Kilka tygodni temu dostałam do przetestowania cellublue. Jest to mały, sylikonowy kubeczek przeznaczony do masażu ciała, jego głównym zadaniem jest likwidacja cellulitu.
Producent obiecuje klientom widoczne efekty w ciągu 4 tygodni, lub zwrot pieniędzy za zakupiony produkt.
W przesyłce znalazłam mały sylikonowy kubeczek w w lnianym woreczku, używałam go przez kolejne trzy tygodnie. Mogę już powiedzieć jak się sprawdził.
Od producenta:
Za pomocą CelluBlue możesz odtworzyć ruchy słynnego masażu palpate roll. Działa podobnie do baniek chińskich, pozwala jednak na wykonywanie masażu dostosowanego do rodzaju skóry. Może być użyty przy różnych rodzajach cellulitu: mieszanym, tłuszczowym, wodnistym, czy włóknistym. Zasysając fałdy skóry, CelluBlue pomaga wyzwolić lipolizę, czyli usuwanie tłuszczu z komórek. Masaż pomaga również w pozbyciu się toksyn z organizmu. Skóra jest bardziej napięta, wygładzona i elastyczna. W dodatku CelluBlue jest wykonany z bardzo lekkiego i miękkiego tworzywa (sylikon chirurgiczny). Jest to produkt, którego mogą używać wegetarianie i weganie – nie był testowany na zwierzętach.
Więcej informacji możecie znaleźć na stronie Cellublue.
Wystarczy poświęcić jedynie 5 min. dziennie na prosty masaż, przez co najmniej 3 tygodnie, a po tym czasie cieszyć się gładką i jędrną skórą.
Przed rozpoczęciem masażu nakładamy oliwkę, na filmiku widać ruchy jakie powinno się wykonywać:
Masaż składa się z trzech faz, pierwsza powinna trwać 3 minuty, a pozostałe dwie- po jednej minucie. Do pół godziny po masażu zaleca się wypicie pół litra wody, pozwala to pozbyć się uwolnionych w czasie masażu toksyn.
CelluBlue jest łatwy w użyciu, można zassać skórę bardzo delikatnie i tak właśnie robiłam, z uwagi na moją płytko unaczynioną skórę. Jest to małe "urządzenie" i dzięki temu bardzo poręczne. Dobrze sprawdza się przy masażu. Jest zrobiony z medycznego sylikonu, który jak zapewnia producent nie powinien uczulać. Czyszczę go za pomocą wody i mydła.
Jak się sprawdził?
Lubię masaż ciała, a testowanie sprawiło, że byłam bardzo systematyczna:) Robiłam delikatny masaż z niewielkim zassaniem skóry, mam dużą tendencję do siniaków i pękających naczynek i taki masaż na szczęście nie powodował zmian na skórze w postaci siniaków i krwiaków.
W ciągu pięciu minut można uzyskać mocne przekrwienie skóry, w zależności od tego jak mocno zassamy skórę. Można to kontrolować dzięki temu, że sylikon jest przeźroczysty, co jest dużym plusem.
Co do działania antycellulitowego jak zawsze ciężko stwierdzić co tak na prawdę działa. Mam cellulit jak każda kobieta, nie jest on widoczny. Po kilku tygodniach systematycznego masażu mogę stwierdzić, że skóra wygląda lepiej, ale jest to też zasługa biegania, ćwiczeń i odpowiedniego odżywiania. Masaż na na pewno odżywił skórę i ujędrnił ją, ale sam masaż nie może całkowicie zlikwidować cellulitu.
Na profilu na fb producent też zaleca zdrowe nieodżywianie i aktywność fizyczną- klik.
Stosując się do takich zaleceń na pewno można uzyskać dobre rezultaty.
Wadą jest cena, cellublue kosztuje prawie 19 euro, całkiem sporo. Zestaw baniek chińskich można dostać za około 30 zł. Cellublue jest o wiele wygodniejszy w użyciu, miękki sylikon łatwo się odkształca i masaż jest prosty do wykonania. Jednak kiedy bańka chińska trochę się "wyrobi" też jest miękka i wygodna. Cena może odstraszyć wiele osób i wcale mnie to nie dziwi, sama nie wiem czy zdecydowałabym się na zakup, pewnie nie.
Dobry efekt można uzyskać też szczotkując skórę na sucho- KLIK, dobrą szczotkę można kupić o wiele taniej.
Najważniejsza jest systematyczność w zabiegach, ruch i odżywianie, wtedy na pewno zauważymy efekt:)
Słyszałyście już o Cellublue? Co o nim myślicie?
Pozdrawiam!
czytam już chyba 3 opinię i wydaje się być dobrym produktem :)
OdpowiedzUsuńale sama bym nie kupiła właśnie ze względu na cenę i raczej brak we mnie systematyczności
Ciekawy produkt, sama posiadam bańki chińskie więc raczej nie zainwestuję w ten produkt ;)
OdpowiedzUsuńjak właśnie zrezygnowałam z baniek chińskich, bo nie miałam "siły" (za mocno trzeba naciskać) ich używać ;D
OdpowiedzUsuńWłaśnie u mnie jest największy problem z systematycznością :(
OdpowiedzUsuń