Cześć!
Tydzień temu odwiedziłam Poznań, głównym punktem programu było spotkanie z vegan_run_joanna. Był też czas na zobaczenie miasta i triathlonu, który akurat się odbywał:) Poznań zachwycił mnie pysznymi wegańskimi smakami, weekend to za krótko żeby wszędzie zaglądnąć, ale na pewno niebawem tam wrócę.
Liczę, że we Wrocławiu też będzie można zjeść lody molekularne zamrażane ciekłym azotem, bo rzeczywiście są pyszne:)
Odkrycie wyjazdu do Je sus czyli miejsce z pyszną kuchnia roślinną. Piękne wnętrze i bardzo dobre jedzenie, ale przede wszystkim dobra atmosfera, którą warto poczuć. Poszłyśmy tam jednego dnia i wróciłyśmy kolejnego. Znacie to miejsce?
Mój pierwszy wegański omlet, na bazie mąki z ciecierzycy i tofu. Będę próbować zrobić podobny w domu, aż ciężko uwierzyć, że nie ma w nim jajek. Bardzo mi smakował.
Na koniec coś z Wrocławia:) Pyszna tarta z pieczonymi warzywami w Żyznej:)
Piszcie proszę jakie wegańskie miejsca polecacie w swoich miastach. Planuję już kolejne kulinarne wycieczki:) Poznań pod tym względem jest wart odwiedzenia:)
Pozdrawiam,
Daria
Zdrowe odżywianie
▼
niedziela, 31 lipca 2016
piątek, 29 lipca 2016
Madara SOS- serum dla skóry odwodnionej
Cześć!
Latem rozstaję się z kremami i olejami. Poza filtrem na twarz nakładam jedynie serum, które przydaje się na noc. Madara nie raz zachwyciła mnie swoimi kosmetykami, szczególnie dobrze sprawdził się krem tonujący i maseczka oczyszczająca. Tym razem zdecydowałam się na serum nawilżające z nowej serii SOS.
Od producenta
Profesjonalne silne serum stworzone aby przywrócić głęboki poziom nawilżenia i równowagi zestresowanej i odwodnionej skórze. Naukowo udowodnione zwiększanie rezerw wody w skórze i ochrona skóry przed zniszczeniami wywoływanymi działaniem wolnych wolnych rodników. Nawilżająca mieszanka nadbałtyckiej peonii, siemienia lnianego i kwasu hialuronowego szybko się wchłania i zapewnia długotrwałe rezultaty.
Serum jest zamknięte w przeźroczystej buteleczce z matowego szkła, z wygodną pompką. Skład jest bardzo dobry, składniki aktywne to między innymi: olej słonecznikowy, róża, rokitnik, pokrzywa, siemię lniane, peonia.
To lekki kosmetyk idealny na letnie miesiące. Lubię kosmetyki na bazie naturalnych olejów, ale latem zupełnie się u mnie nie sprawdzają. Skóra poci się intensywniej i kosmetyki nawilżające o bogatym składzie jej nie służą.
Serum Madara ma konsystencję kremowego żelu, łatwo się rozprowadza i szybko się wchłania. Pozostawia skórę gładką i miękką. Co najważniejsze skóra jest nawilżona, ale nie przeciążona. Bardzo lubię takie działanie. Dodatkowym atutem jest przyjemny i delikatny różany zapach. Stosuję je kilka razy w tygodniu na noc, w bardzo upalne dni całkiem rezygnuję z kosmetyków.
Jedyną wadą jest cena, ale jak w przypadku innych kosmetyków marki Madara rekompensuje ją dobra jakość i wydajność. Mała buteleczka 30 ml kosztuje ponad 150 zł. Znajdziecie je tutaj.
U mnie sprawdza się bardzo dobrze i ciągle mam w planie kolejne kosmetyki tej marki. Wszystkie ich produkty są wegańskie i nie testowane na zwierzętach. Może coś polecacie?
Znacie markę Madara? Jakie są Wasze ulubione kosmetyki na noc?
Pozdrawiam,
Daria
Latem rozstaję się z kremami i olejami. Poza filtrem na twarz nakładam jedynie serum, które przydaje się na noc. Madara nie raz zachwyciła mnie swoimi kosmetykami, szczególnie dobrze sprawdził się krem tonujący i maseczka oczyszczająca. Tym razem zdecydowałam się na serum nawilżające z nowej serii SOS.
Od producenta
Profesjonalne silne serum stworzone aby przywrócić głęboki poziom nawilżenia i równowagi zestresowanej i odwodnionej skórze. Naukowo udowodnione zwiększanie rezerw wody w skórze i ochrona skóry przed zniszczeniami wywoływanymi działaniem wolnych wolnych rodników. Nawilżająca mieszanka nadbałtyckiej peonii, siemienia lnianego i kwasu hialuronowego szybko się wchłania i zapewnia długotrwałe rezultaty.
*produkt wegański
*bez orzechów
*bez glutenu
*nie testowany na zwierzętach
*naturalny i organiczny certyfikowany przez ECOCERT
*bez orzechów
*bez glutenu
*nie testowany na zwierzętach
*naturalny i organiczny certyfikowany przez ECOCERT
Skład
Aqua, Helianthus Annuus (Oil), Glycerin, Rosa Damascena, Dicaprylyl Carbonate, Diheptyl Succinate, Sodium PCA, Hippophae Rhamnoides, Cetearyl Glucoside, Xanthan Gum, Aroma Benzyl Alcohol ,Stearic Acid, Palmitic Acid, Urtica Dioica, Linum Usitatissimum, Sodium Benzoate, Sodium Hyaluronate, Paeonia Lactiflora (Peony) Root Extract, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Potassium Sorbate, Mica (CI 77019), Titanium Dioxide (CI 77891), Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Capryloyl Glycerin/Sebacic Acid Copolymer, Iron Oxide Red CI77491, Iron oxide CI77492, Citronellol, Geraniol, Benzyl Salicylate, Eugenol
Serum jest zamknięte w przeźroczystej buteleczce z matowego szkła, z wygodną pompką. Skład jest bardzo dobry, składniki aktywne to między innymi: olej słonecznikowy, róża, rokitnik, pokrzywa, siemię lniane, peonia.
To lekki kosmetyk idealny na letnie miesiące. Lubię kosmetyki na bazie naturalnych olejów, ale latem zupełnie się u mnie nie sprawdzają. Skóra poci się intensywniej i kosmetyki nawilżające o bogatym składzie jej nie służą.
Serum Madara ma konsystencję kremowego żelu, łatwo się rozprowadza i szybko się wchłania. Pozostawia skórę gładką i miękką. Co najważniejsze skóra jest nawilżona, ale nie przeciążona. Bardzo lubię takie działanie. Dodatkowym atutem jest przyjemny i delikatny różany zapach. Stosuję je kilka razy w tygodniu na noc, w bardzo upalne dni całkiem rezygnuję z kosmetyków.
Jedyną wadą jest cena, ale jak w przypadku innych kosmetyków marki Madara rekompensuje ją dobra jakość i wydajność. Mała buteleczka 30 ml kosztuje ponad 150 zł. Znajdziecie je tutaj.
U mnie sprawdza się bardzo dobrze i ciągle mam w planie kolejne kosmetyki tej marki. Wszystkie ich produkty są wegańskie i nie testowane na zwierzętach. Może coś polecacie?
Znacie markę Madara? Jakie są Wasze ulubione kosmetyki na noc?
Pozdrawiam,
Daria
środa, 27 lipca 2016
Rozdanie- Biolaven, Vianek i Sylveco
Cześć!
W tym miesiącu mój blog obchodził piąte urodziny. Z tej okazji mam dla Was kolejne kosmetyki do rozdania. Tym razem dobrze znane marki- Biolaven, Vianek i Sylveco. Mam dla Was 3 zestawy, w każdym z nich 2 kosmetyki.
Dziękuję marce Sylveco za nagrody!
Co trzeba zrobić żeby wziąć udział w rozdaniu?
W tym miesiącu mój blog obchodził piąte urodziny. Z tej okazji mam dla Was kolejne kosmetyki do rozdania. Tym razem dobrze znane marki- Biolaven, Vianek i Sylveco. Mam dla Was 3 zestawy, w każdym z nich 2 kosmetyki.
Dziękuję marce Sylveco za nagrody!
Co trzeba zrobić żeby wziąć udział w rozdaniu?
1.Należy być publicznym obserwatorem mojego bloga.
2. W komentarzu pod tym postem proszę o zostawienie adresu email, żebym szybko mogła się skontaktować ze zwycięzcami.
Rozdanie trwa do 7.08 , wylosuję trzy osoby, a wyniki ogłoszę następnego dnia. Zapraszam do udziału:)
Powodzenia!
poniedziałek, 25 lipca 2016
Kilka powodów, dla których warto pić matchę
Cześć!
W matchy zakochałam się już kilka lat temu. Zielona herbata od dawna była moim faworytem i matcha mnie ciekawiła. Teraz jest coraz łatwiej dostępna i warto spróbować jeśli będziecie mieć okazję. Najbardziej lubię ją z mlekiem migdałowym albo owsianym. Przygotowuje się ją bardzo łatwo, przepis na matcha latte znajdziecie TUTAJ.
Picie matchy to stara Japońska tradycja, która ma ponad 900 lat. Buddyjscy mnisi traktują ją jak eliksir zdrowia i piją ją przed medytacją. Zawiera cenny chlorofil, który jest silnym antyoksydantem.
Matcha służy mi nie tylko do picia, dodaję ją też do koktajli, surowych słodyczy na bazie orzechów, deserów. Zastosowań jest wiele. Dlaczego warto mieć ją w kuchni?
1. Zawiera cenne antyoksydanty. Pijąc ją dostarczamy sobie ich 3 razy więcej niż z zwykłej zielonej herbacie. Według badań, osoby regularnie pijące matchę mają niższy poziom złego cholesterolu LDL, a wyższy dobrego cholesterolu HDL. Mężczyźni pijący matchę wykazywali o 11% mniejszą zachorowalność na choroby serca niż ci, którzy jej nie pili. (American Journal of Clinical Nutrition, 2011).
2. Może zastąpić kawę. Zawiera połowę mniej kofeiny, ale działa równie skutecznie. Nie pobudza, a dodaje energii do działania. Mimo zawartości kofeiny w matchy, po jej spożyciu nie pojawiają skutki uboczne typowe dla stanu po wypiciu kawy, takie jak nadpobudliwość, wysokie ciśnienie i nerwowość. Dla mnie jest idealna, po kawie nie mogę spać, a po matchy czy innej zielonej herbacie nie mam tego problemu.
3. Wspomaga układ odpornościowy. Ma właściwości anty -bakteryjne, -wirusowe i -grzybicze. Napar z matchy dostarcza też potas, żelazo, magnez, oraz witaminy A i C. Katechiny zawarte w herbacie matcha wspomagają walkę z wolnymi rodnikami.
4. Ekstrakty zielonej herbaty pomagają pobudzić metabolizm. Dzięki temu ułatwiają odchudzanie czy zachowanie szczupłej sylwetki. Dzięki wysokiej zawartości chlorofilu, barwnika nadającego liściom zielony kolor, matcha posiada właściwości oczyszczające nasz organizm z toksyn. Poprzez specjalną metodę produkcji polegającą na zacienianiu krzewów herbacianych trzy tygodnie przed zbiorem, ilość chlorofilu w liściach wzrasta. Dzięki temu prawdziwa matcha z Japonii ma piękny, intensywny zielony kolor.
5. Relaksuje i wycisza. Jest wykorzystywana przez mnichów Zen jako środek pomagający utrzymać spokój i jasność umysłu. Za te procesy odpowiada między innymi L-teaninia, aminokwas skoncentrowany w liściach używanych do produkcji matchy. L-teanina pobudza emitowanie fal alfa w mózgu, które wpływają na nasze samopoczucie i wywołują uczucie relaksu i spokoju, nie powodując senności. L-teanina pomaga wywołać stan czujnego odprężenia podobny do tego, który osiąga się poprzez medytację.
Wiele innych informacji o tej herbacie najdziecie na stronie Moya matcha. Lubicie matchę? Jeśli jej nie znacie, koniecznie spróbujcie:)
Pozdrawiam,
Daria
W matchy zakochałam się już kilka lat temu. Zielona herbata od dawna była moim faworytem i matcha mnie ciekawiła. Teraz jest coraz łatwiej dostępna i warto spróbować jeśli będziecie mieć okazję. Najbardziej lubię ją z mlekiem migdałowym albo owsianym. Przygotowuje się ją bardzo łatwo, przepis na matcha latte znajdziecie TUTAJ.
Picie matchy to stara Japońska tradycja, która ma ponad 900 lat. Buddyjscy mnisi traktują ją jak eliksir zdrowia i piją ją przed medytacją. Zawiera cenny chlorofil, który jest silnym antyoksydantem.
Pijąc matchę, spożywamy całe liście zielonej herbaty Tencha, dzięki czemu dostarczamy organizmowi wszystkie zawarte w herbacie składniki odżywcze (aminokwasy, minerały, witaminy błonnik i antyoksydanty). W przypadku zwykłego naparu herbacianego do organizmu trafia tylko 10-20% tych składników (w zależności od rodzaju herbaty) ponieważ większość z nich nie jest rozpuszczalna. To jest podstawowa różnica pomiędzy matchą a wszystkimi innymi herbatami.
Matcha jest zieloną herbatą w najczystszej formie. Przy uprawach matchy wykorzystuje się techniki zacieniania liści: plantacje krzewów przeznaczonych do proszkowania, przykryte są bambusowymi matami. Ta technika skutkuje zwiększoną zawartością chlorofilu w zbiorach. Po zebraniu, liście są parowane i suszone, zanim trafią do tradycyjnych, kamiennych młynów. Uzyskany drobny proszek o średnicy pyłku kwiatowego jest szczelnie pakowany, aby uniknąć kontaktu ze światłem, co może przyczynić się do utraty wyjątkowych właściwości tej herbaty.
Matcha służy mi nie tylko do picia, dodaję ją też do koktajli, surowych słodyczy na bazie orzechów, deserów. Zastosowań jest wiele. Dlaczego warto mieć ją w kuchni?
1. Zawiera cenne antyoksydanty. Pijąc ją dostarczamy sobie ich 3 razy więcej niż z zwykłej zielonej herbacie. Według badań, osoby regularnie pijące matchę mają niższy poziom złego cholesterolu LDL, a wyższy dobrego cholesterolu HDL. Mężczyźni pijący matchę wykazywali o 11% mniejszą zachorowalność na choroby serca niż ci, którzy jej nie pili. (American Journal of Clinical Nutrition, 2011).
2. Może zastąpić kawę. Zawiera połowę mniej kofeiny, ale działa równie skutecznie. Nie pobudza, a dodaje energii do działania. Mimo zawartości kofeiny w matchy, po jej spożyciu nie pojawiają skutki uboczne typowe dla stanu po wypiciu kawy, takie jak nadpobudliwość, wysokie ciśnienie i nerwowość. Dla mnie jest idealna, po kawie nie mogę spać, a po matchy czy innej zielonej herbacie nie mam tego problemu.
3. Wspomaga układ odpornościowy. Ma właściwości anty -bakteryjne, -wirusowe i -grzybicze. Napar z matchy dostarcza też potas, żelazo, magnez, oraz witaminy A i C. Katechiny zawarte w herbacie matcha wspomagają walkę z wolnymi rodnikami.
4. Ekstrakty zielonej herbaty pomagają pobudzić metabolizm. Dzięki temu ułatwiają odchudzanie czy zachowanie szczupłej sylwetki. Dzięki wysokiej zawartości chlorofilu, barwnika nadającego liściom zielony kolor, matcha posiada właściwości oczyszczające nasz organizm z toksyn. Poprzez specjalną metodę produkcji polegającą na zacienianiu krzewów herbacianych trzy tygodnie przed zbiorem, ilość chlorofilu w liściach wzrasta. Dzięki temu prawdziwa matcha z Japonii ma piękny, intensywny zielony kolor.
5. Relaksuje i wycisza. Jest wykorzystywana przez mnichów Zen jako środek pomagający utrzymać spokój i jasność umysłu. Za te procesy odpowiada między innymi L-teaninia, aminokwas skoncentrowany w liściach używanych do produkcji matchy. L-teanina pobudza emitowanie fal alfa w mózgu, które wpływają na nasze samopoczucie i wywołują uczucie relaksu i spokoju, nie powodując senności. L-teanina pomaga wywołać stan czujnego odprężenia podobny do tego, który osiąga się poprzez medytację.
Wiele innych informacji o tej herbacie najdziecie na stronie Moya matcha. Lubicie matchę? Jeśli jej nie znacie, koniecznie spróbujcie:)
Pozdrawiam,
Daria
piątek, 22 lipca 2016
Ciateczka OREO w zdrowej, surowej odsłonie
Cześć!
Lubicie Oreo? Zrobiłam podobnie wyglądające ciasteczka w wersji surowej. Bardzo lubię surowe desery i ciasta, a te wyjątkowo mi smakują. Są bardzo łatwe do zrobienia:) Pieczenie nie jest moją mocną stroną, ale takie orzechowe słodkości lubię wymyślać.
Przepis jest prosty
Składniki na białą część blendujemy do uzyskania gładkiej masy i wkłady ją do lodówki.
Smacznego!
Lubicie surowe desery na bazie orzechów?
Pozdrawiam,
Daria
Lubicie Oreo? Zrobiłam podobnie wyglądające ciasteczka w wersji surowej. Bardzo lubię surowe desery i ciasta, a te wyjątkowo mi smakują. Są bardzo łatwe do zrobienia:) Pieczenie nie jest moją mocną stroną, ale takie orzechowe słodkości lubię wymyślać.
Przepis jest prosty
Ciemne ciasteczka
pół szklanki migdałów (namoczonych na noc)
8 świeżych daktyli
łyżka kakao, najlepiej surowego
Białe nadzienie
garść orzechów nerkowca (namoczonych na noc)
łyżka wiórków kokosowych
łyżeczka oleju kokosowego
łyżeczka syropu z agawy
Przygotowanie
Składniki na białą część blendujemy do uzyskania gładkiej masy i wkłady ją do lodówki.
Następnie blendujemy ciemną cześć, formujemy małe kulki, a następnie ciasteczka. Wkładamy je do lodówki na około 30 minut, po tym czasie przekładamy je masą. Gotowe. Są pyszne i szybko znikają:) Z takiej porcji wyszło mi 7 ciasteczek.
Smacznego!
Lubicie surowe desery na bazie orzechów?
Pozdrawiam,
Daria
środa, 20 lipca 2016
Kosmetyki do włosów John Masters Organics
Cześć!
Szczególnie przypadł mi do gustu szampon z lawendą i rozmarynem do włosów normalnych. Ma galaretowatą konsystencję, dobrze się pieni i jest bardzo wydajny. Moje włosy są po nim miękkie i gładkie. Ziołowy zapach bardzo mi odpowiada. Zazwyczaj wybieram tanie kosmetyki, ale kiedyś pewnie skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie.
Szampon z wiesiołkiem do włosów suchych też dobrze u mnie działał, ale ze względu na zapach wybieram ten z rozmarynem i lawendą.
Największym ulubieńcem jest dla mnie odżywka do włosów Cytrus i gorzka pomarańcza, która ma konsystencję lekkiego kremu. Łatwo się rozprowadza, włosy chłoną ją bardzo szybko i nie są przeciążone, nawet kiedy nałożę więcej odżywki. Pięknie pachnie pomarańczami.
Sięgam po nią 1-2 razy w tygodniu. Kondycja włosów się poprawiła i częstsze odżywianie nie jest konieczne.
Odżywka jest bardzo wydajna, mam jeszcze połowę opakowania, a używam jej już prawie 3 miesiące. W tym wypadku cena zdecydowanie idzie w parze z jakością.
Producent zaleca spłukanie odżywki po 3 minutach, jednak uznałam, że szkoda by tak dobry i drogi produkt zostawiać na włosach tylko chwilę. Odżywkę stosuję bez spłukiwania, niewielka ilość nie obciąża włosów, a rozczesywanie jest o wiele łatwiejsze.
Czasem nakładam większą ilość i stosuję jako maskę, w każdej wersji dobrze się sprawdza.
Włosy po takiej kuracji są lśniące, miękkie w dotyku, a przede wszystkim mocne. Bardzo dobrze odżywione i nawilżone. Pięknie pachną pomarańczami:)Kosztuje około 80 zł, ale moim zdaniem jest warta swojej ceny.
Znacie kosmetyki JMO? Macie swoich ulubieńców?
Pozdrawiam,
Daria
Miałam już kilka opakowań wygładzającej odżywki do włosów Cytrus i gorzka pomarańcza z John Masters Organics. Mimo, że jest droga, widzę efekty i myślę że jest warta swojej ceny. Niedawno wypróbowałam też szampony marki, które sprawdziły się równie dobrze.
Szczególnie przypadł mi do gustu szampon z lawendą i rozmarynem do włosów normalnych. Ma galaretowatą konsystencję, dobrze się pieni i jest bardzo wydajny. Moje włosy są po nim miękkie i gładkie. Ziołowy zapach bardzo mi odpowiada. Zazwyczaj wybieram tanie kosmetyki, ale kiedyś pewnie skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie.
Szampon z wiesiołkiem do włosów suchych też dobrze u mnie działał, ale ze względu na zapach wybieram ten z rozmarynem i lawendą.
Największym ulubieńcem jest dla mnie odżywka do włosów Cytrus i gorzka pomarańcza, która ma konsystencję lekkiego kremu. Łatwo się rozprowadza, włosy chłoną ją bardzo szybko i nie są przeciążone, nawet kiedy nałożę więcej odżywki. Pięknie pachnie pomarańczami.
Odżywka jest bardzo wydajna, mam jeszcze połowę opakowania, a używam jej już prawie 3 miesiące. W tym wypadku cena zdecydowanie idzie w parze z jakością.
Producent zaleca spłukanie odżywki po 3 minutach, jednak uznałam, że szkoda by tak dobry i drogi produkt zostawiać na włosach tylko chwilę. Odżywkę stosuję bez spłukiwania, niewielka ilość nie obciąża włosów, a rozczesywanie jest o wiele łatwiejsze.
Czasem nakładam większą ilość i stosuję jako maskę, w każdej wersji dobrze się sprawdza.
Włosy po takiej kuracji są lśniące, miękkie w dotyku, a przede wszystkim mocne. Bardzo dobrze odżywione i nawilżone. Pięknie pachną pomarańczami:)Kosztuje około 80 zł, ale moim zdaniem jest warta swojej ceny.
Znacie kosmetyki JMO? Macie swoich ulubieńców?
Pozdrawiam,
Daria
poniedziałek, 18 lipca 2016
Wyniki rozdania- YOPE
Cześć!
Dziękuję wszystkim za udział! Zainteresowanie było duże, co mnie ogromnie cieszy! Niebawem kolejne rozdanie, więc zaglądajcie:)
Mydła wysyłam do:
Marta Łuczaj
Anastazja Kurek
Wystałam już maila i czekam na adresy:)
Gratuluję i dziękuję marce YOPE za nagrody!
Dziękuję wszystkim za udział! Zainteresowanie było duże, co mnie ogromnie cieszy! Niebawem kolejne rozdanie, więc zaglądajcie:)
Mydła wysyłam do:
Marta Łuczaj
Anastazja Kurek
Wystałam już maila i czekam na adresy:)
Gratuluję i dziękuję marce YOPE za nagrody!
niedziela, 17 lipca 2016
Last week #53
Cześć!
Kolejne 30 km za mną:) W lutym pokonałam ten dystans pierwszy raz i zimą zdecydowanie lżej mi się biegło. Dziś miałam lekką kolkę na ostatnich pięciu kilometrach, ale poza tym było ok. Lubię takie wyzwania i zdecydowanie wolę wyszukiwać trochę dłuższe biegi, ale pod koniec roku mam też w planie dyszkę:)
To już moja druga torebka od Paulina Schaedel, mam też większy worek, z którym nie rozstaję się od prawie roku. Kiedyś wydawało mi się, że tylko skórzane torebki mają dobrą jakość, ale zmieniałam zdanie i nie mam potrzeby noszenia skóry. Została mi jeszcze tylko jedna skórzana torebka, resztę sprzedałam. Te są bardzo dobrze wykonane i nie widzę śladów używania, a nie oszczędzam torebek, zazwyczaj noszę jedną do znudzenia kiedy mi pasuje. Mała miętowa bardzo mi się podoba i przyda mi się do letnich sukienek:) Jeśli szukacie dobrej jakościowo, wegańskiej torebki polecam przejrzeć ofertę:)
To już moje trzecie opakowanie olejku z Resibo, na razie nie szukam niczego innego, ten kosmetyk świetnie radzi sobie z demakijażem, nie podrażnia oczu i jest bardzo wydajny. Jedno opakowanie wystarcza mi na na 3-4 miesiące. Więcej o nim pisałam TUTAJ. Lubicie kosmetyki resibo?
Pokazywałam ją już na instagramie i polecam jeśli lubicie czekoladowy smak. Kaszka amarantusowa to pomysł na szybkie i smaczne śniadanie, na pewno będę do niej wracać o bo jest pyszna. Nie widziałam jej nigdzie stacjonarnie, ale można zamówić ją TUTAJ.
Kosmetyki marki 100% pure marzyły mi się od dawna, niedawno zrobiłam małe zakupy i to był dobry wybór:) Marka bazuje tylko na naturalnych, roślinnych składnikach. Czytając listą składników można się tylko zachwycać. Pomadka jest barwiona sokiem z owoców, lakier póki co jest trwały. Mają piękne opakowania! Resztę pokażę niebawem:) Może polecacie coś tej marki?
Zachęcam do wzięcia udziału w rozdaniu- KLIK, jest jeszcze czas do północy, a jutro wylosuje zwycięzców:) Powodzenia!
Udanego tygodnia!
Daria
Kolejne 30 km za mną:) W lutym pokonałam ten dystans pierwszy raz i zimą zdecydowanie lżej mi się biegło. Dziś miałam lekką kolkę na ostatnich pięciu kilometrach, ale poza tym było ok. Lubię takie wyzwania i zdecydowanie wolę wyszukiwać trochę dłuższe biegi, ale pod koniec roku mam też w planie dyszkę:)
To już moja druga torebka od Paulina Schaedel, mam też większy worek, z którym nie rozstaję się od prawie roku. Kiedyś wydawało mi się, że tylko skórzane torebki mają dobrą jakość, ale zmieniałam zdanie i nie mam potrzeby noszenia skóry. Została mi jeszcze tylko jedna skórzana torebka, resztę sprzedałam. Te są bardzo dobrze wykonane i nie widzę śladów używania, a nie oszczędzam torebek, zazwyczaj noszę jedną do znudzenia kiedy mi pasuje. Mała miętowa bardzo mi się podoba i przyda mi się do letnich sukienek:) Jeśli szukacie dobrej jakościowo, wegańskiej torebki polecam przejrzeć ofertę:)
To już moje trzecie opakowanie olejku z Resibo, na razie nie szukam niczego innego, ten kosmetyk świetnie radzi sobie z demakijażem, nie podrażnia oczu i jest bardzo wydajny. Jedno opakowanie wystarcza mi na na 3-4 miesiące. Więcej o nim pisałam TUTAJ. Lubicie kosmetyki resibo?
Pokazywałam ją już na instagramie i polecam jeśli lubicie czekoladowy smak. Kaszka amarantusowa to pomysł na szybkie i smaczne śniadanie, na pewno będę do niej wracać o bo jest pyszna. Nie widziałam jej nigdzie stacjonarnie, ale można zamówić ją TUTAJ.
Kosmetyki marki 100% pure marzyły mi się od dawna, niedawno zrobiłam małe zakupy i to był dobry wybór:) Marka bazuje tylko na naturalnych, roślinnych składnikach. Czytając listą składników można się tylko zachwycać. Pomadka jest barwiona sokiem z owoców, lakier póki co jest trwały. Mają piękne opakowania! Resztę pokażę niebawem:) Może polecacie coś tej marki?
Zachęcam do wzięcia udziału w rozdaniu- KLIK, jest jeszcze czas do północy, a jutro wylosuje zwycięzców:) Powodzenia!
Udanego tygodnia!
Daria
piątek, 15 lipca 2016
Olej z dzikiej róży- Botanicapharma
Cześć!
Od dawna używam różnych olejków do pielęgnacji twarzy i co jakiś czas pokazuję moich ulubieńców. Na efekty ich działania trzeba trochę poczekać, ale warto dać olejkom trochę czasu. Większe rezultaty widać po stosowaniu ich regularnie nawet przez 2-3 miesiące. Jeden z moich ulubionych to olej z dzikiej róży. Tym razem wypróbowałam olej marki Botanicapharma.
Jest wiele rodzajów róży, olej z dzikiej róży ma działanie nawilżające, regenerujące i wygładzające skórę. Zawiera kwasy tłuszczowe z wysoką zawartością kwasu linolowego i linolenowego - to kwasy ściśle związane z syntezą kolagenu na poziomie komórkowym.
Od dawna używam różnych olejków do pielęgnacji twarzy i co jakiś czas pokazuję moich ulubieńców. Na efekty ich działania trzeba trochę poczekać, ale warto dać olejkom trochę czasu. Większe rezultaty widać po stosowaniu ich regularnie nawet przez 2-3 miesiące. Jeden z moich ulubionych to olej z dzikiej róży. Tym razem wypróbowałam olej marki Botanicapharma.
Jest wiele rodzajów róży, olej z dzikiej róży ma działanie nawilżające, regenerujące i wygładzające skórę. Zawiera kwasy tłuszczowe z wysoką zawartością kwasu linolowego i linolenowego - to kwasy ściśle związane z syntezą kolagenu na poziomie komórkowym.
1/odżywia i regeneruje skórę
2/likwiduje nadmierne zrogowacenie i łuszczenie naskórka
3/poprawia ukrwienie, jędrność i elastyczność skóry
4/wzmacnia odporność skóry na działanie czynników zewnętrznych
5/wygładza zmarszczki i opóźnia procesy starzenia
6/zapobiega pękaniu naczynek krwionośnych poprzez ich wzmocnienie
7/reguluje pracę gruczołów łojowych
8/łagodzi podrażnienia m.in. słoneczne
1/odżywia i regeneruje skórę
2/likwiduje nadmierne zrogowacenie i łuszczenie naskórka
3/poprawia ukrwienie, jędrność i elastyczność skóry
4/wzmacnia odporność skóry na działanie czynników zewnętrznych
5/wygładza zmarszczki i opóźnia procesy starzenia
6/zapobiega pękaniu naczynek krwionośnych poprzez ich wzmocnienie
7/reguluje pracę gruczołów łojowych
8/łagodzi podrażnienia m.in. słoneczne
Olej stosowałam raz dziennie, głównie na noc. Nakładałam go solo, albo mieszałam kremem czy kwasem hialuronowym. Jest dobrą bazą do masażu twarzy, warto go wykonywać nawet jeśli macie na to 1-2 minuty- KLIK.
Olej z dzikiej róży zapobiega złuszczaniu, suchości i pękaniu skóry, opóźnia pojawienie się zmarszczek i bruzd, wpływa na redukcję przebarwień na skórze.
Olejek jest bogaty w witaminę C, która chroni przed wolnymi rodnikami i spowalnia procesy starzenia się komórek skóry.
Świetnie nawilża skórę, przyspiesza gojenie ran i świeżych blizn. Sprawia, że skóra staje się promienna i gładsza. Małe opakowanie 20 ml wystarczyło mi na 2 miesiące codziennego stosowania, wystarczą 1-2 krople do rozprowadzenia na twarzy i dekolcie. Pięknie pachnie, co jest jego ogromna zaletą. Olej najdziecie TUTAJ. Olej jest dobrej jakości, tłoczony na zimno. W składzie 100% oleju z dzikiej róży, bez zbędnych dodatków. Na pewno kupię kolejne opakowanie.
Lubicie olej różany, a może macie inne które polecacie?
Pozdrawiam,
Daria
środa, 13 lipca 2016
W dwa lata od zera do maratonu
Cześć!
Miałam sporo pytań o moje początki biegania szczególnie po pierwszym maratonie. Po dwóch latach regularnego biegania udało mi się ukończyć królewski dystans, chociaż kiedy zaczynałam biegać nawet o tym nie marzyłam.
Ten rok jest u mnie szczególnie biegowy, ukończyłam już kilka biegów, w tym pierwszy maraton który był ogromnym przeżyciem. Szykują się kolejne biegi, które napędzają do trenowania i dają dużo radości. Mimo wszystko ciągle najbardziej lubię spokoje bieganie dla przyjemności w lesie, czy na innych ścieżkach. Lubię długie weekendowe wybiegania, chociaż nie zawsze jest lekko, zwłaszcza teraz latem kiedy przy wyższych temperaturach biega się bardzo ciężko.
Na pierwszy bieg wyszłam wiosną 2014, wcześniej miałam kilka podejść do biegania, ale wygrywały zajęcia fitness, na które chodziłam bardzo często. Zdziwiłam się, bo moja forma była całkiem dobra i mogłam bez problemu przebiec dłuższy odcinek, nie pamiętam dokładnie, ale było około 20 minut i jakieś 3 km. Nie mierzyłam dystansu, ale biegałam na wałach i pamiętam do którego momentu dobiegłam, potem wróciłam ten dystans do domu szybkim marszem. Powtarzałam to 2-3 razy w tygodniu. Z czasem powoli wydłużałam dystans i na wakacjach udało mi się przebiec po raz pierwszy 10 km, co było moim pierwszym celem. Spodobało mi się to i zaczęłam traktować bieganie poważniej.
Zaczęłam bardzo intuicyjnie, nie czytałam wiele o bieganiu, na książki, blogi o bieganiu i gazety przyszedł czas później. Dystans sprawdzałam bardzo orientacyjnie na Google maps, bo nie lubiłam biegać z telefonem. We wrześniu zapisałam się na pierwszy bieg uliczny na 10 km, żeby zobaczyć jak to wygląda. Moim celem było dotarcie do mety, możliwie nie jako ostatnia i to się udało:) W listopadzie zapisałam się jeszcze na bieg niepodległości, a potem udało mi się biegać całą zimę regularnie. Miałam co do tego duże obawy, ale zima nie była sroga i w zasadzie nie było się czego bać.
Apatyt rośnie w miarę biegania i po pierwszych dyszkach przyszła ochota na półmaraton. Wybrałam Nocny Półmaraton we Wrocławiu i przebiegałam go w 2015 roku. Przed biegiem miałam trochę obaw, bo przed startem mój najdłuższy dystans to było 17 km. Na półmaratonie biegłam wolno, dla zabawy, chciałam zobaczyć czy długie dystanse w ogóle są dla mnie. Bardzo dobrze go wspominam, miałam czas około 2:08, biegło mi się bardzo przyjemnie. Radość była ogromna, bo nie sądziłam, że kiedyś pokonam taką odległość.
Po półmaratonie nie planowałam kolejnych startów, w listopadzie zapisałam się na bieg Niepodległości i po nim zaczęłam myśleć o maratonie. Początkowo zakładałam jesień, następnego roku, ale sprawdzając kalendarz biegowy zdecydowałam się na bieg na wiosnę w Krakowie. Zapisałam się na maraton dokładnie 15 listopada, pół roku przed startem. Kolejnego dnia skręciłam kostkę i przez miesiąc nie mogłam biegać. Mimo to szybko się "pozbierałam" i od stycznia ruszyłam w porządnymi przygotowaniami i długimi wybieganiami co tydzień. Długie biegi przypadały u mnie w niedzielę i było to 20-25 km.
W marcu biegłam 10 km Wroactive i mocno zdziwiła mnie moja forma, ukończyłam bieg z czasem 47:30, do tej pory na 10 km, mój najlepszy czas był o 5 minut dłuższy. Biegłam szybko cały bieg, pierwszy raz na 100%. Poprawiałam wynik głównie w oparciu do długie wybiegania, bo zimą nie robiłam treningów interwałowych, tylko spokojnie biegałam.
W czasie przygotowań do maratonu biegałam 3-4 razy w tygodniu, założyłam sobie tygodniowy dystans 45-50 km i się tego trzymałam. Czasem było trochę mniej kilometrów, czasem więcej. Po drodze zdarzyło się też przeziębienie i tydzień bez aktywności. Poza tym nie opuszczałam treningów, byłam sumienna i systematyczna. Maraton mocno mnie motywował, wiedziałam że do takiego wyzwania muszę się dobrze przygotować:)
W lutym przebiegłam 30 km po raz pierwszy i był to najdłuższy dystans jaki zrobiłam przed maratonem. Dało mi to wiarę, w to że maraton jest dla mnie osiągalny.
Jeśli zaglądacie na bloga, albo mój instagram wiecie, że 15 maja 2016 ukończyłam Cracovia Maraton z czasem 4:15:21 co było dla mnie ogromna radością. Mimo, że momentami walczyłam z wiatrem, nie miałam chwil zwątpienia na maratonie. Biegłam cały czas, chociaż końcówka była męcząca. Dałam radę przybiec w lepszym czasie niż zakładałam. Nie nastawałam się na konkretną strefę czasową, przed biegiem zaznaczyłam ją raczej orientacyjnie. W głowie zostałam radość, satysfakcja i ogromna ochota no kolejny maraton. Przebiegnięcie 42,195 km to bardzo cenne doświadczenie, cieszę się że do pierwszego maratonu dobrze się przygotowałam i przebiegłam tą odległość z przyjemnością bez kryzysu.
Jak widać maraton nie jest tak odległy jak się początkowo wydaje, ale na początku biegania wydawało mi się to szaleństwem.. Dobrze jest zacząć spokojnie, bez wielkich celów, patrze na swoje wyniki i staram się je poprawić. Nie porównuję się z innymi, bo to nie ma sensu. Każdy ma inne cele, inne ciało i możliwości. Są dni kiedy bez problemu biegnę z tempie 5:20 na minutę, a czasem mam problem żeby biec 6:00, zdarza się też wolniejsze tempo, kiedy czuję że moje ciało jest zmęczone. Cały czas biegam dla przyjemności, wyniki są coraz lepsze, ale podium nie jest moim celem. Biegam dla siebie, testuję nowe treningi, sporo czytam i dowiaduję się od bardziej doświadczonych osób. To dla mnie dodatkowo motywacja.
Jeśli zaczynacie myślcie o systematycznych biegach i nie przejmujcie się wolnym tempem. Lepszy czas to kwestia czasu. Bieganie ma być przyjemnością:)
Zdarzają mi się słabsze dni, albo tygodnie kiedy pobiegnę tylko dwa razy, nie ma w tym nic złego. Czasem organizm potrzebuje odpoczynku. Nie odpuszczam, bo mi się nie chce, ale kiedy czuję że potrzebuję przerwy, nie zdarza się to często, ale raz na kilka tygodni dzień przerwy nie zrujnuje formy. Cały czas bieganie jest dla mnie przyjemnością dlatego nie mam problemu, że wstać o 4 rano żeby zdążyć przed upałem.
To w skrócie moja biegowa historia, jeśli macie pytania zostawiajcie je w komentarzach. Chcecie żebym jeszcze poruszyła jakiś biegowy temat? Jakie są Wasze biegowe cele? Ja myślę o wrześniowym maratonie, przygotowuję się cały czas, trochę obawiam się pogody, w dużym upale pewnie nie wystartuję.
Pozdrawiam,
Daria
Miałam sporo pytań o moje początki biegania szczególnie po pierwszym maratonie. Po dwóch latach regularnego biegania udało mi się ukończyć królewski dystans, chociaż kiedy zaczynałam biegać nawet o tym nie marzyłam.
Ten rok jest u mnie szczególnie biegowy, ukończyłam już kilka biegów, w tym pierwszy maraton który był ogromnym przeżyciem. Szykują się kolejne biegi, które napędzają do trenowania i dają dużo radości. Mimo wszystko ciągle najbardziej lubię spokoje bieganie dla przyjemności w lesie, czy na innych ścieżkach. Lubię długie weekendowe wybiegania, chociaż nie zawsze jest lekko, zwłaszcza teraz latem kiedy przy wyższych temperaturach biega się bardzo ciężko.
Na pierwszy bieg wyszłam wiosną 2014, wcześniej miałam kilka podejść do biegania, ale wygrywały zajęcia fitness, na które chodziłam bardzo często. Zdziwiłam się, bo moja forma była całkiem dobra i mogłam bez problemu przebiec dłuższy odcinek, nie pamiętam dokładnie, ale było około 20 minut i jakieś 3 km. Nie mierzyłam dystansu, ale biegałam na wałach i pamiętam do którego momentu dobiegłam, potem wróciłam ten dystans do domu szybkim marszem. Powtarzałam to 2-3 razy w tygodniu. Z czasem powoli wydłużałam dystans i na wakacjach udało mi się przebiec po raz pierwszy 10 km, co było moim pierwszym celem. Spodobało mi się to i zaczęłam traktować bieganie poważniej.
Zaczęłam bardzo intuicyjnie, nie czytałam wiele o bieganiu, na książki, blogi o bieganiu i gazety przyszedł czas później. Dystans sprawdzałam bardzo orientacyjnie na Google maps, bo nie lubiłam biegać z telefonem. We wrześniu zapisałam się na pierwszy bieg uliczny na 10 km, żeby zobaczyć jak to wygląda. Moim celem było dotarcie do mety, możliwie nie jako ostatnia i to się udało:) W listopadzie zapisałam się jeszcze na bieg niepodległości, a potem udało mi się biegać całą zimę regularnie. Miałam co do tego duże obawy, ale zima nie była sroga i w zasadzie nie było się czego bać.
Apatyt rośnie w miarę biegania i po pierwszych dyszkach przyszła ochota na półmaraton. Wybrałam Nocny Półmaraton we Wrocławiu i przebiegałam go w 2015 roku. Przed biegiem miałam trochę obaw, bo przed startem mój najdłuższy dystans to było 17 km. Na półmaratonie biegłam wolno, dla zabawy, chciałam zobaczyć czy długie dystanse w ogóle są dla mnie. Bardzo dobrze go wspominam, miałam czas około 2:08, biegło mi się bardzo przyjemnie. Radość była ogromna, bo nie sądziłam, że kiedyś pokonam taką odległość.
Po półmaratonie nie planowałam kolejnych startów, w listopadzie zapisałam się na bieg Niepodległości i po nim zaczęłam myśleć o maratonie. Początkowo zakładałam jesień, następnego roku, ale sprawdzając kalendarz biegowy zdecydowałam się na bieg na wiosnę w Krakowie. Zapisałam się na maraton dokładnie 15 listopada, pół roku przed startem. Kolejnego dnia skręciłam kostkę i przez miesiąc nie mogłam biegać. Mimo to szybko się "pozbierałam" i od stycznia ruszyłam w porządnymi przygotowaniami i długimi wybieganiami co tydzień. Długie biegi przypadały u mnie w niedzielę i było to 20-25 km.
W marcu biegłam 10 km Wroactive i mocno zdziwiła mnie moja forma, ukończyłam bieg z czasem 47:30, do tej pory na 10 km, mój najlepszy czas był o 5 minut dłuższy. Biegłam szybko cały bieg, pierwszy raz na 100%. Poprawiałam wynik głównie w oparciu do długie wybiegania, bo zimą nie robiłam treningów interwałowych, tylko spokojnie biegałam.
W czasie przygotowań do maratonu biegałam 3-4 razy w tygodniu, założyłam sobie tygodniowy dystans 45-50 km i się tego trzymałam. Czasem było trochę mniej kilometrów, czasem więcej. Po drodze zdarzyło się też przeziębienie i tydzień bez aktywności. Poza tym nie opuszczałam treningów, byłam sumienna i systematyczna. Maraton mocno mnie motywował, wiedziałam że do takiego wyzwania muszę się dobrze przygotować:)
W lutym przebiegłam 30 km po raz pierwszy i był to najdłuższy dystans jaki zrobiłam przed maratonem. Dało mi to wiarę, w to że maraton jest dla mnie osiągalny.
Jeśli zaglądacie na bloga, albo mój instagram wiecie, że 15 maja 2016 ukończyłam Cracovia Maraton z czasem 4:15:21 co było dla mnie ogromna radością. Mimo, że momentami walczyłam z wiatrem, nie miałam chwil zwątpienia na maratonie. Biegłam cały czas, chociaż końcówka była męcząca. Dałam radę przybiec w lepszym czasie niż zakładałam. Nie nastawałam się na konkretną strefę czasową, przed biegiem zaznaczyłam ją raczej orientacyjnie. W głowie zostałam radość, satysfakcja i ogromna ochota no kolejny maraton. Przebiegnięcie 42,195 km to bardzo cenne doświadczenie, cieszę się że do pierwszego maratonu dobrze się przygotowałam i przebiegłam tą odległość z przyjemnością bez kryzysu.
Jak widać maraton nie jest tak odległy jak się początkowo wydaje, ale na początku biegania wydawało mi się to szaleństwem.. Dobrze jest zacząć spokojnie, bez wielkich celów, patrze na swoje wyniki i staram się je poprawić. Nie porównuję się z innymi, bo to nie ma sensu. Każdy ma inne cele, inne ciało i możliwości. Są dni kiedy bez problemu biegnę z tempie 5:20 na minutę, a czasem mam problem żeby biec 6:00, zdarza się też wolniejsze tempo, kiedy czuję że moje ciało jest zmęczone. Cały czas biegam dla przyjemności, wyniki są coraz lepsze, ale podium nie jest moim celem. Biegam dla siebie, testuję nowe treningi, sporo czytam i dowiaduję się od bardziej doświadczonych osób. To dla mnie dodatkowo motywacja.
Jeśli zaczynacie myślcie o systematycznych biegach i nie przejmujcie się wolnym tempem. Lepszy czas to kwestia czasu. Bieganie ma być przyjemnością:)
Zdarzają mi się słabsze dni, albo tygodnie kiedy pobiegnę tylko dwa razy, nie ma w tym nic złego. Czasem organizm potrzebuje odpoczynku. Nie odpuszczam, bo mi się nie chce, ale kiedy czuję że potrzebuję przerwy, nie zdarza się to często, ale raz na kilka tygodni dzień przerwy nie zrujnuje formy. Cały czas bieganie jest dla mnie przyjemnością dlatego nie mam problemu, że wstać o 4 rano żeby zdążyć przed upałem.
To w skrócie moja biegowa historia, jeśli macie pytania zostawiajcie je w komentarzach. Chcecie żebym jeszcze poruszyła jakiś biegowy temat? Jakie są Wasze biegowe cele? Ja myślę o wrześniowym maratonie, przygotowuję się cały czas, trochę obawiam się pogody, w dużym upale pewnie nie wystartuję.
Pozdrawiam,
Daria