupiłam do w Lidlu za około 80-90 zł, nie pamiętam dokładnie. Ma moc 600 W, która w zupełności mi wystarcza. Używam go na co dzień i nie mam z nim problemów. Bardzo łatwo i szybko można umyć wszystkie części, nie zajmują one dużo miejsca.  Ma wiele części, które zapewniają wiele funkcji. 




Bardzo ważna w blenderach jest też metalowa końcówka z ostrzem, która na pewno nie pęknie. Ostrza nie mają problemu z twardymi elementami, najgorsze dla nich są cukier i sól, te małe drobinki bardzo tępię ostrza i lepiej nie robić nim cukru pudru:)
W wysokim pojemniku można miksować szejki, a w mniejszym pojemniku z ostrzami szybko przygotujemy hummus, tahini czy masło orzechowe. Nie wiem jak sprawdza się ubijaczka, bo nigdy z niej nie korzystałam. 

Wiele marek ma podobne blendery, watro szukać ich online, bo w sklepach stacjonarnych mogą kosztować nawet dwa razy więcej. W lidlu co jakiś czas powtarza się oferta i można kupić blender w bardzo przystępnej cenie. Moja mama ma bardzo podobny blender marki Philips, było około 50 zł droższy, ale  poza drobnymi różnicami w wyglądzie, niczym się nie różni od tego, którego używam.




Mam nadzieję, że post przyda się osobom które zastanawiają się jaki blender wybrać. Często pod przepisami pytacie o blender jakiego używam, dlatego napisałam ten post. 

Zdecydowanie polecam blender ręczny, najlepiej z dodatkowym pojemnikiem do rozdrabniania. Jeśli planujecie zakup tylko z myślą o koktajlach, lepiej kupić kielich. 

A Wy jakich blenderów używacie?


Pozdrawiam!
Daria

sobota, 20 września 2014

Zielony szejk- banan, gruszka, winogrona i szpinak

Cześć!

Zielony szejk do dobry sposób na rozpoczęcie dnia, dawno nie wstawiałam przepisu na szejki. Dziś wyszedł mi bardzo dobry i dlatego podzielę się z Wami przepisem:)



- dojrzały banan,
- dojrzała gruszka,
- szklanka zielonych winogron,
- duża garść szpinaku,
- szklanka wody.

Pycha:) Jest w nim sporo witamin i antyoksydantów. Mam zamiar pić teraz więcej zielonych szejków, bo przez ostatnie tygodnie trochę to zaniedbałam. Jeśli nie piłyście wcześniej zielonych napojów zacznijcie od mniejszej ilości szpinaku, z czasem przyzwyczaicie się do smaku:)
Więcej na temat zielonych szejków możecie przeczytać TUTAJ.

Może podzielicie się swoimi ulubionymi przepisami szejki?


Miłego weekendu!


piątek, 19 września 2014

Bronzer So Bio

Cześć!

W lecie chętnie sięgałam po bronzer, do tej pory był to zawsze Waikiki z Lily Lolo, który mam już od trzech lat, ale chciałam spróbować czegoś innego. Zdecydowałam się także na naturalny produkt marki So bio, znalazłam go TUTAJ. Pisałam już o kilku kosmetykach tej marki, między innymi o kremach BB i CC- klikklik. Tym razem wybrałam coś do makijażu.





Opis produktu

Puder brązujący SO BIO w naturalny sposób doda blasku muśniętej słońcem skóry każdej cerze, o każdej porze roku. Gwarantuje efekt świeżej, świetlistej karnacji bez wychodzenia na słońce.
Marmurowa barwa to połączenie gorącego brązu i delikatnego złota aby stworzyć subtelną, lśniącą poświatę. Odpowiedni do wszystkich typów skóry. Tworzy efekt opalonej, a jednocześnie naturalnie wyglądającej skóry. Testowany dermatologicznie, nie jest komedogenny, czy nie powoduje powstawania zaskórników.
Jest wzbogacony pudrem z irysa bio.




Skład
Talc, Mica, Zea Mays STARCH/ZEA MAYS (CORN)STARCH*, HECTORITE, ISOAMYL LAURATE, SILICA, AQUA (WATER),POLYGLYCERYL-3 DIISOSTEARATE, IRIS GERMANICA ROOT*, SQUALANE,OCTYLDODECANOL, BENZYL ALCOHOL, DEHYDROACETIC ACID, SORBIC ACID.MAY CONTAIN: CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), CI 77491 (IRONOXIDES),CI 77492(IRONOXIDES), CI 77499 (IRONOXIDES).

* z rolnictwa ekologicznego
98% składników jest pochodzenia naturalnego
11% składników pochodzi z rolnictwa ekologicznego





Bronzer jest dobrym dopełnieniem naturalnego makijażu. Można stworzyć nim makijaż o różnej intensywności nakładając wedle uznania jedną lub więcej warstw. Kolor przypomina złotawy brąz, jest dość ciemny, ale na szczęście można go stopniować. Złote drobinki z pudrze delikatnie rozświetlają skórę. 
Opakowanie jest wygodne, może mogłoby być bardziej solidne. Szkoda też, że nie ma lusterka, ale i tak jest lepsze od Lili Lolo, w których zakrętki się połamały.




Bardzo dobrze się rozprowadza, nie zostawia plam ani smug na skórze. Nie trzeba mieć dużej wprawy, żeby go nałożyć. Bardzo go polubiłam i używam zamiennie z Waikiki. Myślę że  sprawdzi się też w zimie, chociaż wtedy wolę sięgać po inne róże.
Na zdjęciach widać jak można stopniować kolor, zwykle nie nakładam go wiele, ale można osiągnąć bardzo ciemny kolor jak na drugim zdjęciu. 


Efekt rozświetlenia można uzyskać nakładając więcej pudru ze złotymi drobinkami.  W moim nie ma ich za dużo co mnie cieszy, bo bardziej zależało mi na bronzerze. Dzięki przeźroczystemu opakowaniu przed zakupem można zobaczyć jak dużo jest w nim drobinek, co jest dużym plusem. 
Opakowanie mieści 7 g produktu i kosztuje około 70 zł. Wydaje się dużo, ale w przypadku produktów prasowanych, które wystarczają na 2-3 lata regularnego stosowania cena jest do przyjęcia. 





Jakie są Wasze ulubione bronzery, może coś polecicie?


Pozdrawiam!

czwartek, 18 września 2014

Suszone jabłko + hummus

Cześć!

Witajcie z powrotem, udało się już podłączyć internet i rozpakować wszystkie tobołki:) Nowe miejsce jest bardzo przyjemne i pewnie zostaniemy tu dłużej. Całkiem przypadkiem w trakcie przeprowadzki odkryłam nową przekąskę. Zrobiłam hummus i kiedy marchewki się skończyły, wykończyliśmy go połączeniu z suszonymi jabłkami.



Smakowało bardzo dobrze:) Słodki smak jabłek dobrze komponuje się z hummusem- KLIK.
Jabłka ususzyłam niedawno w piekarniku, można też zrobić to w suszarce do owoców i warzyw czy dehydratorze. W sezonie grzewczym zawsze suszę jabłka na kaloryferze. 
Jeśli spróbujecie dajcie znać czy Wam smakowało, ja na pewno będę częściej jadła hummus w takiej formie. Ten wyszedł trochę za gęsty, bo zabrakło oliwy, ale kolejnym razem zachowam dobre proporcje:)

A Wy z czym lubicie łączyć hummus?


Pozdrawiam!

niedziela, 14 września 2014

Tydzień w zdjęciach

Cześć!

Suszone mango to moje ostatnie uzależnienie, szkoda, że nie często można je znaleźć w większych opakowaniach. Kiedy się pojawiają od razu zamawiam większą ilość, bo szybko znika. Czytajcie etykiety, żeby na pewno kupić mango bez dodatku cukru i dwutlenku siarki. Jest pyszne:) Mniejsze opakowanie można kupić w Rossmanie, gdybyście chciały spróbować. 




Przypadkiem trafiłam na sojowe jogurty w małym sklepiku, jeden kosztował 1,99 zł. Nie jem ich za często, bo nie mam ich nigdzie w okolicy. Te były bardzo dobre:)




W w Lidlu figi były po 0,88 gr w kilka razy je kupiłam. Lubię je same, albo..




.. z jogurtem sojowym, bananem i chia:)




W Lidlu trafiłam też na takie środku czystości, wcześniej nigdy ich nie widziałam. Płyn do czyszczenia powierzchni jest na bazie octu, oba jaką etykietę Ecolabel. Zobaczymy czy sprawdzą się lepiej niż soda, kwasek cytrynowy i ocet. Każdy kosztował 4,99 zł, więc się skusiłam. 




Czy wy też we wrześniu wyczekujecie na nowy katalog Ikei? Lubię urządzać mieszkania, tym bardziej mnie cieszy, że jesteśmy właśnie w trakcie przeprowadzki. Od kilku dni potykamy się o walizki i worki. Już nie mogę się doczekać rozpakowywania urządzania nowego miejsca:) Mam nadzieję, że szybko uda się podłączyć internet i regularnie wstawiać posty. 







Udanego tygodnia!